cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 24 kwietnia 2013

Babar, słoń w klimacie vintage


W wydawnictwie Czarna Owieczka ukazały się w zeszłym roku dwie książeczki dla młodszych dzieci: „Przygody małego słonia Babara” i kontynuacja pt. „Podróż Babara”. Nie wiem, na ile sympatyczny zwierzak znany jest polskim dzieciom. Chyba nie jest tu jeszcze zbyt popularny, chociaż za granicą jest to postać kultowa, a jego historia liczy sobie już ponad osiemdziesiąt lat. Moje córki zetknęły się z Babarem właśnie w obcojęzycznych publikacjach (książeczki i film), a było to dawno temu, gdy chodziły jeszcze do przedszkola. Z ciekawością zatem sięgnęłam po polskie wydanie opowieści. Na razie mamy po polsku dwie książki, przewidzianych jest prawdopodobnie więcej.
Historyjki te powstały, jak wiele, wiele innych bajek dla dzieci, przy łóżku chorego czteroletniego chłopczyka, a wymyśliła je mama, Cecilia de Brunhoff. Jej mąż, Jean de Brunhoff, spisał opowieści i zilustrował akwarelą, a rodzinnego przedsięwzięcia dopełnił brat Michel, który opublikował pierwszą książkę we Francji w 1931 roku. Dalsze losy Babara opisał po śmierci ojca jego syn Laurent. Ciekawe jednak, że na okładce widnieje wyłącznie nazwisko Jeana, a nie jego małżonki, która historię tę wymyśliła…
Babar jest słoniem, który urodził się w wśród palm i piasków, gdzie dorastał szczęśliwie wraz z rodzicami i resztą stada. Kula myśliwego, która dosięgła jego mamę, na zawsze zmieniła życie małego słonia. Po tułaczce mały sierota dostał się do miasta, gdzie pierwszy raz spotkał ludzi. Miał szczęście: trafił na Starszą Panią, hojną, opiekuńczą i mądrą. Za jej sprawą odbył Babar przyśpieszoną inicjację cywilizacyjną, wzbogacając się o europejskie ubranie, maniery i wykształcenie. Natura jednak rządzi się swoimi prawami… Pewnego dnia zatem Babar wrócił do dżungli. Tam został obwołany królem słoni, ożenił się ze słonicą Celestą i prowadzili razem żywot urozmaicony o przygody opisane w kolejnych książkach.
Tyle fabuły. Język opowieści jest prosty, lecz dynamiczny, dostosowany do percepcji młodszych przedszkolaków. Czas i następstwo wydarzeń w narracji rządzą się swoimi prawami, bliskimi dziecięcemu porządkowi: nie trzeba się spieszyć i można pojeździć windą w domu towarowym przed zrobieniem zakupów, a na bezludnej wyspie trzeba przede wszystkim ugotować wyśmienitą zupę… Rola ilustracji jest bardzo istotna, akwarele Jeana de Brunhoffa, pełne ciekawych szczegółów, są niezbędnym kontrapunktem do prostego tekstu. Krótko mówiąc, dużo tu ciepła i atmosfery bezpiecznego dziecięcego świata, chociaż akcenty zła (myśliwy, nosorożce dewastujące dżunglę) pojawiają się od czasu do czasu na horyzoncie wydarzeń.
Nie da się jednak ukryć, że opowieści te są mocno staroświeckie i nieco trącą myszką. Można to, zresztą, uznać zarówno za wadę, jak i zaletę, to już zależy od upodobań czytelników. Klimat vintage ma swój urok, który docenią nie tylko osoby sentymentalne (te stroje z epoki! Melonik!). Lecz zaciążył tu też wyraźnie casus znany nam ze skądinąd doskonałej powieści W pustyni i w puszczy Sienkiewicza, z jej europocentryczną wizją prymatu cywilizacji zachodniej. Babar został królem słoni dzięki osiągnięciom i wiedzy wyniesionej z miasta. Na ile taka wiedza jest przydatna w dżungli, trudno powiedzieć, ale jest to swoisty paradoks. Może będzie to pretekst, by porozmawiać o tym z dziećmi, zadać kilka pytań? Każda okazja jest dobra, by trochę bardziej otworzyć im okno na świat…
Agnieszka Jeż
Babar jest jeszcze bardzo małym słoniem, kiedy myśliwy zabija jego mamę. Przestraszony słonik biegnie przed siebie, aż trafia do Wielkiego Miasta, w którym błąka się zagubiony. Przypadkiem poznaje Starszą Damę, z którą się zaprzyjaźnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz