"Zaklęcie
kruka" jest trzecim, bardzo przez nas wyczekiwanym tomem przygód
młodego czarodzieja o imieniu Archie, jego rodziny i przyjaciół,
wikłane przez ponadczasowych wrogów. Do tych ostatnich zaliczają
się mroczne księgi i gatunki magii, a także rodzinne, pradawne
tajemnice, w które chłopiec został uwikłany wbrew swojej woli i
być może wbrew własnym chęciom, umiejętnościom oraz
możliwościom. Właśnie potencjał Archiego, jego przeznaczenie i
walkę o decydowanie o własnym losie zgłębiamy w toku tej
opowieści.
Seria
o nastoletnim obrońcy woluminów, ich strażniku i rozmówcy,
spodoba się wszystkim młodym przyjaciołom książek. Żyjąc w
świecie, w którym rówieśnicy licytują się, kto przeczytał w
życiu najmniej książek (autentyczna sytuacja ze szkoły mojego
syna), zapaleni czytelnicy potrzebują takich bohaterów jak Archie.
Ich wsparcie jest wręcz niezbędne, wyczekiwane bardziej niż w
czasach naszego dzieciństwa, gdy Bastian przenosił się do
"Niekończącej się historii". W tłumie osób brzydzących
się książkami (lub może bojących się ich?) łatwo samemu
zniechęcić się do czytania, ale spotykając, nawet jeśli tylko na
kartach powieści, kogoś żywiącego do lektur tak ciepłe uczucia,
realizującego nasze sny o przenikaniu do świata przedstawionego
literatury, pozostajemy przy tej książkofilii i wynikających z
niej marzeniach. Dlatego każdy kolejny opiekun książek jest w
naszym księgozbiorze mile widziany, choćby odgrywał własną
wersję losów Harry'ego Pottera, jak niestety przytrafiło się w
"Zaklęciu kruka".
Historia
Archiego z każdym tomem coraz bardziej kalkuje przypadki Harry'ego,
ale nie podejmę tu analizy porównawczej. Nie omówię też akcji
omawianej publikacji, bo pisząc o wydarzeniach z "Zaklęcia
kruka" bardzo łatwo zdradzić przebieg punktów zwrotnych
"Sekretu czarodzieja" i "Klubu Alchemików",
zresztą sam autor streszcza dwie poprzednie powieści i te fragmenty
czytelnik znający całą serię może ze spokojnym sumieniem
pominąć. Napięcie towarzyszące lekturze jest dużo mniejsze niż
to, jakiego doświadczyliśmy dzięki pierwszemu i drugiemu tomowi,
mimo że to właśnie w "Zaklęciu kruka" następuje
rozwiązanie kilku zagadek (plus zawiązanie kolejnych sekretnych
wątków). Niemniej D.D. Everest z pewnością traktuje swoich
czytelników poważnie, nie zbywa ich byle wyjaśnieniem typu deus
ex machina, jak to często bywało u J.K. Rowling. O solidnym,
pozbawionym łatwych rozwiązań i infantylizacji podejściu do
nastoletnich odbiorców świadczą również ilustracje Jamesa de la
Rue, ocierające się o dawną sztukę grafiki książkowej,
przypominające zaawansowane artystycznie prace tuszem czy
drzeworyty. Z tych obrazów chciałoby się ułożyć odrębny album
i postawić go na regale w części wydzielonej dla ulubionych
komiksów i powieści graficznych. Baśniowe, cudowne, okrutnie
fascynujące – takie są wszystkie ilustracje i niektóre fragmenty
tekstu w książce "Archie Greene i zaklęcie kruka". I
choć seria D.D. Everesta na jego stronie autorskiej określana jest
jako trylogia, po zakończeniu ostatniego tomu można mieć nadzieję
na kontynuację.
Bożena
Itoya
D.D.
Everest, Archie Greene i zaklęcie kruka, okładka i ilustracje James
de la Rue, przełożyła Agnieszka Jacewicz, Dom Wydawniczy REBIS,
Poznań 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz