Moje
ogólne wrażenia dotyczące książki "Kobiety i nauka. One
zmieniły świat" zamykają się w słowach: efektowna,
kolorowa, potrzebna. Oceniając ją wyłącznie jako publikację
artystyczną uznałabym, że jest interesująca, ale nie przełomowa
ani kontrowersyjna. Jednak ilustracje wcale nie są tu najważniejsze,
czym byłam bardzo zaskoczona. To pierwsza pozycja z linii
wydawniczej Egmont Art, jaką przeczytałam i nie jestem pewna, jak
rozumieć tę serię. W centrum "Kobiet i nauki" stoi
bowiem wiedza, choć sztuka jest oczywiście istotnym elementem
książki napisanej i zilustrowanej przez Rachel Ignotofsky –
Amerykankę, z wykształcenia graficzkę, która według notki
biograficznej "tworzy edukacyjne dzieła sztuki".
Ilustracje, na których bohaterka wyłania się z czarnego tła można
rozumieć symbolicznie: te postacie wyróżniały się z tłumu
kobiet swoich czasów, ich ogromna wyobraźnia, stanowczość i
geniusz uczyniły je fantastycznymi, unoszącymi się ponad
przyziemność i przeciętność osobistościami. Równocześnie są
to po prostu modne grafiki, sprzyjające trendom wyraźnym także w
polskiej ilustracji książkowej i prasowej – widywałam już te
barwy i kształty nie raz i nie dwa, u różnych twórców.
Moja
recenzja dotyczyć będzie w głównej mierze treści i poziomu
merytorycznego "Kobiet i nauki". Szanuję tę książkę za
dużą porcję informacji o historii społecznej, przybliżenie
uprzedzeń, które jeszcze niedawno rządziły światem i
popularyzację dokonań kobiet w dziedzinach nadal uważanych za
głównie męskie. Sądzę, że lektura ta może zainspirować młode
dziewczęta, skłonić do zapisania się na zajęcia dodatkowe z
zakresu nauk przyrodniczych czy samodzielnego zgłębiania dziejów
walki o prawa kobiet.
Oczywiście
czytelnicy (lub nieczytający krytycy) chętni do zapalczywej
dyskusji mogą odświeżyć odwieczny, choć moim zdaniem absurdalny
i pozorny problem: czemu w książkach o naukowcach nie ma kobiet, a
w publikacjach o "naukowczyniach" brak mężczyzn (choć w
tym przypadku jeszcze nie słyszałam głosów sprzeciwu). Nie
popieram podziału książek i wzorców na dziewczęce i chłopięce.
Bohaterowie męscy dla małych mężczyzn, książki o dziewczynkach
dla dziewcząt? Jakże wyraźny to anachronizm! Mnie, jako rodzicowi
i czytelnikowi, taka kategoryzacja wydaje się nienaturalna i
szkodliwa. Tym samym nie jestem zwolenniczką pisania kompendiów
wiedzy "upłciowionej". Edukacja o nauce powinna być
obiektywna jak sama wiedza, złożona przecież z faktów, a nie
interpretacji i wybiórczego traktowania danych zagadnień. Wyrwane z
kontekstu ogólnych badań naukowych biogramy badaczy, niezależnie
czy tylko kobiet, czy samych mężczyzn, przekażą dziecku tylko
strzępki wiedzy, a rozumienie historii związane jest z pojmowaniem
procesów, nie wyrywkowych danych.
Kobiety,
o których opowiemy w tej książce, musiały walczyć ze
stereotypami, by robić to, co chciały. Łamały zasady, publikowały
pod pseudonimami, pracowały dla samej satysfakcji dowiadywania się
nowych rzeczy. Musiały też nauczyć się wierzyć w siebie, gdy
inni ciągle wątpili w ich umiejętności.
W
książce "Kobiety i nauka" każdej bohaterce poświęcono
dwie strony, na których rozmieszczono dłuższy, spójny tekst,
kilka luźnych ciekawostek, dużą ilustrację oraz mniejsze elementy
graficzne. Właściwy artykuł hasłowy tego leksykonu jest
życiorysem, nie tylko naukowym, bo autorka zawsze podkreśla
trudności (o ile zachodziły) wynikające z faktu, że dana
osobistość nauki była kobietą oraz jej ewentualny wpływ na walkę
o równouprawnienie kobiet. Spis treści zawiera daty narodzin (a
także śmierci, w wypadku postaci historycznych) wszystkich pań,
stąd łatwo się zorientować, że artykuły zostały uporządkowane
chronologicznie. Opisanych zostało 50 kobiet parających się przede
wszystkim naukami przyrodniczymi i ścisłymi (astronomka,
inżynierka, matematyczka, entomolożka, paleontolożka, genetyczka,
geolożka, fizyczka, chemiczka, botaniczka, biochemiczka, zoolożka,
neurolożka, krystalografka rentgenowska, farmakolożka, programistka
– plus subkategorie związane ze specjalizacjami). Co ważne, w
życiorysach nie zawsze jest mowa o działalności naukowej,
kilkakrotnie pojawiają się określenia "edukatorka" czy
"lekarka" i inne nazwy osób (zob. niżej) niezwiązane z
własnymi badaniami, tylko z wykonywanym zawodem. Czytelnicy poznają
osiągnięcia między innymi Hypatii, Marii Sybilii Merian, Wang
Zhenyi, Lise Meitner, Lillian Gilberth, Emmy Noether, Joan Beauchamp
Procter, Jane Cook Wright, Jane Goodall, Sau Lan Wu czy Maryam
Mirzakhani.
Wśród
naukowców będących obiektem zainteresowania Rachel Ignotofsky
niestety brakuje kobiet zajmujących się badaniami humanistycznymi,
widać, jak zwykle, nie zostały uznane za tak istotne, przełomowe i
wyraziste jak nauki ścisłe oraz przyrodnicze. Słowa "poetka"
(to nie jest działalność naukowa), "pisarka" (to też
nie jest działalność naukowa), "antropolożka" (jedna
osoba) czy "filozofka" (jedna osoba) owszem, pojawiają się
jako określenia bohaterek, ale tylko jeśli parały się one również
matematyką, fizyką, astronomią czy biologią. Operując
wspomnianym przykładem twórczości poetyckiej czy ogólnie
literackiej, w książce "Kobiety i nauka" brakuje mi nie
poetek czy pisarek, tylko literaturoznawczyń, niezależnie od tego,
czy zajmowałyby się nierównościami społecznymi (jak wspominana w
publikacji poetka), czy inną materią. Walcząc z dyskryminacją
autorka "Kobiet i nauki" sama nie zdołała się ustrzec
pewnych stereotypów w postrzeganiu kobiet. Dlaczego świat mogą
zmieniać tylko te panie, które starają się przebić do sfery
zarezerwowanej dla mężczyzn? A te, które działają bez narażenia
na nietolerancję nie są już interesujące? Czemu Rachel Ignotofsky
i inni autorzy piszący o niezwykłych kobietach nie sięgają
głębiej niż potoczne rozumienie nauki i kobiety osiągającej
sukces? Czyżby powodem powierzchowności był brak konsultacji ze
specjalistami z wszelkich dyscyplin nauki, opieranie się tylko na
własnej kwerendzie bibliograficznej i stereotypowej identyfikacji
nauki jako dyscyplin przyrodniczych i ścisłych?
Autorka
podkreśla to, co w biogramach kobiet-naukowców pasuje do profilu i
koncepcji książki, narzucając też swoje oceny faktów
(najczęściej wskazując po prostu, co było "niesprawiedliwe"),
ale pomija charakterystyki niewygodne. Anachronizmy społeczne
dotyczące traktowania kobiet są piętnowane, natomiast ich
zachowanie niezgodne z dzisiejszymi normami naukowymi i prawnymi już
nie. Dziewiętnastowieczna "paleontolożka" spotkała się
z niesprawiedliwością, bo mężczyźni-badacze nie podawali jej
nazwiska w swoich artykułach, ale w tym, że swoje eksponaty
pozyskiwała na sprzedaż i nie przekazywała ich żadnemu muzeum,
autorka nie widzi nic niestosownego.
Książka
"Kobiety i nauka" jest poletkiem badawczym dla
językoznawców, zwłaszcza zajmujących się nowym słownictwem i
ideologizacją języka, odzwierciedlaniem trendów społecznych w
języku (podobnie jak literaturoznawców może zainteresować
przenikanie ideologii i zjawisk społecznych do tekstu książek dla
dzieci). Już w pierwszym biogramie natknęłam się na formę
"naukowczyni", której próżno szukać w słownikach.
Wszak rzeczowniki "naukowiec" i "naukowcy"
dotyczą również kobiet i nie ma w tym żadnych przejawów
niesprawiedliwości czy szowinizmu. Na początku książki
zainteresowało mnie także rzadkie zestawienie wyrazów (i samo
pojęcie) "chrześcijańscy ekstremiści".
Nowe
żeńskie nazwy zawodów i osób zajmujących się daną dziedziną
są wartością dodaną polskiego przekładu, w języku angielskim
książka pełni więc mniej funkcji i ma łagodniejszy, mniej
intensywny przekaz od wersji polskiej. Być może w oryginale lektura
wypada też bardziej gładko, bo my co chwilę potykaliśmy się na
inwencji tłumaczki – z większością "-lożek"
zetknęliśmy się pierwszy raz, a w każdym rozdziale natrafiliśmy
na przynajmniej kilka tych "żeńskich neologizmów".
Walorem spolszczonej książki jest dwuznaczność jej tytułu: nie
wiadomo, czy tylko kobiety, czy też kobiety i nauka pospołu
zmieniły świat (w oryginale wszystko jest jasne i typowe: "Women
in Science – 50 Fearless Pioneers Who Changed the World").
Moje
wątpliwości wzbudziła kwestia odbiorcy książki "Kobiety i
nauka". Wiadomo, że autorka napisała ją głównie dla
dziewcząt, ale w jakim wieku powinno się sięgnąć po tę
publikację? Już w pierwszych rozdziałach pojawiają się pojęcia
nieznane młodszym czytelniczkom, na przykład: sufrażystka,
abolicjoniści, wojna secesyjna. Po ich definicje dzieci młodsze niż
dwunasto- czy trzynastolatki będą musiały sięgnąć do słowniczka
na końcu książki (jeśli zechcą, a rzadko im się chce),
internetu lub spytać o nie rodziców czy nauczycieli. Publikację
"Kobiety i nauka" można oczywiście traktować jako domową
encyklopedię bez ograniczeń wiekowych, niemniej dorośli raczej nie
kupują sobie ilustrowanych słowników biograficznych pisanych tak
sugestywnym, prostym (poza wybranymi terminami) językiem. Niektóre
dzieci zniechęcą się obszernością i poziomem skomplikowania
książki, choć moim zdaniem ciężar merytoryczny został
złagodzony krótkimi ciekawostkami na marginesach i wplataniem w
działalność naukową prywatności badaczek. Ja przeczytałam
"Kobiety i naukę" z przyjemnością, choć trudno mi było
znieść ciągłe powtórzenia dotyczące męskiego świata, męskich
uprzedzeń, męskiego nastawienia.
Pewnym
problemem jest "amerykańskość" tej książki, ponieważ
zasięg zainteresowania autorki objął przede wszystkim Stany
Zjednoczone. Tę ograniczoność dostrzegłam po około dziesięciu
biogramach, wcześniej zapowiadało się, że świat zmieniły jednak
kobiety z całego świata: dzisiejszego Egiptu, Chin, Niemiec,
Anglii, no i z Ameryki Północnej. Z punktu widzenia Rachel
Ignotofsky ponad połowa "naukowczyń"-pionierek pochodzi z
jej kraju. W czołówce kobiet wszech czasów znalazło się
oczywiście miejsce dla Polki-noblistki, Marii Skłodowskiej-Curie,
uwzględnione zostały również panie pochodzące z Anglii (6),
Niemiec (4), Chin (2), Czech (1), Włoch (1), Rosji (1), Irlandii
(1), Australii (1), Francji (1), Norwegii (1), Iranu (1), Austrii
(1), i dzisiejszego Egiptu (1). Kilka postaci spoza USA pojawia się
także w zwięzłym dodatku "Jeszcze więcej badaczek".
Kwestie narodowościowe tylko okazjonalnie zajmują autorkę, a
szkoda, bo w dużym stopniu wpływały na działalność naukowców.
Publikacja zawiera również "Oś czasu", "Narzędzia
laboratoryjne" oraz "Statystyki", zamieszczone
pomiędzy rozdziałami, bez ścisłego związku z biogramami je
poprzedzającymi lub następującymi po nich. Rozkładówka
"Narzędzia laboratoryjne" jest niestety mało czytelna,
przez co niezbyt użyteczna. Ponadto autorka zadbała o słowniczek,
bibliografię (filmy, strony www, książki – w tej kolejności!) i
indeks, co tym bardziej świadczy o aspirowaniu do statusu publikacji
para- lub popularnonaukowej. Według mnie książka Rachel Ignotofsky
jest jednak zbyt subiektywna i nacechowana językowo, by mogła być
traktowana oraz wykorzystywana jako pomoc dydaktyczna. Pozostańmy
przy jej funkcji zgodnej z serią wydawniczą Egmontu: ART. Zadaniem
rodziców i nauczycieli będzie skomentowanie tej książki, dodanie
szerszego kontekstu, jak sytuacja polityczna oraz społeczna w czasie
i części świata, w których żyła dana badaczka czy osiągnięcia
innych ludzi epoki, w tym mężczyzn.
Bożena
Itoya
Rachel
Ignotofsky, Kobiety i nauka. One zmieniły świat, tłumaczenie
Paulina Błaszczykiewicz, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz