cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 7 sierpnia 2018

Język empatii


Niedawno po polskim Internecie krążył szalenie popularny filmik: młody YouTuber, Mateusz Ciawlowski, siedzi przed mikrofonem i z rozbrajającym uśmiechem wyśpiewuje "teksty mamy":

Za kilka lat wspomnisz moje słowa.
Nie jestem twoją koleżanką.
Załóż kapcie, bo skarpet nie dopiorę.
Tylko chodzę i po wszystkich sprzątam.
(...)
Ty nie jesteś wszyscy.
Jak zaraz nie będzie czysto, to wyrzucę wszystko za okno.
Czy ja nie mówię po polsku?
Nie jestem służącą.

Uśmiałam się przy nim do łez, a znajoma określiła go mianem Języka Polskiej Pramatki. Młodych rodziców piosenka bawi podwójne, wywołując żywe wspomnienia z dzieciństwa i uświadamiając, jak tego typu wyrażenia z naszej podświadomości przenikają powoli do języka, jakim porozumiewamy się z naszymi własnymi dziećmi. Ale kiedy już otrzemy łzy śmiechu i przeczytamy te wypowiedzi raz jeszcze, przychodzi refleksja: codzienny język rodzica, widziany oczami dziecka, to groźby, agresja, ignorowanie uczuć i (to chyba cecha typowo polska) epatowanie matczynym męczeństwem. Nie tego chcemy dla naszych dzieci, a jednak kiedy zostajemy wytrąceni z równowagi, teksty pramatki same cisną się na usta, bez względu na to, ile mądrych książek o wychowaniu przeczytaliśmy. Nie wystarczy wiedzieć, czego chcemy dla naszych dzieci - trzeba jeszcze wiedzieć, jak to osiągnąć.

I właśnie o tym "jak" traktuje właśnie kultowa książka Adele Faber i Elaine Mazlish "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły", znana ze słyszenia nawet rodzicom, którzy na co dzień nie interesują się książkami poświęconymi wychowaniu. Jako początkująca matka czytałam o niej często w dyskusjach na forach rodzicielskich, ale często opatrywano ją epitetem "stara" (pierwsze wydanie powstało prawie cztery dekady temu), więc uznałam, że pewnie nieszczególnie przystaje do dzisiejszych metod wychowawczych, i odpuściłam lekturę. Przyznaję, że był to duży błąd.

Z "Jak mówić..." zetknęłam się bliżej kilka lat później, kiedy w przedszkolu mojej córki zawisły plakaty zapraszające rodziców na spotkania w poradni psychologicznej, poświęcone wychowaniu dzieci. Jedno dotyczyło kar i nagród. Byłam już wtedy po lekturze kilku książek z nurtu bliskościowego, więc z czystej ciekawości postanowiłam wybrać się na spotkanie i posłuchać, jakie metody proponuje się rodzicom przedszkolaków. Spodziewałam się karnych jeżyków, zostałam jednak mile zaskoczona, kiedy prowadząca rozdała nam kartki ze scenkami komiksowymi  z "Jak mówić...", proponującymi rodzicom zupełnie nowy język do komunikacji z dziećmi, oparty na szacunku i akceptacji. Całe spotkanie zeszło nam na ćwiczeniach w rozwiązywaniu domowych konfliktów w oparciu o metody Faber i Mazlish. Wyszłam zachwycona i czym prędzej przeprosiłam się z ich książkami.

Po lekturze mogę szczerze powiedzieć: "Jak mówić..." to dla rodziców małych dzieci lektura obowiązkowa. W odróżnieniu od innych książek z nurtu bliskościowego Faber i Mazlish mają bardzo praktyczne podejście (być może ma z tym coś wspólnego fakt, że nie są terapeutkami, lecz przede wszystkim matkami i z takiej piszą perspektywy). Opowiadają oczywiście o filozofii wychowania w szacunku, nakreślają podejście, jakie powinno przyświecać rodzicom, ale nacisk kładą na konkretny język, wyrażenia i skrypty, które pozwalają radzić sobie z codziennymi sytuacjami. W miarę jak opanowywałam proponowane przez Faber i Mazlish zwroty, coraz bardziej przekonywało mnie takie podejście do sprawy. Czasem zarzuca się autorkom, że ich metody zahaczają o psychomanipulację (bo czym w końcu jest proponowanie konkretnych sformułowań, które wywołują u dzieci takie, a nie inne reakcje?), ale ja jestem im dozgonnie wdzięczna za to, że w chwilach, gdy puszczają mi nerwy, mogę odwołać się do zestawu wyrażeń, które pozwalają uspokoić atmosferę i skupić się na rozwiązaniu problemu, a nie eskalacji konfliktu. Dla tych z nas, którzy z domu rodzinnego wynieśli jedynie Język Pramatki, jest to prawdziwe wybawienie. Musimy jedynie pamiętać, by skupiając się na języku, nie stracić z oczu podwalin proponowanego przez autorki podejścia. Słyszałam o matce, która - wierząc, że postępuje w duchu metod z "Jak mówić..." - mówiła do dziecka: "Chcesz posprzątać pokój czy dostać karę? Wybieraj!". Do proponowanej przez autorki kwestii wprowadzającej wybór wetknięto stary dobry koncept kary. Pokazuje to, że wykucie na pamięć paru zwrotów nie wystarczy, potrzebna jest całkowita zmiana mentalności.

Faber i Mazlish poruszają w książce kilka bardzo istotnych kwestii, z którymi nie spotkałam się w innych książkach o wychowaniu, a przynajmniej nie były one tak jasno i obszernie wyłożone. Bardzo dużo uwagi poświęcają między innymi wyzwalaniu dzieci z narzuconych im ról (ta kwestia jest dla mnie największym odkryciem, dużo uwagi poświęcam teraz temu, w jaki sposób opisuję swoje dzieci przy nich samych i przy obcych), zachęcaniu do samodzielności (w pozytywnym sensie, nie na zasadzie brutalnego odcinania pępowiny), pochwałom (różnica między "Jesteś bardzo odpowiedzialna" a "To się nazywa odpowiedzialność" - bezcenne spostrzeżenie). Bardzo szczegółowo opisują też scenariusze umożliwiające dzieciom samodzielne znalezienie rozwiązania konfliktów. W miarę jak czytałam, miałam coraz większą ochotę zrobić listę tych metod i powiesić na lodówce.

O mocy zaproponowanego w książce języka niech świadczy następująca anegdota: Kiedy byłam w trakcie lektury "Jak mówić...", przyszła do mnie moja pięcioletnia córka i opowiedziała o przedszkolnym konflikcie: koleżanka chciała zawsze siedzieć koło niej, a moja córka chciała też czasem siedzieć z innymi dziećmi. Była rozżalona, że proszone o interwencję panie kazały jej się przesiadać ("A przecież chciałam siedzieć na moim ulubionym krzesełku z motylkiem"). Po opowiedzeniu mi tej historii spytała, co zrobiłabym na miejscu pań.
Zwykle w takich sytuacjach czułam się bezradna. Bo jak rozwiązać taki konflikt, żeby wszyscy czuli się wysłuchani i potraktowani sprawiedliwie? Co można zaproponować, żeby nie skończyło się atakiem furii u jednej ze stron? Ale jako że miałam głowę pełną pomysłów z "Jak mówić...", sięgnęłam pamięcią do konkretnego scenariusza: opisz problem ("Widzę dwie dziewczynki, z których jedna chce siedzieć codziennie obok drugiej, ale druga chce siedzieć czasem z kimś innym", poproś o propozycje rozwiązań ("Jestem pewna, że wymyślicie, jak rozwiązać ten problem. Zapiszę wszystkie wasze pomysły").

Moja córka zaczęła w wyobraźni odgrywać tę scenkę, podając na zmianę pomysły swoje i (wyimaginowane) pomysły koleżanki. Ostatecznie ustaliła, że koleżanka może siadać z nią co drugi dzień. Nie wiem, czy uda jej się zastosować ten scenariusz samodzielnie w przedszkolu, ale mogłam na własne uszy przekonać się, że proponowany przez Faber i Mazlish język rzeczywiście otwiera dziecięce umysły na samodzielne rozwiązywanie problemów.
Najnowsze wydanie "Jak mówić..." uzupełnione jest o podrozdziały "Doświadczenia rodziców polskich", poruszające problemy wynikające z naszej kultury wychowania, a także - co mnie szczególnie ujęło - posłowie napisane przez Joannę Faber, córkę jednej z autorek. I to odróżnia "Jak mówić" od książek autorów kanapowych: nie dość, że autorki mają po troje dzieci, a więc swoje metody mogły gruntownie przetestować w praktyce, to jeszcze dziś, po kilkudziesięciu latach od wydania książki, możemy w niej przeczytać relację z pierwszej ręki, jak wyglądało dzieciństwo w domu Faberów. Joanna z rozbrajającą szczerością opowiada o ciężarze bycia młodą matką i córką autorek kultowego podręcznika o wychowaniu (w Ameryce jeszcze bardziej znanego niż w Polsce), przyznaje się do licznych rodzicielskich porażek, ale jednocześnie zapewnia, że dorastanie w domu pełnym empatii miało ogromny, pozytywny wpływ na jej dzieciństwo i relacje z rodzicami. Dziś sama pisze książki oraz prowadzi warsztaty o wychowaniu, popularyzując metody swojej matki. Trudno o lepszą reklamę.

Mnie szczególnie jednak ujęła wypowiedź jednej z czytelniczek, cytowana na łamach książki. "Na samą myśl, jak wyglądałoby życie mojego dziecka bez Waszych książek, chce mi się płakać. Podarowaliście podobnym do mnie - perfekcjonistom, pracoholikom, dorosłym dzieciom alkoholików - niewiarygodny dar: zdolność porozumiewania się z ukochanymi dziećmi w sposób pełen miłości i pozbawiony krytyki". Mam podobne odczucia. Mam nadzieję, że moje dzieci będą kiedyś mogły mówić o swoim dzieciństwie w takich słowach, jak Joanna, a w filmiku z "tekstami matek" nie usłyszą zbyt wielu znajomych kwestii.

Joanna Pietrulewicz

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, Faber Adele, Mazlish Elaine, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2017

1 komentarz:

  1. Mam dwie książki z tej serii! Wszystkie czyta się bardzo szybko i łatwo zapamiętać zasady, które proponują:)

    OdpowiedzUsuń