"Zosia
z ulicy Kociej" Agnieszki Tyszki jest jedną z ulubionych serii
książkowych mojego syna. Również ja uważam ten cykl za wyjątkowo
udany: dobrze napisany, zilustrowany, płynnie kontynuowany.
Dotychczas (październik 2015 roku) ukazało się siedem tomów oraz
"Sekretnik Zosi z ulicy Kociej", czyli bogato ilustrowany
pamiętnik, zbliżony do niegdysiejszych "złotych myśli",
oparty na motywach wszystkich części cyklu.
Pierwszą
odsłonę przygód Zosi przeczytaliśmy pół roku temu, zachęceni
inną serią tej autorki – "Konikami z Szumińskich Łąk".
Okazało się, że wszystkie książki Agnieszki Tyszki, choć
przeważnie opowiadają o dorastających dziewczętach, zostały
napisane jakby specjalnie dla nas – dziewięcioletniego chłopca i
jego mamy. "Zosia z ulicy Kociej" karmi nasz głód dobrej
literatury dla starszych dzieci, daje nam dużo śmiechu, ciepła i
umiejętnie odwzorowuje współczesną (polską) rzeczywistość.
Bohaterowie opisani zostali w taki sposób, że mamy wrażenie jakby
byli naszymi sąsiadami, kolegami, członkami rodziny. Ich przygody,
chociaż nieco zwariowane, też wydają się "z życia wzięte",
a w najnowszym tomie – wydanych w maju 2015 roku "Wielkich
zmianach", autorka wykazała się talentem wręcz proroczym, bo
opisane (z przymrużeniem oka) w książce sytuacje w pewnym stopniu
się ziściły.
Zosia
Wierzbowska jest uczennicą jednej ze starszych klas szkoły
podstawowej, mieszkanką podwarszawskich Łomianek, siostrą
czteroletniej Mani i nienarodzonego jeszcze bobasa, córką
psychologa (Lucjusz) i ilustratorki książek dla dzieci, a może
bardziej zapalonej ogrodniczki (Alina). Ma ukochaną ciocię
(Malina), kuzynów (Misio i Krzysio), dwie zupełnie różne babcie,
przyjaciółki, bliskiego kolegę (Kris), wokół niej roi się także
od zwierząt – własnych, jak szczekający kot i podarowany przez
wspomnianego kolegę królik, oraz "prawie" domowych",
jak banda ogrodowych "kuweciarzy", pies ciotki Maliny i
rozmaite inne stworzenia. Wszyscy wymienieni oraz inni, których
wspomnieć nie zdołam, przyczyniają się do powstania
wielowątkowej, choć prostej i przejrzystej, opowieści o rodzinnej
(i nie tylko!) miłości, przyjaźni, zabawie, zainteresowaniach,
tęsknotach, marzeniach, czasem też o smutku, nudzie czy
zdenerwowaniu.
Nie
chcę przytaczać konkretnych przygód Zosi, bo historie wyrwane z
kontekstu i streszczone straciłyby swoją moc. Skosztujcie ich sami,
jestem pewna, że jeśli odnajdziecie w "Zosi z ulicy Kociej"
cząstkę siebie, to seria wciągnie was na stałe, bez dodatkowych
zachęt. Ale, wracając do wątku profetycznego, zdradzę tylko, że
jedną z tytułowych wielkich zmian są porządki zaprowadzane przez
nowego dyrektora szkoły Zosi – nauczyciela wychowania fizycznego.
Szkoła natychmiast zabiera się za promowanie i przestrzeganie
zdrowego trybu życia, między innymi usuwając ze sklepiku wszelkie
"śmieciowe" produkty spożywcze. Reakcja Zosi i jej
kolegów bardzo przypomina relację ze szkolnych obchodów Światowego
Dnia Żywności, jaką usłyszałam zaledwie kilka dni temu w
radiowym serwisie informacyjnym. A może protestujący uczniowie
czytali "Zosię z ulicy Kociej. Wielkie zmiany"?
"W
szkole napięcie rośnie. Ktoś przykleił wielki plakat z reklamą
czipsów na szybie sklepiku i choć zakazanego towaru nie ma w
środku, to i tak uczniowie szepczą i chichoczą."
"No
więc od dwóch dni mamy w szkole namiot Antka. Został rozbity pod
płotem, między krzakami śnieguliczek. Jest na nim wielki napis: TU
SIĘ PROTESTUJE!. Na przerwach zawsze jacyś uczniowie są w środku.
Można wziąć od nich transparenty i protestować, chodząc wokół
namiotu."
Książki
o Zosi łączą powieść obyczajową dla dzieci około
dziesięcio-trzynastoletnich z elementami komiksowej ilustracji,
czasem ocierają się o powieść przygodową i "detektywistyczną",
równocześnie każdy tom jest skarbcem żartów, zwłaszcza tych
słownych. Autorka umiejętnie operuje poczuciem humoru i ironią,
ale nie ucieka się do wulgaryzmów i niskich dowcipów, jak to
niestety przeważnie bywa w najnowszych książkach dla dzieci. Zosia
nie jest, na szczęście, kolejną "ziomalską", pustogłową
postacią z poczytnych publikacji mieszających "komiks" z
"literaturą" (nie wiem, jakim jej gatunkiem). Sposób, w
jaki bohaterka postrzega i komentuje świat, subtelność i
delikatność jej przeżyć, podkreślane są ilustracjami Agaty
Raczyńskiej. A rysunków w "Wielkich zmianach" nie
brakuje, są i takie zwiewne, i "serduszkowe", i
prześmieszne. Panie Tyszka i Raczyńska stanowią wyjątkowo zgrany
duet literacko-artystyczny.
"Zosia
z ulicy Kociej" towarzyszy nam przez cały rok, jest bowiem tom
"na wiosnę", "na zimę" ("Wielkie zmiany"
też wpisują się w gwiazdkowy nastrój), są i jesienne, i
wakacyjno-mazurski (był z nami właśnie nad sierpniowym jeziorem!),
i taki o szkolnej wycieczce – mój syn, planując wczoraj wyjazd na
"zieloną szkołę" uwzględnił konieczność wysłania
pocztówki do autorki. Tak po prostu, bo jak zielona szkoła, to i
"Zosia" musi jakoś być. I na cóż komu książki
interaktywne, skoro "zwykła", "tradycyjna"
literatura może tak bardzo przeniknąć do serca i życia młodego
czytelnika, tak się z nim zaprzyjaźnić?
Bożena
Itoya
Wiek:6-10
To znowu ja, Zosia z ulicy Kociej! Chciałabym zawołać radośnie – tak
jak dawniej, ale jakoś mi nie wychodzi… Za mało we mnie entuzjazmu i z
optymizmem też ostatnio słabo bywa.
Agnieszka
Tyszka, Zosia z ulicy Kociej. Wielkie zmiany, ilustracje Agata
Raczyńska, Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.
Córka uwielbia Zosię (i całą jej rodzinkę :-)
OdpowiedzUsuńMa wszystkie tomy. Nie kupiłyśmy tylko "Sekretnika".