Czapki są nowe, przy wychodzeniu z domu powinny być na głowach (o czym przypomni dziecku każdy rodzic), a teraz, o zgrozo, zniknęły, przepadły, zawieruszyły się, a w dodatku tata Adama, dorosły, który za zniknięciem tychże czapek stoi, zupełnie nie rozumie powagi sytuacji! Role się odwracają: to dzieci zachowują się odpowiedzialnie, tymczasem tata Adama niby szuka, ale niezbyt skutecznie, lekceważy sprawę. Dzieci nie dają za wygraną, bez czapek nie chcą opuścić urodzin kolegi. Jedno jest pewne. Nakrycia głowy w tajemniczy sposób rozpłynęły w powietrzu...
Szczypta magii, odrobina tajemnicy i jasno określona stawka sprawiają, że kibicujemy Siri, Tomowi, Mai i Markowi w poszukiwaniu zagubionych przedmiotów. Bardzo chcemy, by ich świat powrócił do równowagi, innymi słowy, by czapki się znalazły. Na dzieciach - szczególnie tych mieszkających w blokach - duże wrażenie robi też wątek o psującej się windzie i mechaniku.
Zwraca uwaga perspektywa narracji, sprowadzająca wszelkich dorosłych do roli tła. Dzięki temu możemy się przyglądać, jak młodzi bohaterowie radzą sobie ze swoim małym wielkim problemem, nikt nie zaczyna zrzędzić i przepytywać dzieci na okoliczność zagubionej (pewnie kolejnej już tej zimy) czapki. Bo jak wiadomo, nie tylko skarpety giną w tajemniczych dziurach pod domowymi pralkami.
Czapki to zresztą szczególne elementy ubioru, mające swoje miejsce w literaturze dziecięcej. Pierwsze skojarzenie z tytułem książki Evy Lindström zaprowadziło mnie do Emila ze Smalandii i jego czapki, cyklistówki, z którą się nie rozstawał, a nawet przez trzy tygodnie uparcie w niej sypiał. Przypominam też sobie zagubioną czapkę krasnala Łapciusia z kultowego słuchowiska muzycznego „W Karzełkowie” (1990), z niezapomnianym w roli krasnoludka Bohdanem Smoleniem. Jest oczywiście czarodziejska czapka niewidka z filmu (1966) z uroczej i dziś już zapomnianej animacji Piotra Pawła Ludczyna o tym samym tytule. Filmowa czerwona czapeczka powodowała, że znikali ludzie, którzy zakładali ją na głowę. U Evy Lindström ludzie co prawda są, ale za to znikają czapki!
Za sprawą wydawnictwa Zakamarki dostajemy więc kolejną opowieść, w której czapka zyskuje sobie właściwe miejsce i stanowi oś – w tym przypadku – literackiej przygody. Autorka konstruuje opowieść z wydarzeń pozornie nieważnych, codziennych, takich, które na pierwszy rzut oka nie popychają akcji do przodu, a już na pewno nie przybliżają nas do rozwiązania zagadki zniknięcia czapek. Dorzuca absurdalne dygresje, dając czytelnikowi próbkę dziecięcego sposobu odbierania świata i przywilej popatrzenia na ten świat z dziecięcej perspektywy. W trakcie poszukiwania czapek dowiadujemy się na przykład, że nasza czwórka nie przepada za „kanciastymi przekąskami” – konia z rzędem temu, kto zgadnie przed lekturą, o co chodzi. Gdy winda staje między piętrami, dzieci odkrywają, że mechanik to „człowiek jak każdy inny”. To bonus dla rodziców, którzy frajdę z czytania tej książeczki mają także niemałą!
Mali czytelnicy z kolei, bo w końcu to książka dla dzieci, natychmiast zaczynają snuć teorie na temat zniknięcia czapek, podpowiadają grupce przyjaciół, gdzie jeszcze powinni zajrzeć, by czapki odszukać, i oczywiście zaczynają przeczesywać ilustracje, bo a nuż na poszukiwane nakrycia głowy się natkną. „Gęste” ilustracje autorki dają zresztą więcej okazji do zabawy. W klatce schodowej widzimy galerię postaci, które kiedyś utknęły między piętrami w feralnej windzie, i zbiór przedmiotów, których zniknięcie nie byłoby tak bardzo odczuwalne, jak zniknięcie nieszczęsnych tytułowych czapek. To znów okazja dla dorosłych, by z dzieckiem te przedmioty nazwać i zapytać o inne, które zdaniem dziecka zgubić by się mogły i nikt by po nich nawet nie zapłakał.
Szwedzka autorka jak nikt inny potrafi opowiadać o codzienności. Mogliśmy się o tym zresztą przekonać już za sprawą jej poprzednich książek wydanych przez Zakamarki, „Mats i Roj. Ktoś się wprowadza” i „Mój przyjaciel Stefan”. Czapki z głów – Lindström wciąż rozśmiesza w nieoczywisty sposób.
Eva Lindström (tekst i ilustracje), Chcemy nasze czapki!, przełożyła ze szwedzkiego Marta Wallin, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2018.
Wygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW sumie jak dla mnie wszelkiej maści nakrycia głowy są fajne i muszę przyznać, że ja uwielbiam je nosić. Tym bardziej, że jak jeszcze czytałam na stronie https://stylowymag.pl/wszystko-co-musisz-wiedziec-o-doborze-kaszkietu-41812 to już teraz wiem co nieco więcej na temat kaszkietów.
OdpowiedzUsuń