"Krasnoludki.
Fakty. Mity. Głupoty" to oryginalny projekt podjęty przez
Macieja Szymanowicza we współpracy z wydawnictwem Nasza Księgarnia.
Nawiązując do form atlasu przyrodniczego, przewodnika
etnograficznego czy popularnonaukowego leksykonu, znany ilustrator i
plakacista stworzył skarbczyk fantastycznej wiedzy o małym ludku.
Książka ta, adresowana teoretycznie do młodszych dzieci, podbiła
serce trzynastolatka, a mnie, jego mamę, rozbawiła do łez i na
pewien czas stała się moją ulubioną lekturą. Autor spakował w
okładki "ponad 465 sztuk" zwariowanych ludzików,
poczciwych i uroczych, ale przedstawionych w sposób tak absurdalny,
że niejeden czytelnik tradycyjnych bajek może, za przeproszeniem,
zgłupieć.
Karty
dużej, kartonowej książki zmieniły się w wyobraźni autora (i
naszej) w baśniowe plenery oraz zwyczajne, znajome wnętrza, choć
szuflady, szafy czy zwykły stolik w powiększonej skali wyglądają
zupełnie inaczej niż przywykliśmy. "Przestrzenność"
tej publikacji jest niezwykła, krasnoludki wyłażą z każdej,
choćby najmniej spodziewanej płaszczyzny (jak notka redakcyjna, z
takim trudem wygospodarowana w mrowiu krasnoludkowej bieganiny),
gapią się na nas, gadają do autora i do czytelników. Radzą,
jakie sporty ekstremalne uprawiać, by schudnąć (na przykład:
wirowanie na skrzydłach wentylatora, skok do kosza, wyścigi w
miodzie na chlebku z twarożkiem), jak niefrasobliwie bawić się po
krasnoludkowemu (każde dziecko temu przytaknie – należy wypić
dużo wody i skakać, wywołując wewnętrzny chlupot), a także
zdradzają tajemnice swojego pochodzenia ("Skąd się biorą
krasnoludki? Z książek o krasnoludkach (zwłaszcza czytanych przed
zaśnięciem (...), z ciastek w kieszeni, z wyobraźni, z kwiatków,
ze sklepu, z dużego deszczu z małej chmurki"), chorób, które
przechodzą lub wywołują (krasnoludoza wesołkowata, łac.
Crasnoludosum chachachum). Wszystko to zostało opowiedziane i
odegrane w stosownej skali ("Olimpiada Krasnoludkowa odbywa się
zwykle co kwadrans"). Aby kompendium krasnoludkologii było
pełne, autor przedstawił nam również osiągnięcia zacnych
pzedstawicieli w dziedzinie kultury i sztuki oraz przybliżył życie
odmiany leśnej oraz... kosmicznej.
Po
przeczytaniu i obejrzeniu "Krasnoludków" chyba nie da się
o nich zapomnieć, dzieci na pewno zachcą też wrócić do tej
jedynej w swoim rodzaju lektury. Rozmaite odmiany wymyśl(o)nych
stworków zaludniły, czy raczej "zaludkowały", moją
wyobraźnię, delikatnie przypominając o wrażeniach wywołanych
chyba dwadzieścia pięć lat temu przez książkę "Skrzaty".
Ten album z mojego dzieciństwa, zresztą niedawno wznowiony,
charakteryzował się jednak zupełnie innym poczuciem humoru i
podejściem do mitologii czy baśni ludowej. W "Skrzatach"
spotkałam odgałęzienia dawnych opowieści, głównie
skandynawskich, i lustrzane odbicie ludzkiego świata, a
"Krasnoludki" kojarzą się raczej z Szuflandią, zabawą
na całego na zasadach wyznaczonych przez autora, luźno
zakorzenionych w twórczości literackiej czy folklorystycznej
wcześniejszych "badaczy". Maciej Szymanowicz zaszalał,
puszczając wodze fantazji, która płynnie pokonuje granice wieku
czytelnika, książkowych gatunków i konwencji. Autor przyjął tym
samym jedyną słuszną metodę badawczą w dziedzinie
krasnoludkoznawstwa, angażując w wymyślanie tej nauki także
czytelników.
Krasnoludki.
Fakty. Mity. Głupoty, zmyślił i narysował Maciej Szymanowicz,
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz