cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 29 października 2015

"Zosia z ulicy Kociej. Wielkie zmiany", czyli jak Agnieszka Tyszka przepowiedziała przyszłość

"Zosia z ulicy Kociej" Agnieszki Tyszki jest jedną z ulubionych serii książkowych mojego syna. Również ja uważam ten cykl za wyjątkowo udany: dobrze napisany, zilustrowany, płynnie kontynuowany. Dotychczas (październik 2015 roku) ukazało się siedem tomów oraz "Sekretnik Zosi z ulicy Kociej", czyli bogato ilustrowany pamiętnik, zbliżony do niegdysiejszych "złotych myśli", oparty na motywach wszystkich części cyklu.
Pierwszą odsłonę przygód Zosi przeczytaliśmy pół roku temu, zachęceni inną serią tej autorki – "Konikami z Szumińskich Łąk". Okazało się, że wszystkie książki Agnieszki Tyszki, choć przeważnie opowiadają o dorastających dziewczętach, zostały napisane jakby specjalnie dla nas – dziewięcioletniego chłopca i jego mamy. "Zosia z ulicy Kociej" karmi nasz głód dobrej literatury dla starszych dzieci, daje nam dużo śmiechu, ciepła i umiejętnie odwzorowuje współczesną (polską) rzeczywistość. Bohaterowie opisani zostali w taki sposób, że mamy wrażenie jakby byli naszymi sąsiadami, kolegami, członkami rodziny. Ich przygody, chociaż nieco zwariowane, też wydają się "z życia wzięte", a w najnowszym tomie – wydanych w maju 2015 roku "Wielkich zmianach", autorka wykazała się talentem wręcz proroczym, bo opisane (z przymrużeniem oka) w książce sytuacje w pewnym stopniu się ziściły.
Zosia Wierzbowska jest uczennicą jednej ze starszych klas szkoły podstawowej, mieszkanką podwarszawskich Łomianek, siostrą czteroletniej Mani i nienarodzonego jeszcze bobasa, córką psychologa (Lucjusz) i ilustratorki książek dla dzieci, a może bardziej zapalonej ogrodniczki (Alina). Ma ukochaną ciocię (Malina), kuzynów (Misio i Krzysio), dwie zupełnie różne babcie, przyjaciółki, bliskiego kolegę (Kris), wokół niej roi się także od zwierząt – własnych, jak szczekający kot i podarowany przez wspomnianego kolegę królik, oraz "prawie" domowych", jak banda ogrodowych "kuweciarzy", pies ciotki Maliny i rozmaite inne stworzenia. Wszyscy wymienieni oraz inni, których wspomnieć nie zdołam, przyczyniają się do powstania wielowątkowej, choć prostej i przejrzystej, opowieści o rodzinnej (i nie tylko!) miłości, przyjaźni, zabawie, zainteresowaniach, tęsknotach, marzeniach, czasem też o smutku, nudzie czy zdenerwowaniu.
Nie chcę przytaczać konkretnych przygód Zosi, bo historie wyrwane z kontekstu i streszczone straciłyby swoją moc. Skosztujcie ich sami, jestem pewna, że jeśli odnajdziecie w "Zosi z ulicy Kociej" cząstkę siebie, to seria wciągnie was na stałe, bez dodatkowych zachęt. Ale, wracając do wątku profetycznego, zdradzę tylko, że jedną z tytułowych wielkich zmian są porządki zaprowadzane przez nowego dyrektora szkoły Zosi – nauczyciela wychowania fizycznego. Szkoła natychmiast zabiera się za promowanie i przestrzeganie zdrowego trybu życia, między innymi usuwając ze sklepiku wszelkie "śmieciowe" produkty spożywcze. Reakcja Zosi i jej kolegów bardzo przypomina relację ze szkolnych obchodów Światowego Dnia Żywności, jaką usłyszałam zaledwie kilka dni temu w radiowym serwisie informacyjnym. A może protestujący uczniowie czytali "Zosię z ulicy Kociej. Wielkie zmiany"?

"W szkole napięcie rośnie. Ktoś przykleił wielki plakat z reklamą czipsów na szybie sklepiku i choć zakazanego towaru nie ma w środku, to i tak uczniowie szepczą i chichoczą."

"No więc od dwóch dni mamy w szkole namiot Antka. Został rozbity pod płotem, między krzakami śnieguliczek. Jest na nim wielki napis: TU SIĘ PROTESTUJE!. Na przerwach zawsze jacyś uczniowie są w środku. Można wziąć od nich transparenty i protestować, chodząc wokół namiotu."
Książki o Zosi łączą powieść obyczajową dla dzieci około dziesięcio-trzynastoletnich z elementami komiksowej ilustracji, czasem ocierają się o powieść przygodową i "detektywistyczną", równocześnie każdy tom jest skarbcem żartów, zwłaszcza tych słownych. Autorka umiejętnie operuje poczuciem humoru i ironią, ale nie ucieka się do wulgaryzmów i niskich dowcipów, jak to niestety przeważnie bywa w najnowszych książkach dla dzieci. Zosia nie jest, na szczęście, kolejną "ziomalską", pustogłową postacią z poczytnych publikacji mieszających "komiks" z "literaturą" (nie wiem, jakim jej gatunkiem). Sposób, w jaki bohaterka postrzega i komentuje świat, subtelność i delikatność jej przeżyć, podkreślane są ilustracjami Agaty Raczyńskiej. A rysunków w "Wielkich zmianach" nie brakuje, są i takie zwiewne, i "serduszkowe", i prześmieszne. Panie Tyszka i Raczyńska stanowią wyjątkowo zgrany duet literacko-artystyczny.
"Zosia z ulicy Kociej" towarzyszy nam przez cały rok, jest bowiem tom "na wiosnę", "na zimę" ("Wielkie zmiany" też wpisują się w gwiazdkowy nastrój), są i jesienne, i wakacyjno-mazurski (był z nami właśnie nad sierpniowym jeziorem!), i taki o szkolnej wycieczce – mój syn, planując wczoraj wyjazd na "zieloną szkołę" uwzględnił konieczność wysłania pocztówki do autorki. Tak po prostu, bo jak zielona szkoła, to i "Zosia" musi jakoś być. I na cóż komu książki interaktywne, skoro "zwykła", "tradycyjna" literatura może tak bardzo przeniknąć do serca i życia młodego czytelnika, tak się z nim zaprzyjaźnić?
Bożena Itoya
Wiek:6-10 To znowu ja, Zosia z ulicy Kociej! Chciałabym zawołać radośnie – tak jak dawniej, ale jakoś mi nie wychodzi… Za mało we mnie entuzjazmu i z optymizmem też ostatnio słabo bywa.
Agnieszka Tyszka, Zosia z ulicy Kociej. Wielkie zmiany, ilustracje Agata Raczyńska, Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

1 komentarz:

  1. Córka uwielbia Zosię (i całą jej rodzinkę :-)
    Ma wszystkie tomy. Nie kupiłyśmy tylko "Sekretnika".

    OdpowiedzUsuń