Niedawno minął 1 sierpnia, 71. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Jak
zawsze uczciliśmy Godzinę "W" minutą ciszy, bo jesteśmy
warszawiakami, interesujemy się historią i uważamy, że to był
ważny punkt polskich dziejów. Nie wszyscy podzielają nasze
zainteresowania i poglądy, nie każdy Polak, zwłaszcza młody, wie,
czym było Powstanie. No właśnie, jak opowiedzieć o sierpniu,
wrześniu i październiku 1944 roku w Warszawie dzieciom, które o
tym nie słyszały, nie pochodzą ze stolicy, są za małe, by
zajmować stanowisko "za" lub "przeciw" w sporach
o sens i znaczenie Powstania Warszawskiego? Można na przykład oddać
głos ówczesnym warszawskim dzieciom, które poszły w bój lub
walkę obserwowały, przyjmując własną perspektywę, zależną od
wychowania, losów rodziny, charakteru. Tak zrobiła autorka "Fajnej
Ferajny".
Monika
Kowaleczko-Szumowska nie przekonuje, że Powstanie Warszawskie było
potrzebne, nie poucza, nie nakazuje szacunku. Zamiast tego pokazuje,
co robiły i czuły dzieci dziewięcio-, dziesięcio- i nastoletnie,
kiedy nastąpił powstańczy zryw. Narrację ułożyła autorka, ale
książka nie jest fikcją literacką, bo powstała na podstawie
relacji samych bohaterów lub ich przyjaciół. Większość z nich
wciąż żyje, niektórych można spotkać – przypadkiem, na ulicy,
lub celowo, w ich miejscu pracy czy na spotkaniu z twórcami książki.
"Kiedy
dowiedziałam się, że najmłodszy zaprzysiężony żołnierz Armii
Krajowej ma pracownię zegarmistrzowską przy ulicy Puławskiej,
chwyciłam popsuty zegarek i wybiegłam z domu. W ten sposób
poznałam Jureczka"
Świadomość
tej autentyczności, bliskości bohaterów wpływa na wyobraźnię
młodego czytelnika oraz percepcję lektury. Inaczej czyta się
"Serce" Amicisa, odległe językowo, historycznie i
geograficznie, a inaczej "Fajną Ferajnę"
Kowaleczko-Szumowskiej, bliską z tych wszystkich względów,
interesującą i zrozumiałą dla współczesnych dzieci.
Na
wklejkach widnieją portrety (autorstwa Elżbiety Chojny), imiona lub
pseudonimy oraz wiek dzieci, które opowiadają nam swoje historie w
kolejnych rozdziałach "Fajnej Ferajny": Jureczka (9 lat,
"ale w papierach, dzięki kolegom taty, zapisano mi pięć lat
więcej; inaczej nie mógłbym wstąpić do Armii Krajowej"),
Mirka Jajko i Halusi (po 10 lat), "Mikiego Bandyty" oraz
Basi (po 13 lat), Kazimierza i "Hipka" (po 14 lat) oraz
Jagi (17 lat). Niektórzy z nich, piórem autorki, przybliżają nam
losy innych warszawiaków i powstańców – swoich kolegów,
rodziców, rodzeństwa, krewnych. Prostymi słowami wykreowane
zostały bardzo wyraziste postacie, pejzaże i emocje. Wielkie czyny
i przeżycia czasem przybierają formę ucieczki z domu, udziału w
Powstaniu, kiedy indziej ukrywania się w piwnicy lub opieki nad
zwierzętami. W tle przewija się Warszawa – dumna, walcząca,
burzona, kapitulująca, opuszczana, ale i ta, do której wracano po
wojnie.
"Po
wojnie przyjechałyśmy do Warszawy, gdzie przywitał nas księżycowy
krajobraz. Wypalone domy, sterczące kikuty ścian, zabite dyktą
okna, a na murach ślady po pociskach. W środku zdarte i spalone
podłogi, zawalone klatki schodowe. Naszego domu nie było, zrównano
go z ziemią. Za to na ścianach sąsiednich kamienic znalazłyśmy
napisy: Iza poszukuje Baśki, Mieszkam na Pradze"
Książka
została wydana pod honorowym patronatem Muzeum Powstania
Warszawskiego, z niego się wywodzi (wykorzystuje materiały dostępne
tamże), może służyć jako nietypowy przewodnik po tym obiekcie,
ale i po Warszawie – powstańczej i współczesnej.
Przeprowadziliśmy taki turystyczno-historyczny eksperyment,
podróżując z "Fajną Ferajną" po muzealnym ogrodzie,
ulubionych ulicach, podwórkach, dzielnicach. Książka "pasowała"
nam do wielu miejsc i wydarzeń letniej stolicy, niekoniecznie
treścią, bardziej atmosferą.
W
Muzeum Powstania Warszawskiego znaleźliśmy fotografie i graffiti,
które mogłyby służyć jako dodatkowe ilustracje do książki, tak
znakomicie i na różne sposoby ją komentują i uzupełniają.
Patrzyliśmy na ludzi, uśmiechniętych i przygnębionych, w
kanałach, piwnicach, na zagruzowanych ulicach.
"Nie
walczyłem z bronią w ręku, ale przerzucałem listy, paczki,
lekarstwa, amunicję i broń, odgruzowywałem zasypanych, roznosiłem
komunikaty po piwnicach, żeby podtrzymać na duchu cywilów.
Przeprowadzałem ludzi i oddziały z innych dzielnic przez teren
opanowany przez Niemców"
Na
Starej Pradze, podczas akcji Otwarta Ząbkowska, spacerowaliśmy po
podwórkach jakby żywcem wyjętych z opowieści o Mirku, "Hipku",
Basi i innych. Odwiedziliśmy pomnik Małego Powstańca na Starym
Mieście i Pomnik Powstania Warszawskiego na Placu Krasińskich. Na
warszawskiej Woli, w bibliotece przy ulicy Chłodnej, spotkaliśmy
się z Moniką Kowaleczko-Szumowską, "Hipkiem" (Bogusławem
Kamolą) oraz obejrzeliśmy filmową adaptację "Fajnej Ferajny"
w reżyserii Tomasza Stankiewicza, również obecnego na spotkaniu.
Wszystko to odbyło się w miejscu ważnym dla dawnej Warszawy i
akcji książki, bo "nasza" biblioteka położona jest przy
granicy dawnego getta, w pobliżu niegdysiejszego Kercelaka, sądów
w Alei Solidarności, zajętych przez AK już 1 sierpnia 1944 roku,
wolskiego ratusza, na którym zegar wygrywa "Pałacyk Michla".
Jednocześnie to właśnie na Chłodnej mój syn zdobył swoją
pierwsza kartę biblioteczną (w wieku dwóch lat), uczył się
jeździć na rowerze, chodził do pobliskiego przedszkola. Tędy też
mógł przebiegać "Miki Bandyta", kiedy uciekał z bratem
z płonącego getta, by schronić się przy Placu Trzech Krzyży.
Krążąc po śródmiejskich uliczkach doszliśmy i tam, gdzie,
podobnie jak na Pradze, wciąż pozostało trochę klimatu
przedwojennej Warszawy. To kolejna bliska nam lokalizacja – tu
mieszkała moja babcia, wychowywała się moja mama, częściowo ja.
Dzięki kolejnym punktom naszej wycieczki, opowieści z "Fajnej
Ferajny" pomieszały się z naszymi rodzinnymi historiami i
wspomnieniami. Chyba właśnie po tym można rozpoznać dobrą
książkę – wkracza w życie czytelnika i łączy się z nim.
Jednak
najciekawszymi z przygód wokół "Fajnej Ferajny" okazały
się dla syna rozmowy z Powstańcami. Podczas gdy inni młodzi
uczestnicy bibliotecznego spotkania docenili obecność i znaczenie
Bogusława Kamoli chyba dopiero w chwili, gdy zobaczyli go w filmie
(emisja odbyła się na miejscu), mój potomek od wejścia na salę
kartkował "Fajną Ferajnę" próbując zgadnąć, którym
z bohaterów jest ten starszy pan. Z radością odkrył, że oto tu,
tuż obok, siedzi "Hipek", w Powstaniu służący w
oddziale "Szczurów kanałowych", zagrożony karą śmierci
za zejście z warty. Spotkać kogoś, kto to wszystko przeżył,
zadać mu własne pytanie, zrobić sobie wspólne zdjęcie, zdobyć
autograf – to nie byle co!
Wcześniej
z inicjatywy syna odbyliśmy wizytę u Jureczka, czyli Jerzego
Grzelaka (pseudonim "Pilot"), warszawskiego zegarmistrza,
bohatera "Fajnej Ferajny", który w sierpniu 1944 roku miał
9 lat. Mój syn jest teraz dokładnie w tym wieku, czego może się
nauczyć od swojego rówieśnika z Powstania Warszawskiego? Pewnie
okaże się w przyszłości, czy spotkanie – to literackie i
rzeczywiste – było lekcją odwagi, wytrwałości, opiekuńczości
(Jureczek na polecenie ojca zajmował się matką), pracowitości
(pan Jerzy, niezależnie od wieku, stale prowadzi tradycyjną
pracownię zegarmistrzowską), a może po prostu przyjaźni.
"Najgorszym
przeżyciem z czasów Powstania była dla mnie śmierć kolegów.
(...) To wydarzyło się prawie siedemdziesiąt lat temu, a ja do tej
pory widzę wesołą twarz Jureczka i mam wyrzuty sumienia, że mu
tego hełmu nie dałem"
Sprawdźcie,
jak będzie z Waszymi dziećmi, nawet jeśli nie możecie
zorganizować im takich wycieczek i spotkań, a z Warszawą nie łączy
Was żaden sentyment. "Fajna Ferajna" jest nie tylko
przewodnikiem po historii i miejscach, ale i wartościach, warto się
przekonać, czy są żywe i ważne także w naszych rodzinach.
Książka
ta opowiada również o zderzeniu zwyczajności z niezwykłością.
Zwykli ludzie muszą odnaleźć się w nadzwyczajnych warunkach.
Codzienne wesołe "numery" warszawskich cwaniaków (autorka
wprowadza nawet elementy dawnej gwary) przeplatają się z
tragediami. Zdarzają się również fragmenty sentymentalne, jak to
we wspomnieniach bywa.
"Dużo
rzadziej zdarzały się przyjemne momenty. Zakradaliśmy się do
ogródków na Boryszewskiej, gdzie rosły pomidory i gruszki. Ale
najwspanialsze były melony. Przynosiłem czasem melon w torbie po
masce przeciwgazowej. Wszyscy mnie wtedy obstępowali.
–
Jureczku! – wołali. – Kroimy.
Zapachu
melona nie zapomnę do końca życia. Niedawno byłem w Hiszpanii,
gdzie kupiliśmy piękny melon. Przecięliśmy go, a ja widzę
Powstanie, jak się melonem dzielimy"
Bardzo
się cieszę, że mój syn, podśpiewujący niekiedy "Gdyby do
nas przyszła, skłamałbym, że wyszłaś, że na świat nie
przyszłaś, kłamałbym jak popadnie, choć kłamać, córeczko,
nieładnie" (Lao Che, "Wojenka"), przeczytał o
dzieciach, które z własnej woli, czasem wbrew zakazom rodziców,
biegły do Powstania. Może dzięki temu, że pozna rozmaite punkty
widzenia, postawy, sposoby wyrażania, będzie potrafił wyrobić
sobie własne zdanie – na temat Powstania Warszawskiego i każdy
inny.
"Odchodząc
(...), miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek w życiu natknę się
jeszcze na taką fajną ferajnę"
Bożena
Itoya
Monika
Kowaleczko-Szumowska, Fajna Ferajna, ilustracje Elżbieta Chojna,
BIS, Warszawa 2015.Od wydawcy: Wzruszające,
barwne i niepozbawione humoru wspomnienia dzieci z Powstania
Warszawskiego. Przeżyli Powstanie Warszawskie, choć nieraz byli w
poważnych opałach. Halinka ratowała psy i koty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz