„Kroniki Prydainu. Księga Trzech” są naprawdę dobrą książką dla dzieci i młodzieży. Już po przeczytaniu pierwszego rozdziału (na głos) szukaliśmy informacji o drugim tomie („Kroniki Prydainu. Czarny kocioł”, zapowiedź). Kolejne rozdziały czytaliśmy na przemian (ja na głos, syn tylko sobie), ale zawsze musiałam nadrobić „przegapione” fragmenty. Historia wciąga nie tylko wielbicieli fantasy, jest świetnie skonstruowana i opisana (po polsku językiem Pawła Beręsiewicza), chwilami zabawna, ale nie w dziecinnogłupkowaty sposób. Poczucie humoru nie opiera się na złośliwościach i wyśmiewaniu, jak zdarza się w książkach o Harrym Potterze czy magicznym dębie.
Pozostając przy porównaniach, moim zdaniem „Kroniki Prydainu” bardzo różnią się od „Kronik Narnii”, do których odnosi się wydawca na okładce książki. Narnia jest, według mnie, światem dziecięcych (chrześcijańskich) legend o rycerzach, proroctw i przypowieści o pasterzu, natomiast Prydain kojarzy mi się bardziej z mrocznymi mitami ludów przedchrześcijańskich (ewentualnie pozachrześcijańskich) i przygodami herosów. U Lloyda Alexandra nie brakuje magii, rycerskości i krwawych starć, opisanych bardzo obrazowo.
Nie będę wymieniać postaci i streszczać fabuły „Kronik Prydainu”. Piękne opowieści tego nie potrzebują, a nawet takie przyziemne traktowanie mogłoby im zaszkodzić. Choć przyziemni są główni bohaterowie książki – świnia i młodszy świniopas, to całość przepełniona jest duchami lasów i bohaterów, jakich dziś próżno szukać w literaturze dla dzieci.
I proszę nie zniechęcać się okładką, która kojarzy mi się z gorszymi typami fantasy lub tanimi edycjami bajek dla maluchów. W środku nie znajdziemy ilustracji innych, niż literackie, o takie na przykład: „Ponad graniem sfory rozległ się przeciągły, czysty dźwięk myśliwskiego rogu. Przemknął po niebie i przekłuł pierś Tarana jak zimne ostrze przerażenia. Jednak w odróżnieniu od samej muzyki, jej echa odbite od gór niosły w sobie raczej smutek niż strach. Cichnąc i mrąc, wzdychały nad światłem słońca, ptakami, rześkimi porankami, ciepłym ogniskiem, jedzeniem, piciem, przyjaźnią i wszystkimi dobrymi rzeczami, które przepadły na zawsze. Gwydion przyłożył swą twardą żołnierską dłoń do czoła Tarana.
– Muzyka Gwyna to ostrzeżenie – rzekł. – Usłysz i strzeż się, ale nie wsłuchuj się zbytnio w jej echa. Inni się zasłuchali i stracili nadzieję.”
Ta książka na pewno wzbogaci i wyobraźnię, i język młodego czytelnika. Ładna, trochę starodawna polszczyzna jest według mnie równie wartościowa, jak strona literacka „Kronik”. W dobie picturebooków stawiam na wordbooki, a „Kroniki Prydainu. Księga Trzech” to słowo najwyższej próby. Polecam dla czytelników w wieku od ośmiu lat, choć dla ośmiolatka dopiero rozpoczynającego przygodę z czytaniem lektura może okazać się za trudna.
Bożena Itoya
Bożena Itoya
Od wydawcy: Młodszy świniopas Taran, zabawna i nieco ekscentryczna księżniczka Eilonwy, sympatyczny bard...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz