Niedawno po polskim Internecie krążył szalenie popularny
filmik: młody YouTuber, Mateusz Ciawlowski, siedzi przed mikrofonem i z
rozbrajającym uśmiechem wyśpiewuje "teksty mamy":
Za kilka lat wspomnisz moje słowa.
Nie jestem twoją koleżanką.
Załóż kapcie, bo skarpet nie dopiorę.
Tylko chodzę i po wszystkich sprzątam.
(...)
Ty nie jesteś wszyscy.
Jak zaraz nie będzie czysto, to wyrzucę wszystko za okno.
Czy ja nie mówię po polsku?
Nie jestem służącą.
Uśmiałam się przy nim do łez, a znajoma określiła go mianem
Języka Polskiej Pramatki. Młodych rodziców piosenka bawi podwójne, wywołując
żywe wspomnienia z dzieciństwa i uświadamiając, jak tego typu wyrażenia z
naszej podświadomości przenikają powoli do języka, jakim porozumiewamy się z
naszymi własnymi dziećmi. Ale kiedy już otrzemy łzy śmiechu i przeczytamy te
wypowiedzi raz jeszcze, przychodzi refleksja: codzienny język rodzica, widziany
oczami dziecka, to groźby, agresja, ignorowanie uczuć i (to chyba cecha typowo
polska) epatowanie matczynym męczeństwem. Nie tego chcemy dla naszych dzieci, a
jednak kiedy zostajemy wytrąceni z równowagi, teksty pramatki same cisną się na
usta, bez względu na to, ile mądrych książek o wychowaniu przeczytaliśmy. Nie
wystarczy wiedzieć, czego chcemy dla naszych dzieci - trzeba jeszcze wiedzieć, jak to osiągnąć.
I właśnie o tym "jak" traktuje właśnie kultowa
książka Adele Faber i Elaine Mazlish
"Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas
mówiły", znana ze słyszenia nawet rodzicom, którzy na co dzień nie
interesują się książkami poświęconymi wychowaniu. Jako początkująca matka
czytałam o niej często w dyskusjach na forach rodzicielskich, ale często
opatrywano ją epitetem "stara" (pierwsze wydanie powstało prawie
cztery dekady temu), więc uznałam, że pewnie nieszczególnie przystaje do
dzisiejszych metod wychowawczych, i odpuściłam lekturę. Przyznaję, że był to
duży błąd.
Z "Jak mówić..." zetknęłam się bliżej kilka lat
później, kiedy w przedszkolu mojej córki zawisły plakaty zapraszające rodziców
na spotkania w poradni psychologicznej, poświęcone wychowaniu dzieci. Jedno
dotyczyło kar i nagród. Byłam już wtedy po lekturze kilku książek z nurtu
bliskościowego, więc z czystej ciekawości postanowiłam wybrać się na spotkanie
i posłuchać, jakie metody proponuje się rodzicom przedszkolaków. Spodziewałam
się karnych jeżyków, zostałam jednak mile zaskoczona, kiedy prowadząca rozdała
nam kartki ze scenkami komiksowymi z
"Jak mówić...", proponującymi rodzicom zupełnie nowy język do
komunikacji z dziećmi, oparty na szacunku i akceptacji. Całe spotkanie zeszło
nam na ćwiczeniach w rozwiązywaniu domowych konfliktów w oparciu o metody Faber
i Mazlish. Wyszłam zachwycona i czym prędzej przeprosiłam się z ich książkami.
Po lekturze mogę szczerze powiedzieć: "Jak
mówić..." to dla rodziców małych dzieci lektura obowiązkowa. W odróżnieniu
od innych książek z nurtu bliskościowego Faber i Mazlish mają bardzo praktyczne
podejście (być może ma z tym coś wspólnego fakt, że nie są terapeutkami, lecz
przede wszystkim matkami i z takiej piszą perspektywy). Opowiadają oczywiście o
filozofii wychowania w szacunku, nakreślają podejście, jakie powinno
przyświecać rodzicom, ale nacisk kładą na konkretny język, wyrażenia i skrypty,
które pozwalają radzić sobie z codziennymi sytuacjami. W miarę jak opanowywałam
proponowane przez Faber i Mazlish zwroty, coraz bardziej przekonywało mnie
takie podejście do sprawy. Czasem zarzuca się autorkom, że ich metody zahaczają
o psychomanipulację (bo czym w końcu jest proponowanie konkretnych sformułowań,
które wywołują u dzieci takie, a nie inne reakcje?), ale ja jestem im dozgonnie
wdzięczna za to, że w chwilach, gdy puszczają mi nerwy, mogę odwołać się do zestawu
wyrażeń, które pozwalają uspokoić atmosferę i skupić się na rozwiązaniu
problemu, a nie eskalacji konfliktu. Dla tych z nas, którzy z domu rodzinnego
wynieśli jedynie Język Pramatki, jest to prawdziwe wybawienie. Musimy jedynie
pamiętać, by skupiając się na języku, nie stracić z oczu podwalin proponowanego
przez autorki podejścia. Słyszałam o matce, która - wierząc, że postępuje w
duchu metod z "Jak mówić..." - mówiła do dziecka: "Chcesz
posprzątać pokój czy dostać karę? Wybieraj!". Do proponowanej przez
autorki kwestii wprowadzającej wybór wetknięto stary dobry koncept kary.
Pokazuje to, że wykucie na pamięć paru zwrotów nie wystarczy, potrzebna jest
całkowita zmiana mentalności.
Faber i Mazlish poruszają w książce kilka bardzo istotnych
kwestii, z którymi nie spotkałam się w innych książkach o wychowaniu, a
przynajmniej nie były one tak jasno i obszernie wyłożone. Bardzo dużo uwagi
poświęcają między innymi wyzwalaniu dzieci z narzuconych im ról (ta kwestia jest
dla mnie największym odkryciem, dużo uwagi poświęcam teraz temu, w jaki sposób
opisuję swoje dzieci przy nich samych i przy obcych), zachęcaniu do
samodzielności (w pozytywnym sensie, nie na zasadzie brutalnego odcinania
pępowiny), pochwałom (różnica między "Jesteś bardzo odpowiedzialna" a
"To się nazywa odpowiedzialność" - bezcenne spostrzeżenie). Bardzo
szczegółowo opisują też scenariusze umożliwiające dzieciom samodzielne
znalezienie rozwiązania konfliktów. W miarę jak czytałam, miałam coraz większą
ochotę zrobić listę tych metod i powiesić na lodówce.
O mocy zaproponowanego w książce języka niech świadczy
następująca anegdota: Kiedy byłam w trakcie lektury "Jak mówić...",
przyszła do mnie moja pięcioletnia córka i opowiedziała o przedszkolnym
konflikcie: koleżanka chciała zawsze siedzieć koło niej, a moja córka chciała
też czasem siedzieć z innymi dziećmi. Była rozżalona, że proszone o interwencję
panie kazały jej się przesiadać ("A przecież chciałam siedzieć na moim
ulubionym krzesełku z motylkiem"). Po opowiedzeniu mi tej historii
spytała, co zrobiłabym na miejscu pań.
Zwykle w takich sytuacjach czułam się bezradna. Bo jak
rozwiązać taki konflikt, żeby wszyscy czuli się wysłuchani i potraktowani
sprawiedliwie? Co można zaproponować, żeby nie skończyło się atakiem furii u
jednej ze stron? Ale jako że miałam głowę pełną pomysłów z "Jak
mówić...", sięgnęłam pamięcią do konkretnego scenariusza: opisz problem
("Widzę dwie dziewczynki, z których jedna chce siedzieć codziennie obok
drugiej, ale druga chce siedzieć czasem z kimś innym", poproś o propozycje
rozwiązań ("Jestem pewna, że wymyślicie, jak rozwiązać ten problem.
Zapiszę wszystkie wasze pomysły").
Moja córka zaczęła w wyobraźni
odgrywać tę scenkę, podając na zmianę pomysły swoje i (wyimaginowane) pomysły
koleżanki. Ostatecznie ustaliła, że koleżanka może siadać z nią co drugi dzień.
Nie wiem, czy uda jej się zastosować ten scenariusz samodzielnie w przedszkolu,
ale mogłam na własne uszy przekonać się, że proponowany przez Faber i Mazlish język
rzeczywiście otwiera dziecięce umysły na samodzielne rozwiązywanie problemów.
Najnowsze wydanie "Jak mówić..." uzupełnione jest
o podrozdziały "Doświadczenia rodziców polskich", poruszające
problemy wynikające z naszej kultury wychowania, a także - co mnie szczególnie
ujęło - posłowie napisane przez Joannę Faber, córkę jednej z autorek. I to
odróżnia "Jak mówić" od książek autorów kanapowych: nie dość, że
autorki mają po troje dzieci, a więc swoje metody mogły gruntownie przetestować
w praktyce, to jeszcze dziś, po kilkudziesięciu latach od wydania książki,
możemy w niej przeczytać relację z pierwszej ręki, jak wyglądało dzieciństwo w
domu Faberów. Joanna z rozbrajającą szczerością opowiada o ciężarze bycia młodą
matką i córką autorek kultowego podręcznika o wychowaniu (w Ameryce jeszcze
bardziej znanego niż w Polsce), przyznaje się do licznych rodzicielskich
porażek, ale jednocześnie zapewnia, że dorastanie w domu pełnym empatii miało
ogromny, pozytywny wpływ na jej dzieciństwo i relacje z rodzicami. Dziś sama
pisze książki oraz prowadzi warsztaty o wychowaniu, popularyzując metody swojej
matki. Trudno o lepszą reklamę.
Mnie szczególnie jednak ujęła wypowiedź jednej z
czytelniczek, cytowana na łamach książki. "Na
samą myśl, jak wyglądałoby życie mojego dziecka bez Waszych książek, chce mi
się płakać. Podarowaliście podobnym do mnie - perfekcjonistom, pracoholikom,
dorosłym dzieciom alkoholików - niewiarygodny dar: zdolność porozumiewania się
z ukochanymi dziećmi w sposób pełen miłości i pozbawiony krytyki". Mam
podobne odczucia. Mam nadzieję, że moje dzieci będą kiedyś mogły mówić o swoim
dzieciństwie w takich słowach, jak Joanna, a w filmiku z "tekstami
matek" nie usłyszą zbyt wielu znajomych kwestii.
Joanna Pietrulewicz
Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, Faber Adele, Mazlish Elaine, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2017
Joanna Pietrulewicz
Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, Faber Adele, Mazlish Elaine, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2017
Mam dwie książki z tej serii! Wszystkie czyta się bardzo szybko i łatwo zapamiętać zasady, które proponują:)
OdpowiedzUsuń