Wydawnictwu
Zielona Sowa udało się już odejść bardzo daleko od wizerunku,
jaki zapamiętałam jeszcze sprzed dziesięciu lat, to jest fabryki
tanich, wątpliwej jakości edycji lektur z opracowaniami dla
niewiele rozumiejących uczniów. Książki publikowane aktualnie pod
egidą Zielonej Sowy są zróżnicowane, nowoczesne, dobrze
zredagowane, atrakcyjne wizualnie, dopasowane do poszczególnych
kategorii wiekowych i wyraźnie o nich informujące. Taki jest też
"Słoń Eriki", debiut Sylvii Bishop, angielskiej pisarki
znanej nam już ze świetnych (mini)powieści "Panna Jones i
książkowe emporium" oraz "Tajemnica nocnego pociągu".
– Może
pójdziemy na spacer? – zaproponowała Erika, kiedy Słoń dosyć
się już napatrzył. – Co chciałbyś zobaczyć?
Słoń
przeglądał ulotki z wyrazem niezdecydowania. Wyjrzał przez okno na
migoczące w oddali morze, wrócił do ulotek, zerknął na Erikę, a
potem dłuższą chwilę gapił się na sufit. W końcu kiwnął łbem
w stronę okna i zaTRĄBił z nadzieją.
– Morze?
Ależ oczywiście.
Erika
i Słoń zbiegli – jedno ciszej, drugie znacznie głośniej – po
schodach, potem poszli chodnikiem i wzdłuż kamienistej plaży.
Kroki Słonia były trochę nierówne. Prawdopodobnie jego kolano nie
było jeszcze całkiem zdrowe.
Na
plaży nie było piasku, tylko drobne kamienie, a porywisty wiatr od
morza boleśnie szczypał w policzki. Słoniowi to wyraźnie nie
przeszkadzało. Było po nim widać, że wprost uwielbia morze. Erika
pokazała mu swoją ulubioną zabawę: podejść jak najbliżej linii
wody, poczekać na falę i w ostatniej chwili odskoczyć. Słoniowi
zabawa szła raczej fatalnie – zwierzęta te nie umieją skakać –
ale bardzo się starał. Mrużąc ze skupieniem oczy, pilnie
obserwował każdą falę, po czym chwiejnie uciekał, chlapiąc wodą
i wydając głośne, zwycięskie TRĄB w przekonaniu, że świetnie
sobie poradził. Erika poczuła, że zaczyna bardzo lubić Słonia.
Erika
ma dziesięć lat, ale jej historia spodoba się także nieco
młodszym dzieciom (na okładce: "wiek 6+"), które z
pewnością zostaną zachęcone dużą czcionką i wesołymi (mimo
szaro-białości) ilustracjami Ashley'a Kinga. Jest to typ opowieści
umiejscowionej we współczesnych, w miarę realnych i bliskich
czytelnikom okolicznościach, doprawionej jednak pewną dozą absurdu
i radosnego szaleństwa. Erika w dużym stopniu przypomina Pippi,
choć nie jest aż tak wyzwolona i samodzielna. Mieszka sama, bo
opiekujący się nią wujek Jeff jest zakręconym naukowcem –
ornitologiem badającym egzotyczne okazy w Indiach. Właśnie stamtąd
nadchodzi pod angielskie drzwi Eriki dziwna przesyłka: słoń.
Dziewczynka zabiera go na wycieczkę i do domu, w końcu słonie
indyjskie są stosunkowo niewielkie.
W
porze lunchu zjawili się biznesmeni w garniturach, z kawą i
kanapkami na wynos, a wówczas Słoń dla zabawy zaczął rozwiązywać
i na powrót wiązać im trąbą krawaty (wywarło to tak wielkie
wrażenie, że nawet Erika klaskała), mierzwić im włosy i
podkradać komórki, gdy akurat próbowali wykonywać Ważne
Telefony. Erika częstowała wszystkich lemoniadą i organizowała
przejażdżki. Słoń był rozanielony, że znowu może wozić ludzi.
Utykał trochę, ale nikomu to nie przeszkadzało.
Słoń
zyskuje rozgłos, co bawi tylko przez chwilę, a ostatecznie okazuje
się bardzo problematyczne. Cenne zwierzę towarzyszące dziecku
wydaje się oczywiście łatwym łupem dla złoczyńców, a
nietypowy tandem – tematem plotek i sąsiedzkich interwencji u
władz. Zawiązuje się intryga, której rozwiązanie przyjdzie może
dość łatwo starszemu dziecku, ale książka i tak nada się nawet
dla dwunastolatków. O jej wartości decyduje i fabuła, i sposób
jej prezentacji, jest to bowiem opowieść po prostu bardzo dobrze
napisana. Autorka oddaje cześć klasycznej literaturze dla dzieci,
zamieszczając w "Słoniu Eriki" piękne, ale nie tak
długie jak u Orzeszkowej opisy krajobrazu czy emocji bohaterów,
dając im dużo czasu i scen na wzajemne poznanie się (i nam na ich
polubienie), a równocześnie posługuje się błyskotliwym,
dyskretnym humorem charakterystycznym dla zaawansowanych (choć
niekoniecznie zawodowych) komików. Sylvia Bishop zresztą, jak
dowiadujemy się z noty redakcyjnej, "wykonuje monologi
komediowe na scenie i stanowi połowę duetu artystycznego Peablossom
Cabaret". Mnie chyba bardziej od dowcipu przekonały inne cechy
tej książki, przede wszystkim bijące od niej ciepło, pozytywne
nastawienie, jakaś pochwała bliskości i przyjaźni. Sięgnijcie po
"Słonia Eriki", jeśli brakuje wam książki-przyjaciółki,
to znaczy waszym dzieciom, bo oczywiście wszyscy czytamy książki
dla najmłodszych tylko ze względu na nich, a nie ku własnej
uciesze.
Bożena
Itoya
Sylvia
Bishop, Słoń Eriki, zilustrował Ashley King, przełożyła Barbara
Górecka, Zielona Sowa, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz