Ciekawe,
ile dzieci skakało w tym roku z radości wywołanej powrotem
Dobrzyka i jego kompanii. Przypuszczam, że wielu młodym ludziom
ryjówki kojarzą się tylko z komiksową Sagą o Ryjówce Tomasza
Samojlika. Jest to seria skutecznie pielęgnująca zamiłowanie do
przyrody, przygody i książek, a w szczególności do dymkowanych
albumów. Kolejne części "Ryjówki przeznaczenia" cieszą
się wielkim powodzeniem dzięki udanym scenariuszom, czarującej
grafice i kolorystyce oraz ogólnemu podejściu autora i wydawcy
(Kultura Gniewu / Krótkie Gatki) do dziecięcego czytelnika. Tutaj
nie lekceważy się maluczkich, nieważne, czy chłoną komiksy od
pięciu lat, roku, czy dziesięciu minut. Komiksy Tomasza Samojlika
są wydawane z dbałością o wszelkie szczegóły, od dopracowanej
fabuły i rysunkowej akcji, przez dobór i wyrazistość kolorów,
redakcję i korektę (nie zauważyłam żadnej literówki czy
niezręcznego sformułowania w całej czterotomowej serii, a jestem
na tym punkcie wyczulona), jakość oraz trwałość papieru i
oprawy, aż do fantastycznych fanartów i dodatków encyklopedycznych
na końcu albumu.
"Zguba
zębiełków" jest książką ciekawą, wesołą i dowcipną (bo
to niekoniecznie to samo), pełną akcji, wciągającą i pod każdym
względem barwną. W tej opowieści spotykamy większość bohaterów,
pozytywnych i negatywnych, których poznaliśmy w "Ryjówce
przeznaczenia", "Norce zagłady" i "Powrocie
rzęsorka". Naszym ulubieńcem jest oczywiście Dobrzyk,
wybraniec łamiący stereotypy, bo jakby z przypadku, daleki od
ideału, niezbyt samodzielny i dość niezdarny. Właśnie komediowy
charakter bohatera, dumnie zwanego "ryjówką przeznaczenia",
gwarantuje lekkość lektury i dystans względem gatunku fantasy, z
którego autor czerpie garściami. Oprócz ryjówek na kartach "Zguby
zębiełków" zagościli tytułowi kuzyni Dobrzyka, swoje pięć
(lub więcej) kadrów mają też rzęsorek, kret, łasica, kruki,
jeż, norniki, srokosz, puchacz, lis, pies, kot i najbardziej
szkodliwi drapieżcy: ludzie, zaśmiecający przyrodę swoimi
odpadami i wyziewami. Gdybym nie znała możliwości Tomasza
Samojlika, chyba nie uwierzyłabym, że można stworzyć fascynujący
dla dzieci komiks o zanieczyszczaniu środowiska, łańcuchu
pokarmowym, zasiedlaniu przez dzikie zwierzęta ludzkich gospodarstw
czy przygotowaniach lasu do zimy. Na kanwie takich przyziemnych,
podręcznikowo-ekologicznych sytuacji czy z życia wziętych
scenariuszy autor tworzy niesamowitą historię podróży,
poszukiwania ratunku dla gatunku, powrotu do porzuconego królestwa,
zdrady i nawrócenia. Najsłabsi dają radę pokonać tyranów i
oprawców, zrzędy i po(d)rzutki okazują się najcieplejszymi
aspektami istnienia, świat niby staje na głowie, a jednak w
rzeczywistości jest właśnie taki, jak u Tomasza Samojlika. "Zguba
zębiełków" nastraja optymistycznie, skłania do rozglądania
się wokół w poszukiwaniu tych, którzy pomagają, choć nikt nie
patrzy, i do czynienia dobra.
Rysunki
autora zachwyciły nas i rozśmieszyły bardziej niż te we
wcześniejszych komiksach z cyklu o ryjówkowatych. Bardzo podobała
nam się ich prostota, która przy rozbudowanej akcji nie jest taka
oczywista, zresztą w ogóle przy wielobarwnych pozycjach dla
najmłodszych łatwo popaść w przesadę. Tomasz Samojlik
najczęściej stosuje zbliżenia na postaci, unikając złożonego
tła. Przy szerszych planach kadry są odpowiednio większe, a
szczegóły ilustracji na tyle wyraźne, że nie dochodzi do zamętu,
a czytelnik chętnie wyszukuje wszystkie ryjówkowate i wszelkie inne
drobiazgi. Zwierzęcy bohaterowie bywają pocieszni i drapieżni,
ludzie – niezbyt urodziwi i "z twarzy" mniej inteligentni
od rodowitych mieszkańców lasu. Świetna dynamika rysunków
obejmuje i mimikę postaci, i sceny gonitw, ataków czy pułapek, i
stopniowalność napięcia w kolejnych kadrach. Trudno mi określić,
czy w "Zgubie zębiełków" bardziej ujęły nas
ilustracje, czy scenariusz. Ten komiks jest po prostu uniwersalnie
fajny.
Bożena
Itoya
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz