"Przyjaciel
z szafy" A.F. Harolda ma w sobie ducha anglojęzycznej klasyki
literatury dla dzieci i młodzieży. Czytając tę powieść
przypominaliśmy sobie i rozmawialiśmy o "Tajemniczym
ogrodzie", "Pięciorgu dzieciach i czymś", "Królewnie
i goblinie", "Opowieściach z Narnii", ale nasze
skojarzenia wędrowały także ku nowszym docenianym na świecie
książkom, choćby "Koralinie". Przypuszczam, że właśnie
te utwory były inspiracją autora, angielskiego poety i performera
(jak podaje na swojej stronie Wydawnictwo Literackie). Dołączenie
do grona najpoczytniejszych anglojęzycznych pisarzy dziecięcych
(zwłaszcza tych posługujących się motywami
fantastyczno-symbolicznymi) zdaje się być jednym z nadrzędnych
celów napisania "Przyjaciela z szafy", ponieważ książka
jest podręcznikowym przykładem tekstu niby przeznaczonego dla
dzieci, ale pogłębionego o znaczenia i konteksty czytelne tylko dla
starszej młodzieży oraz dorosłych – badaczy i rodziców, właśnie
im dedykowane. Ta książka służy bardziej "przerabianiu"
dzieciństwa niż jego przeżywaniu.
Wiek
czytelników został bardzo dokładnie określony na okładce
"Przyjaciela z szafy" i jest to 10-12 lat. Rzeczywiście,
młodsze dzieci mogą przestraszyć się sceny otwierającej opowieść
(i przynajmniej kilku późniejszych), a starsze będą znudzone
perypetiami niewidzialnego, wyobrażonego kompana zabaw.
Trzynastolatki żyją już w innym świecie, nawet współczesnym
dwunasto- i jedenastolatkom myślenie i zachowywanie się Amandy, jej
sposoby na spędzanie wolnego czasu, mogą wydać się
nierzeczywiste, odległe od codziennych spraw młodzieży, a nawet
przytłaczające. Zadowolenie z tej lektury zależy od umiejętności
i chęci wczucia się w jej atmosferę, dość mroczną i senną. Tak
jak filmy i książki z naszego dzieciństwa nie zawsze bywają
przyjmowane przez kolejne pokolenia z należytym (według nas)
entuzjazmem, podobnie "Przyjaciel z szafy" może popaść w
niełaskę dzieci, a zachwycić rodziców czy dziadków z nostalgią
oglądających się na własne szczenięce lata.
Oto
poznajemy Amandę, rówieśniczkę czytelników, która spędza
dzieciństwo na fantazjowaniu, wychowywana tylko przez mamę, w swoim
rodzicielstwie wyjątkowo elastyczną i tolerancyjną. Dziewczynka
nie ma bliskich przyjaciół poza Rudgerem, z którym rozmawia nawet
w szerszym, nic niewidzącym towarzystwie. Trudno się dziwić, że
koledzy z klasy uważają ją za dziwną.
Siedzieli
we troje przy kuchennym stole. W środku było ciepło, a tylne drzwi
były otwarte. Choć padał ulewny deszcz, jeszcze nie zrobiło się
zimno. Powietrze pachniało czysto, wyraźnie, niemalże
elektryzująco. Burza przegnała parną popołudniową atmosferę, a
choć ciężkie, ciemne chmury wciąż wisiały nisko nad horyzontem
i co jakiś czas słychać było przetaczający się grzmot, deszcz
był całkiem przyjemny, a wieczorne powietrze – świeże i
orzeźwiające.
Dramatyczny
początek książki każe nam wierzyć, że szybko pożegnamy się z
główną bohaterką, bo niebawem zginie ona w wypadku. Autor
zaplanował dla nas jednak szereg niespodzianek, wycieczki do innych
rzeczywistości i spotkania z zagadkowymi postaciami dowodzące, że
wyobraźnia Amandy jest częścią większego uniwersum, a nie
zwyczajnym zmyślaniem powodowanym samotnością. Amanda i Rudger
(zwłaszcza on) wezmą udział w wielu złowrogich przygodach,
odbywających się pod dyktat wcale nie wymyślonego, choć
legendarnego arcyłotra oraz w myśl zasad rządzących światem
wyobraźni i zapomnienia. Prócz gęstego mroku jest w "Przyjacielu
z szafy" także wiele światła płynącego z dzieci i z...
biblioteki.
Jakiś
czas później Rudger siedział przy kominku na środku biblioteki.
Na początku trochę się tym zaniepokoił – w końcu ogień i
książki to nie najlepsze połączenie, ale po chwili zauważył, że
to taki ogień, który z powodzeniem mogłaby wyśnić Amanda. Był
wymyślony. Bibliotece nie groził pożar. Książki nie mogły
spłonąć. Mimo to wymyślonym przyjaciołom skupionym dokoła
kominka było przyjemnie ciepło. Rudger spojrzał w wesoło tańczące
płomienie.
– To
coś w sam raz na wieczór – odezwała się Emilka. – Tak się
spędza czas, jak zapada zmrok. Pieczemy pianki na ogniu, opowiadamy
historie o duchach.
Pianki
też były wymyślone, ale przez to wcale nie mniej pyszne – lepkie
i ciągnące, dokładnie takie jak trzeba. Biblioteka była
przytulnym miejscem i dobrym domem – jej wyobraźnia zapewniała im
wszystko, czego potrzebowali.
– Tego
jednego nie możemy robić, Rudge – wyjaśniła mu Emilka. – Nie
możemy sobie sami nic wyobrażać. Od tego są prawdziwi ludzie. To
oni mogą coś wymyślić, wyśnić, wymarzyć. Założę się, że
twoja Amanda często tak robiła.
– Jasne,
każdego dnia.
– Nasze
zadanie polega na tym, że bierzemy w tym udział, cieszymy się tym.
Możemy podpowiadać, sugerować albo nawet o coś poprosić, ale to
czyjaś wyobraźnia wykonuje pracę. Pamiętaj o tym.
Przenikanie
wyobrażonych przyjaciół do powszechnie znanej rzeczywistości i
ich znikanie, wysysanie lub wymazywanie zostało dobrze opisane przez
autora, ale najcelniej wyraziła je ilustratorka Emily Gravett. Wobec
dominacji obrazków czarno-, czy raczej szaro-białych, żywsze barwy
wydają się szczególnie intensywne, bajkowe, soczysto-owocowe. Co
ciekawe, nie zawsze towarzyszą wesołym chwilom bohaterów,
przeciwnie, często kolory pojawiają się właśnie w momentach
najbardziej dramatycznych. To jeden z niewątpliwych smaczków
"Przyjaciela z szafy", do których zaliczam także całą
słodko-gorzką, wymieszaną z dymem czy mgłą i nieco odurzającą
atmosferę książki oraz drobiazgi takie jak sandały pana Trznadla
zakładane na białe skarpety czy wyklejki tożsame z wzorem jego
koszuli, niejako zapowiadające, jak znacząca dla całej historii
będzie ta postać. Wrażenie nieprzeciętności publikacji zostaje
dopełnione przez jej wysoki poziom edytorski, jakość papieru oraz
twardej oprawy, przypominającej jakiś elegancki materiał i
wyposażonej w tytuł "z innego świata" – zapisany
innymi literami, barwami, tworzywem niż te zastosowane w pozostałych
elementach okładki.
Bożena
Itoya
A.F.
Harrold, Przyjaciel z szafy, ilustracje Emily Gravett, przełożyła
Maria Jaszczurowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz