Dzieci
interesujące się psami mają wielkie szanse na stanie się
zapalonymi czytelnikami. Książka to najprostszy i najszerzej
dostępny sposób na poznanie ras oraz zwyczajów ulubionych zwierząt
(oczywiście pomijając Internet, źródło informacji zdecydowanie
mniej kompetentne, a dodatkowo – w dużym natężeniu –
nieodpowiednie dla dzieci z uwagi na pośrednictwo szkodliwych
monitorów). Wśród dziesiątek, jeśli nie setek, dostępnych na
rynku "psich" publikacji dla najmłodszych warto zwrócić
uwagę na te reprezentujące wysoki poziom pisarski, merytoryczny,
redakcyjny oraz graficzny. Z pewnością też dobrym wyborem będzie
cykl wydawniczy, z którego czytaniem (a nawet nabywaniem za swoje
kieszonkowe) dziecko poradzi sobie samodzielnie, zechce go
kolekcjonować i powracać wielokrotnie do poszczególnych odsłon. Z
życia wzięte opowieści Barbary Gawryluk o zwierzętach od wielu
lat cieszą się sympatią mojego syna, większość z nich czytał
po dwa (lub więcej) razy. Z równie ciepłym przyjęciem spotkały
się w naszym domu historie Czarta i Juniora, do których niedawno
dołączyli "Falco – pies lotniskowy" oraz "Morus –
pies ratownik wodny".
Książki
Barbary Gawryluk ukazujące się w serii "Pies na medal"
spełniają ważną rolę edukacyjną, a przy tym niewątpliwie są
zgrabnymi miniaturami literackimi, mają też wartość artystyczną,
zapewnioną przez ilustratorkę Agatę Kopff oraz Studio 3 Kolory,
odpowiedzialne między innymi za projekt graficzny okładki. Kogo i
czego uczą te niewielkie perełki wydawnicze w miękkich oprawach,
ze skrzydełkami, które mogą unieść nasze myśli daleko, aż do
wakacji (egzotycznych lub lokalnych, letnich albo zimowych)? Na
tylnych okładkach wszystkich publikacji wydawnictwa Zielona Sowa, a
więc także tych należących do cyklu "Pies na medal",
widnieje informacja o wieku czytelnika. Dzięki temu rodzice,
dziadkowie czy nauczyciele mogą być pewni, czy szukają właśnie
takiej lektury – wszyscy mamy rozmaite doświadczenia w tym
zakresie, bo też bogactwo kolorowych ilustracji nie zawsze oznacza,
że jest to pozycja dla przedszkolaków. Omawiane książki o
bohaterskich czworonogach przeznaczone są dla dzieci od 6 lat i
uważam, że należy się trzymać tej dolnej granicy wieku, mimo że
duże, wyraźne, jasne obrazki z wesołymi twarzami dzieci,
unoszącymi się wokół głów serduszkami czy innymi
komiksopodobnymi elementami grafiki oraz sam temat "piesków"
wydają się prostsze, pozornie przyswajalne nawet dla dwu- i
trzylatków.
Cykl
traktuje o psach pracujących i wiedza zdobywana przez czytelników
dotyczy właśnie obowiązków zawodowych zwierząt, które zazwyczaj
uważa się tylko za pupili. Nie ma tu za wiele słodyczy i wzruszeń
charakterystycznych dla (piętrzących się w księgarniach)
fikcyjnych opowiastek o dzielnych pieskach, choć i Barbara Gawryluk
tworzy niepozbawioną emocji fabułę, zawsze z udziałem dziecięcych
bohaterów. Dzieci są tu jednak obserwatorami lub uczestnikami akcji
ratowniczych czy też innych działań podejmowanych przez psy w
ramach ich pracy. Emocje zaś wynikają z przeżywania przez
czytelnika dramatycznych, realistycznych okoliczności, a nie na
przykład z rozbrajających opisów przyjaźni psio-ludzkiej.
Wtedy
kilkaset metrów od brzegu pojawiła się motorówka ciągnąca
dmuchany banan, na którym siedziały trzy dziewczynki. Łódka
płynęła slalomem, słychać było śmiechy, piski i krzyki, banan
przechylał się, płynął w prawo i w lewo, aż przy kolejnym
ostrym skręcie pasażerki nie były w stanie zachować równowagi i
wpadły do wody.
Dziewczynki
miały na sobie kamizelki ratunkowe i utrzymywały się na
powierzchni. Ale najmłodsza z nich zachłysnęła się wodą i
zaczęła wymachiwać rękami. Czuwający na plaży Morus natychmiast
zareagował. Kiedy od swojej przewodniczki usłyszał komendę:
"Skacz!", rzucił się do wody i popłynął w kierunku
dziewczynki.
Bliźniaki
z napięciem obserwowały akcję na morzu. Szybko zrozumiały, że to
już nie ćwiczenia.
– Jak
można pozwolić dzieciom na tak idiotyczną zabawę. – Ciocia
Hania kręciła głową z oburzeniem. – To chyba najgłupsza
nadmorska rozrywka.
– A
ja chciałbym się przejechać takim bananem – zaprotestował
Darek. – Przecież jak się umie pływać, to nic się nie może
stać.
– Oj,
nie masz racji – odezwał się jeden z ratowników koordynujących
akcję z brzegu. – Już kilka razy wyławialiśmy uczestników
takich zabaw. Można się zachłysnąć wodą, uderzyć albo po
prostu przestraszyć. Wtedy brakuje siły, żeby z powrotem wdrapać
się na banana. Ta dziewczynka potrzebuje pomocy. Po to tu jesteśmy,
a najlepiej w takich akcjach sprawdzają się nasze psy.
Morus
jest ratownikiem wodnym z Trójmiasta, pracuje na plaży z innymi
psami i ludźmi, a jego bezpośrednią przełożoną i partnerką
jest uśmiechnięta, lubiąca różowy kolor ratowniczka Justyna.
Autorka i ilustratorka prostymi słowami (uzupełnionymi przez
przypisy, wyjaśniające wszelkie potencjalnie niezrozumiałe
kwestie) i obrazami pokazują codzienne treningi nowofundlanda, a
także przebieg akcji ratowniczej, ze szczególnym uwzględnieniem
funkcji, jaką pełni w niej Morus. Moja rodzina spędzając wakacje
na polskich plażach często widuje turystów w różnym wieku
dokazujących na dmuchanym bananie przyczepionym do motorówki, ale
historia opisana w "Morusie" pewnie skłoniłaby ich do
namysłu nad tą "beztroską" zabawą. Zdecydowanie za dużo
razy byliśmy świadkami wypadków na morzu z udziałem dzieci,
dlatego każda próba podniesienia świadomości rodziców jest cenna
i godna pochwały. Szkoda, że "Falco" nie jest lekturą
obowiązkową na zajęciach wychowawczych przed letnimi wakacjami,
podobnie zresztą dobrze przypomnieć sobie "Czarta" przed
feriami zimowymi.
– I
codziennie jest taka akcja? – Tacie też zaimponował niewielki
pies.
– Tak,
Falco jest zatrudniony na cały etat – roześmiała się
przewodniczka. – Pracuje osiem godzin dziennie, co zupełnie
wystarczy, żeby zniechęcić ptaki i zwierzęta do pozostawania na
naszym terenie.
– Patrz,
tato, jakie ma fajne ubranko. – Julka podziwiała psa, który
właśnie wysiadał z samochodu przy budynku portu.
–
Wszystkie nasze psy mają
specjalnie dla nich zaprojektowane kolorowe, odblaskowe kamizelki –
wyjaśniła przewodniczka. – Chodzi o to, żeby było je widać z
daleka. Na terenie lotniska dużo się dzieje, musimy też dbać o
bezpieczeństwo naszych psów, bo są niezastąpione.
Książka
"Falco – pies lotniskowy" jest przede wszystkim
opowiadaniem o rodzeństwie wyjeżdżającym na wakacje do Grecji.
Wątek pracującego psa został zgrabnie wpleciony w sytuację, która
może dotyczyć wielu młodych czytelników. Falco to border collie
płoszący zwierzęta podchodzące (i podlatujące) do lotniska, a
tym samym stwarzające zagrożenie dla lądujących i startujących
samolotów. Barbara Gawryluk opisuje również zadania innych psów
lotniskowych: spaniela poszukującego w bagażach materiałów
wybuchowych oraz owczarka wyszkolonego do rozpoznawania narkotyków.
W tej odsłonie serii "Pies na medal" dzieci zdobywają
wyjątkowo szeroką wiedzę, chociaż, jak już wspomniałam, fikcja
literacka również została rozbudowana bardziej niż w innych
tomach. Wszystkie części cyklu Barbary Gawryluk niosą dodatkowe,
moim zdaniem ważne przesłanie: psy pracujące są wspaniałe,
inteligentne, piękne, ale nie wolno im przeszkadzać. Czytelnicy
dowiadują się też, że zawsze przed dotknięciem (a już zwłaszcza
przytuleniem) "ślicznego pieska" należy spytać jego
właściciela o pozwolenie. Tę wiedzę, choć pozornie błahą,
warto odświeżać, powtarzać dzieciom choćby i w każdym "Psie
na medal". Czekamy na marzec, kiedy ukażą się książki
"Rollek – pies przewodnik" oraz "Baster – pies
ratowniczy".
Bożena
Itoya
Barbara
Gawryluk, Falco – pies lotniskowy, ilustracje: Agata Kopff,
Wydawnictwo Zielona Sowa, Warszawa 2018.
Barbara
Gawryluk, Morus – pies ratownik wodny, ilustracje: Agata Kopff,
Wydawnictwo Zielona Sowa, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz