Kto
czytał i polubił książki Doroty Suwalskiej "Znowu kręcisz,
Zuźka!" oraz "Zuźka w necie i w realu", temu na
pewno spodoba się powieść "Bruno i siostry" tej samej
autorki. Spotkamy tu nawet niektórych znanych nam już bohaterów.
Narratorem tym razem jest Bruno, cichy szóstoklasista, który
szerzej wypowiada się tylko na piśmie, dlatego też spisuje swoje
losy w postaci książki. Mamy zatem do czynienia nie z pamiętnikiem,
tylko z formą książki w książce.
Wypadałoby
teraz przedstawić bohaterów, ale o tym już napisałem w pierwszej
księdze. No dobra! Napiszę coś o sobie. Jestem Bruno, jak już
wiecie, i wcale nie mam pewności, czy jestem głównym bohaterem tej
książki. Właściwie to chyba nikt tego nie wie. Nawet autorka. Bo
tak naprawdę to autorka pisze tę książkę, to znaczy pisze, że
ja piszę. Znów się zaplątałem. To znaczy autorka się zaplątała,
bo to ona pisze, że ja piszę, jak już napisałem. Ciekawe, czy
jakiś redaktor to poprawi.
Bohater
jest rówieśnikiem mojego syna, co pewnie wpłynęło na znakomity
odbiór "Bruna i sióstr" w naszym domu. Najważniejsze
jednak, że jest to książka wciągająca, zabawna, inteligentna i
zupełnie niewymuszona. Po prostu czuje się, że autorka lubi pisać,
sympatyzuje ze swoimi bohaterami, a i czytelników traktuje jak
mądrych przyjaciół. Takiego wzajemnego traktowania uczą się
również Bruno i jego siostry: osiemnastoletnia Kaśka oraz
debiutująca w roli uczennicy Miłka. Dziewczęta niekiedy zabierają
głos (odbierając go niezadowolonemu Brunonowi) w formie krótkich
notatek dyskutujących z głównym tekstem. Taka narracja wypada
naturalnie i bardzo wesoło. Wszelkie eksperymenty Doroty Suwalskiej,
w tym typograficzne, na pewno przydadzą się czytelnikom, zwiększą
ich świadomość tekstu, a może też zainspirują do własnych
działań.
Opowiadanie
w tym miejscu o elementach fabuły "Bruna i sióstr" nie
przysłuży się specjalnie książce, bo takie wyliczenie mogłoby
wypaść typowo. W końcu większość pisarzy tworzących dla dzieci
bierze na warsztat szkolne problemy, relacje w grupie, nastoletnie
poszukiwanie własnej tożsamości, pierwszą miłość czy
przepychanki z rodzeństwem. Mamy jednak do czynienia z autorką
wyjątkową i aby docenić pełnię jej możliwości, trzeba samemu
przeczytać całą książkę, pochylić się oraz roześmiać nad
poprzestawianym układem "Bruna" (wstęp i zakończenie
wcale nie znajdują się na samym początku i końcu), dowcipem,
sposobem łączenia wątków i wplatania weń życiowych (ale nie
przemądrzałych) prawd czy... muzyki rockowej. Partia tekstu z
fragmentami piosenki Maanamu jest niepowtarzalna, genialnie
psychodeliczna i powalająca jak atak "głupawki".
Natomiast po skończeniu książki, wracając do wybranych scen (co
robiliśmy już kilkakrotnie – tak jak przewija się ulubiony
film), można potraktować "Bruna" jako kopalnię gagów o
szalonych pomysłach i niespożytej energii młodszej młodzieży.
Jaszko
będzie naszym tekściarzem, a być może również menedżerem,
ponieważ nie umie grać na żadnym instrumencie. Problem w tym, że
Karol (bas) i Marek (perkusja) również nie grają, ale obiecali, że
będą ćwiczyć. Nie wiem tylko, w jaki sposób, ponieważ nie mają
jeszcze instrumentów.
(...)
Kolejny
problem polega na tym, że w dzisiejszych czasach okropnie trudno
znaleźć wokalistę (przynajmniej w Brzezinie).
Najpierw
zaproponowałem, żeby śpiewała Zuźka, bo ona jest bardzo fajna.
Ale
Jaszko się nie zgodził. Chociaż to jego dziewczyna. Powiedział,
że właśnie dlatego się nie zgadza, ponieważ zna doskonale jej
możliwości wokalne i nie życzy sobie, żeby jego dziewczyna
ośmieszała się publicznie. On sam też nie zamierza ośmieszać
się pisaniem dla zespołu z taką beznadziejną wokalistką.
Dorota
Suwalska dobrze opisuje świat początkujących nastolatków słowem,
a Przemysław Liput – obrazem. Ilustracje pasują do konwencji
literackiej przyjętej przez autorkę, są wesołe i nie potrzebują
koloru (poza czernią i bielą), by oddać wszystko, co jest do
pokazania. Okładkowy portret Bruna wbija się w pamięć, odcień
włosów, poharatana brew, wyraz twarzy czy padający na nią cień
decydują o rozpoznawalności książki, czytelności jej ogólnej
"identyfikacji graficznej", do której przyczyniają się
też zastosowane na okładce (także tylnej) barwy i czcionki. Dobrze
mieć tę pozycję, kiedyś na pewno przyda się któremuś z
młodszych członków rodziny, obojętnie jakiej jest płci i czy już
do niej dorósł. Ta powieść nie poddaje się upływowi czasu,
wszak po raz pierwszy ukazała się w 2007 roku, opisane tu wydanie
jest kolejnym (ale pierwszym z ilustracjami Przemysława Liputa), ale
rówieśnicy książkowego Brunona nie odczuwają jego realnego
"starszeństwa".
Bożena
Itoya
Dorota
Suwalska, Bruno i siostry, ilustracje Przemysław Liput, Nasza
Księgarnia, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz