Bardzo lubię obserwować rozwój cyklicznych wydarzeń kulturalnych dla dzieci – spotkań z pisarzami (w księgarniach i bibliotekach dla dzieci), targów książki, festiwali literackich, teatralnych oraz filmowych. Uczestnik podobnych atrakcji rośnie, potrzebuje i oczekuje coraz więcej kultury podanej w ciekawej formie. Organizatorzy mogą mówić o wielkim sukcesie, jeśli zaspokojone zostaną te oczekiwania małego odbiorcy, jeżeli, pamiętając poprzednią edycję imprezy, kolejną jej odsłonę uzna za lepszą. Od zeszłego roku tak właśnie rozkwitło Kino Dzieci, wydarzenie organizowane dopiero drugi raz, a już mające wielką widownię i realny wpływ na to, co oglądają całe rodziny w polskich kinach, a w pewnym stopniu także na to, co czytają w domach.
W
ramach festiwalu wyświetlonych zostało 70
filmów krótko- i
pełnometrażowych
dla młodych widzów w wieku od 4 do 12 lat.
Projekcje odbywały się w kilkunastu polskich miastach, my
gościliśmy przede wszystkim w warszawskim, studyjnym i kultowym,
kinie Muranów, na jeden z filmów wybraliśmy się też do równie
legendarnego kina Praha.
Program
podzielony został na kilka sekcji, a kluczem klasyfikacji było
między innymi pochodzenie filmów (sekcja niemiecka), ich
pierwowzory literackie (filmy według książek Astrid Lindgren) czy
też długość (sekcja filmów krótkometrażowych). Najważniejszym
działem
był na Kinie Dzieci, jak na każdym prawdziwym festiwalu, ko
nkurs
filmów pełnometrażowych, w ramach którego pokazano dwie animacje
("Chłopiec i świat", Brazylia 2013, kategoria wiekowa
10+, nagroda
jury dziennikarzy,
oraz "Hokus-pokus, Albercie Albertsonie", Norwegia 2013,
kategoria wiekowa 4+) oraz sześć filmów aktorskich: dwa w
kategorii wiekowej 4+ ("Jill i Joy", Finlandia 2014;
"Magiczne święta Kacpra i Emmy", Norwegia 2014), jeden w
kategorii 6+ ("Biuro detektywistyczne Lassego i Mai. Sekret
rodziny von Brom",
Szwecja 2013, nagroda publiczności),
również jeden dla dzieci 8+ ("Wojna na deski", Holandia
2014) oraz dwa adresowane do widzów powyżej dziesięciu lat ("Życie
według Nino", Holandia 2014,
wyróżnienie jury reżyserów;
"Mamo,
kocham cię",
Łotwa 2013,
nagroda jury reżyserów).
Nie
udało nam się obejrzeć tylko dwóch filmów z sekcji konkursowej,
na projekcjach pozostałych sale były pełne lub wolnych było tylko
kilka do kilkunastu miejsc. Myślę, że
to wielkie osiągnięcie dla tak młodego festiwalu filmowego, na
którym wyświetlane są produkcje mało
popularne lub zupełnie nieznane wśród dzieci i młodzieży. Po
zakończeniu Kina Dzieci organizatorzy podali, że pokazy festiwalowe
obejrzało ponad 18 tysięcy widzów, w tym w Warszawie ponad 8
tysięcy (w
zeszłym roku podobna
była suma
widzów ze wszystkich polskich miast festiwalowych!).
Kino
Dzieci odbieraliśmy
w dużym stopniu jako
festiwal ekranizacji.
Obejrzeliśmy filmowe adaptacje
literatury
dla
młodszych i starszych dzieci, książek poetyckich, czasem
symbolicznych, oraz tych prostych, oczywistych i dosłownych. W
programie festiwalu znalazły się więc między innymi
krótkometrażowe animacje
"Gruffalo",
"Mały Gruffalo", (w
Polsce książki wydało EneDueRabe, wcześniej Amberek) "Prezenty
Astona"
(wyd. EneDueRabe),
filmy
pełnometrażowe –
aktorskie, na przykład "Dzieci
z Bullerbyn" (także część druga), "Ronja",
"Madika z Czerwcowego Wzgórza"
(w Polsce książki Astrid Lindgren ukazują się nakładem
wydawnictwa Nasza Księgarnia),
"Kacper i Emma"
(wyd. Czarna Owieczka),
"Biuro
detektywistyczne Lassego i Mai. Sekret rodziny von Brom"
(wyd. Zakamarki),
oraz animowane, jak "Jan z Księżyca"
(wyd.
Format) i
"Hokus-pokus, Albercie Albertsonie"
(wyd. Zakamarki).
Po
zamknięciu festiwalu pogrążyliśmy się w lekturze i przeglądaniu
ulubionych książek, odnajdywaliśmy podobieństwa i różnice
między oryginałem a filmową adaptacją. Był to nasz własny
sposób na przedłużenie i wspólne przeżywanie tego przeglądu.
Na
ekranach Kina Dzieci opowiedziano nam również
samodzielne
(niezwiązane z książkami, przynajmniej my takich nie znamy),
duże historie
filmowe, wśród których najbardziej poruszyły nas
"Wojna
na deski"
i "Świat
według Nino".
Oba filmy osadzone są we współczesnych realiach i problemach
prawie-nastolatków, czy też, korzystając z określenia Zuzanny
Orlińskiej – sięciolatków.
To obrazy mocne, może nie uniwersalne i trafiające raczej do
chłopięcej części widowni, ale w
tej kategorii wiekowej, tematycznej i gatunkowej nie wyobrażam sobie
lepszych efektów. Te historie przeżywaliśmy naprawdę, wzdychając,
śmiejąc się, zakrywając oczy, płacząc. Przekonali nas aktorzy,
reżyserzy, scenarzyści, autorzy zdjęć, kostiumów, muzyki.
O
dziwo, "zanurzyliśmy
się"
(zgodnie z hasłem festiwalu)
również w
kinie
dla dzieci najmłodszych.
Bardzo
miło
spędziliśmy czas z
"Jill
i Joy",
filmem
odbiegającym od wszystkiego, co dotąd widzieliśmy. Bohaterki
przypominają nowoczesne
Pippi Pończoszanki,
choć są grzeczniejsze i zwyczajniejsze, ale równocześnie na
co dzień
spotykają się z magią (różnych rodzajów).
A może same ją wymyślają i tworzą?
Film nie jest oczywisty i jednoznaczny, co cieszy, bo na ekranach
polskich kin zazwyczaj widujemy opowieści (dla dzieci) wyjaśniające
wszystko od a do z.
Z
przyjemnością obejrzeliśmy również kolejną odsłonę cyklu o
norweskich przedszkolakach: "Magiczne
święta Kacpra i Emmy".
I nie tylko my – podczas seansu na (pełnej!) sali panował
niezwykły spokój, dzieci w wieku od około trzech lat oglądały z
uwagą, nie pytały "a kto to?", "o co chodzi?",
"kiedy koniec?", nie dreptały, nie płakały. A wszystkie
te sytuacje i komentarze zaobserwowałam podczas projekcji innych
filmów dla młodszych widzów (w tym na "Lassem i Mai").
Seria o Kacprze i Emmie jest wspaniałym przykładem magii kina
dziecięcego.
Nie
zaskoczył mnie wynik plebiscytu publiczności. Z mojego punktu
widzenia "Biuro
detektywistyczne Lassego i Mai. Sekret rodziny von Brom"
było w konkursie pewniakiem, ponieważ wiem, że serię książek,
do której nawiązuje film, czytują namiętnie starsze przedszkolaki
i młodsi uczniowie. Co
drugie
dziecko w klasie syna przeszło etap Lassego i Mai, książki są
ciągle wypożyczane z naszych bibliotek, widuję je na szczytach
list sprzedaży w księgarniach (przynajmniej tych
kameralnych, dziecięcych). Było więc jasne, że
dużo dzieci będzie chciało obejrzeć pierwszy w Polsce film o
"swoich" bohaterach i na niego zagłosuje.
Dla mnie było to ciekawe doświadczenie, ale film mnie nie
zachwycił, podobnie zresztą jak książki. Natomiast mój syn w
kinie bawił się znakomicie, chociaż literackie przygody Lassego i
Mai już go nudzą. "Sekret
rodziny von Brom"
jest wesołą, prostą historią, w której występują kolorowe,
mocno przerysowane,
momentami
wręcz
groteskowe postacie. Wyrazista mimika aktorów czasem
przywodziła skojarzenia
z pantomimą, kiedy indziej z kabaretem. Akcja rozgrywa się w
bajkowej scenerii: zdjęcia, kostiumy i dekoracje przypominają
trochę film animowany, trochę dawne telewizyjne teatrzyki i filmy
dla dzieci. Ekranizacja książek
Martina Widmarka
jest niewątpliwie udana, bo nie odbiega za bardzo od humorystycznej
i umownej konwencji oryginału, a
równocześnie
stanowi jej nową interpretację.
W
gęstwinie porywających obrazów
pełnometrażowych nie straciliśmy z oczu form mniejszych, które
wytrwale śledzimy na wszelkich
kinowych
przeglądach
dla dzieci.
Filmy
krótkie, wyświetlane na Kinie Dzieci w zestawach (widzieliśmy
"Wyobraźnię", "Filmowe światy" i "Filmowe
podróże"), nie są "bajkami", "kreskówkami"
czy "dobranockami". Każdy seans złożony z kilku takich
obrazów okazał się prawdziwą ucztą małego kinomaniaka –
serwowano "dania" o różnych smakach, od słodkich, przez
słone od łez, po cierpkie i gorzkie. Moje
dziecko po dwóch tygodniach nadal wspomina swoje ulubione
"składniki": "Słonia
i rower",
"List",
"Małego
ptaszka i wiewiórkę",
"Atlasa",
"Śnieg",
pamięta nie tylko tytuły, ale każdy szczegół akcji. Krótkie
formy, ich wysokie stężenie treści, humoru, prostota formy i
oszczędność wątków bardzo pasują do sposobu, w jaki dziecko
postrzega świat. Podczas pokazów widownia
często wyrażała na głos
zaskoczenie
(zwłaszcza w finale "Niespodzianki"),
rozbawienie (na przykład podczas "Prezentów
Astona")
i inne emocje.
Obok
krótkich
filmów
animowanych organizatorzy wprowadzili do programu te aktorskie, w tym
roku miedzy innymi dwa obrazy dotyczące sytuacji uchodźców.
Warunki prawne funkcjonowania obozów dla uchodźców w innych
krajach europejskich były dla mojego syna niezrozumiałe, "Dom
dla Lydii"
trochę go irytował, a "Ravi
i Jane"
– zasmucili, ale oba filmy wywołały i silne odczucia, i
refleksje, a właśnie o to w nich chodziło. W
nasze gusta trafiły dwa inne krótkie filmy aktorskie – mniej
dokumentalizowane, a bardziej przygodowe (choć z morałem): "Tommy
the Kid"
oraz "Wstyd
i okulary".
Te obrazy dotyczą świata dzieci, takiego, do którego dorośli nie
mają wstępu, bo mogliby tylko nabroić. Podobne historie młodzi
widzowie doceniają chyba najbardziej i zapamiętują najlepiej.
Filmy
krótkometrażowe są jedną
z mocniejszych
stron Kina
Dzieci, mamy nadzieję, że będzie ich coraz więcej.
Festiwal
obfitował w wydarzenia towarzyszące: konferencje branżowe (o kinie
i kulturze), warsztaty plastyczne, wystawy, spotkania
z autorami i ilustratorami książek, twórcami filmów, a nawet
piłkarzami. Nas szczególnie zauroczyło spotkanie z opowiadaczką
(Aneta
Cruz-Kąciak,
Trzy Pomarańcze),
w niezwykły sposób wprowadzającą w historie
zaczerpnięte z
filmów, które dopiero
powstaną.
Prezentacje te, przebiegające w namiocie rozstawionym obok kina
Muranów i nazwanym "jurta
opowiadaczy",
łączyły literaturę
(scenariusz Rafała Kosika!),
teatr, film i żywe słowo –
ja czułam się,
jakbym zawitała na stronach
"Akt sprawy H." Ismaila Kadare. Dla
małych słuchaczy była to nowa, ale naturalna forma uczestniczenia
w opowieści i ćwiczenia wyobraźni.
Program
Kina Dzieci można traktować jako jeden z ważniejszych drogowskazów
dla rodziców i opiekunów dbających o kontakt dziecka z dobrą
kulturą oraz prawdziwymi wartościami. Każdy z filmów
zakwalifikowanych do poszczególnych sekcji wart jest tego, by go
obejrzeć i ustosunkować się do formy, treści oraz
przekazu, jakie reprezentuje.
Te obrazy i słowa nie pozostają bez echa, dzieci rozmawiają o nich
chętnie i długo.
Bożena
Itoya
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz