"Sylaboratorium"
jest zbiorowym dziełem dziesięciorga polskich pisarzy i jednego
ilustratora (wszyscy tworzą dla starszych lub młodszych dzieci),
wydanym ze wsparciem agencji kreatywnej Huncwot (autorów bardzo w
książce istotnych liter pozyskanych z typo.polona.pl) w ramach
serii Egmont Art. Publikacja ta reprezentuje nowe, w dużym stopniu
także nowatorskie spojrzenie na książkę dla dzieci. Młodego
czytelnika nie traktuje się protekcjonalnie, co właściwie stanowi
już normę w wydawnictwach z pewną renomą, specjalizujących się
w literaturze na dobrym poziomie (do których Egmont, gigant
wydawniczy, dotąd zdawał się nie pasować, zwłaszcza po
"skasowaniu" Literackiego Egmontu). Tutaj dziecko uważa
się za inteligentnego człowieka, który w rozmaitych książkach
szuka nie tylko wiedzy (a na pewno nie pouczania w starym, bo chyba
jeszcze dziewiętnastowiecznym stylu, którym raczono w dzieciństwie
nas, dzisiejszych rodziców, i naszych rodziców), ale też pożywki
intelektualnej i wrażeń artystycznych. Wszystko to znaleźliśmy w
"Sylaboratorium", i to w smakowitej otoczce literackiej.
Mnie osobiście bardzo ubawiła obserwacja, jak dorośli, zasłużeni
autorzy wcielają się w rolę ucznia wykonującego zadanie z języka
polskiego: "na podstawie definicji słownikowej przygotuj o
danym pojęciu krótki tekst zgodny z wymogami wybranego gatunku
literackiego".
Sentymentalny
wierszyk kryty gontem
W
moim kącie za szafą leniwie płyną dni.
Dzikie
gęsi kursują po trzy, co trzy, na trzy.
Jan
Mruk pomruk wydaje przeciętnie raz na noc.
Można
go zlekceważyć, wciskając łeb pod koc.
Nie
ma tu żadnych węży, pająków ani os.
Na
ścianie wisi zegar, w zegarze gwiżdże kos.
Nie
zegar to, lecz domek, ma gontem kryty dach.
Pod
dachem krytym gontem niestraszny żaden strach!
Ach,
jak mi tutaj dobrze, ach, jak cieplutko mi!
Choć
zbliża się już burza i gdzieś hen, hen już grzmi.
/Gont,
Justyna Bednarek/
Idei
publikacji najwierniejsze wydają się
wiersze, choć moje serce podbiły i inne
literackie drobiazgi, będące fantazjami na temat terminu czy po
prostu słowa. Te humorystyczne objaśnienia obrazują, jak dogłębnie
pisarze rozumieją wzięte na warsztat pojęcia, ale także ogólnie
język polski, oraz w jakim stopniu są pedagogami. Miernikiem
wszystkich wymienionych wartości będzie reakcja młodego
czytelnika, bo nie wątpię, że "Sylaboratorium" spodoba
się dorosłym erudytom. Inaczej może być
z dziesięcio- i nastolatkami. Świadomość
uniwersum młodszej młodzieży, chęć i umiejętność przenikania
doń wcale nie są cechami wszystkich współczesnych polskich
autorów piszących dla dzieci, ba, nawet nie każdego współtwórcy
"Leksykonu małego erudyty". Dużo mówi się o upadku
kultury i obniżaniu się
poziomu intelektualnego
w najmłodszym pokoleniu, ale te dzieci i nastolatki, które są
inteligentne i obyte w kulturze (także języka), funkcjonują na
naprawdę wysokich obrotach. Ich
sposób postrzegania świata, mądrość i bystrość przewyższają
często metody oraz kryteria
oceny, jakie odnoszono do
nas, kiedy mieliśmy po kilka czy kilkanaście lat. Beletrystyka
i literatura użytkowa rzadko nadążają
za totalnością myślenia młodych, pod
tym względem "Sylaboratorium" bywa publikacją w starym,
nieco zdezaktualizowanym stylu, choć zdarzają się tu perełki,
które śmiało mogą konkurować z celnością i dowcipem komiksów
lub innych popularnych form definiowania "młodej"
rzeczywistości. Daje to nadzieję na
odrodzenie popularności literatury pięknej czy wysokiej dla
młodych, dziś raczej elitarnego tworu kultury, powszechnie
aplikowanego tylko dzieciom (i przez dzieci) do chwili nauki
samodzielnego czytania. Filozofia
i symboliczne przedstawienia świata obecne w publikacjach dla
przedszkolaków, pierwszaków i innych młodszych uczniów,
dla tych nieco starszych, już dorastających okazują się często
banalne, infantylne, nudne, potrzebują oni wrażeń czytelniczych
(czy to estetycznych, czy literackich) kontynuujących linię
ambitnej książki z wcześniejszego dzieciństwa. Oczekiwania te w
naszej rodzimej książce spełniają niemal wyłącznie powieść
graficzna i komiks, z nielicznymi wyjątkami, jak "Nikt nas nie
upomni" Agnieszki Wolny-Hamkałło, "Detektywi z
klasztornego wzgórza" i "Biały Teatr panny Nehemias"
Zuzanny Orlińskiej czy "Bjørn – Syn burzy"
Pawła Wakuły. Przeważająca część publikacji dla młodzieży to
literatura popularna i beletrystyka
obyczajowa
relacjonujące współczesność tak, by w pełni odpowiadała
codziennym doświadczeniom szkolnym, koleżeńskim, rodzinnym.
Niewiele
jest tu mowy o wnętrzu ambitnych, pełnych wyobraźni, zainteresowań
młodych ludzi,
którzy poszukują nowych wyzwań, chcą budować własną tożsamość
w oparciu o kulturę. Książki częściej adresuje się do osób,
które niechętnie czytają niż do tych nastolatków, którzy czytać
kochają. "Sylaboratorium" należy pod tym względem do
chwalebnych wyjątków, nikt tu się nie cacka z książkofobami.
Ładne
cacko
Cackać
się należy z cackiem,
takie
prawo ma cudackie.
Bo
gdy cacka się nie cacka,
to
natura w nim się chwacka
ze
snu budzi i ladacko
psoci
gracko.
To
wariacko stuka packą,
to
się tłucze pod posadzką,
to
znów w błocko pac! omackiem...
Wnet
nie będzie cacko cackiem.
/Cacko,
Agnieszka Frączek/
Niektórzy
autorzy włączyli do "Sylaboratorium" serie powiązanych
ze sobą tekstów. Z jednej strony jest to ciekawy zabieg formalny,
ale też młodszy czytelnik gubi się w odniesieniach i musi wracać
do wcześniejszych haseł. Przypuszczam, że nikt poniżej
dziesiątego roku życia nie czyta takiego leksykonu jednym tchem,
wszak liczy 50 haseł, po 2 na każdą literę alfabetu. Wobec
mnogości omawianych pojęć oraz wielokrotnego przerywania lektury
i wracania do niej trudno się dziwić, że dziecko zapomina, co
dokładnie i przez kogo zostało napisane kilka czy kilkanaście
haseł wcześniej. U nas sprawdziło się czytanie "Sylaboratorium"
nie w przyjętym przez wydawnictwo układzie alfabetycznym, ale
naszym własnym, autorskim – po kolei wszystkie opowiastki Emilii
Kiereś, następnie Marcina Wichy, później Mikołaja Golachowskiego
i tak dalej.
Cichy,
spokojny Eufemizm
Eufemizm
przyjechał do nas z zagranicy. Urządził się w mysiej dziurze i
tam pozostał.
– Pałac
to nie jest, ale zawsze... – mówił Eufemizm.
Nie
sprawiał najmniejszych kłopotów. Żywił się przesadą, a czasem
złym wychowaniem.
Gdy
słyszałem na przykład czyjeś głośne "Ożeż!", a
potem nagle jakieś niespodziewanie gładkie słówka, wiedziałem,
kto to sprawił. Eufemizm!
/Eufemizm,
Wojciech Widłak/
Różnorodne
doświadczenia językowe w "Sylaboratorium" zaprezentowali:
Justyna Bednarek, Agnieszka Frączek, Mikołaj Golachowski, Roksana
Jędrzejewska-Wróbel, Emilia Kiereś, Ewa Nowak, Zuzanna Orlińska,
Zofia Stanecka, Marcin Wicha oraz Wojciech Widłak. Swoją genialną
koncepcją i grafiką scalił je Paweł Pawlak, ilustrator nad
ilustratorami, którego wizja dominuje w publikacji, nadaje jej
charakter, dodaje dowcipu (z kapką cynizmu i abstrakcji). Wystarczy
spojrzeć na moich faworytów – prace towarzyszące hasłom giezło,
euforia, mezalians, prestidigitator, trybunał,
wiorsta, zachciewajka i zagwozdka, by zrozumieć
ideę leksykonu małego erudyty, pełnioną przez niego funkcję
małej galerii literatury i sztuki.
Drobiazgowe
artystyczne ilustracje, często z efektem 3D zapewnionym przez
fotografowanie papierowych figurek lub tworzenie kolaży, podkreślają
moje ogólne wrażenie z tej książki. Jej podtekstem jest dla mnie
kult papieru: tradycyjnej książki, niekomputerowej grafiki,
ujmowania wiedzy w hasła, organizowania wieloosobowego zespołu
specjalistów, którzy notują, gromadzą fiszki, są współautorami,
a nie researcherami czy "opracowującymi". Również
czytelnik może dołączyć do grona twórców, bo na końcu
publikacji znajdują się plansze z literami-naklejkami, które
przydadzą się do wypełnienia kart poświęconych na "notes
erudyty". Zabawa w wyklejanie własnych, nikomu nieznanych słów
zajęła nam długie godziny i była naprawdę wyśmienita.
Bożena
Itoya
Sylaboratorium,
koncepcja graficzna książki, ilustracje i skład: Paweł Pawlak,
teksty: Justyna Bednarek, Agnieszka Frączek, Mikołaj Golachowski,
Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Emilia Kiereś, Ewa Nowak, Zuzanna
Orlińska, Zofia Stanecka, Marcin Wicha, Wojciech Widłak,
Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2017.
Chcę, chcę, chcę!
OdpowiedzUsuń