cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 27 stycznia 2020

Przekręt na van Gogha


"Przekręt na van Gogha" Derona Hicksa to książka, w którą wnika się szybko, mimo niepewności co do jej charakteru. Na początku nie wiemy, czy to powieść fantastyczna z udziałem sobowtórów i tajemniczymi przenosinami w czasie (zwłaszcza, że w nagłówkach rozdziałów daty bywają pomylone) i przestrzeni, czy kryminał. A może przynudzanie o sztuce pod przykrywką powyższych? Na pewno takie obawy mogą mieć nastolatki, do których publikacja jest adresowana. Dopóki nie przeczytają pierwszych kilkunastu stron, wciągających i pokazujących, że nieciekawie ani pouczająco nie będzie.
Na początku książki spotykamy dwunastolatka, który nie wie, kim jest, gdy nagle budzi się czy odzyskuje świadomość w waszyngtońskiej Narodowej Galerii Sztuki. Chłopca poznajemy w miarę, jak on sam dowiaduje się czegoś o sobie. Wędrujemy z nim na komisariat i do tymczasowego domu, rodzaju pogotowia opiekuńczego, jakie oferuje dzieciom w trudnej sytuacji Mary, mama dziewczynki o imieniu Camille. A jak nazywa się nasz protagonista? Po rozmowie z Camille i Mary tymczasowo przystaje na imię Art, a w toku opowieści dowiemy się, na ile odpowiada ono jego charakterowi i dokumentom.
Kwestie związane z amnezją bohatera i tytułowym przekrętem, a właściwie prawdziwie groźnym przestępstwem, przeplatają się z motywami malarskimi, co współgra z imieniem Art. Połączone świetnym pisarstwem, oba wątki wypadają równie atrakcyjnie, mieszają się i stapiają w jedność, nawet nie intrygującą, ale wręcz porywającą. Naprawdę trudno było nam oderwać się od lektury.
Mimo że akcja i autor książki związani są ściśle ze Stanami Zjednoczonymi, to w "Przekręcie na van Gogha" dużo jest Paryża i ogólnie Francji. Wyczuliśmy też cząstkę dzisiejszego zwariowanego świata, miłującego globalność, wielkie eventy, przedsprzedaże i splendor. Znalazło się miejsce również dla własnego, niemal intymnego kontaktu ze sztuką, bowiem każdy opis obrazu lub szczegół biograficzny (z życia malarza lub bohatera) okazuje się tak wyrazisty, że czytając "Przekręt na van Gogha" wędrujemy z myślami narratora, odczuwając atmosferę wspominanych miejsc i prawie dotykając obrazów.

Władze muzeum były tak podekscytowane, że już teraz planowały wystawę, którą zamierzano otworzyć za niecałe dwa miesiące. Wydarzenie w związku z ogromnym zainteresowaniem opinii publicznej zostało wydłużone aż do połowy lata.
Historia obrazu była tak niesamowita, że niemal nieprawdopodobna. Przez długi czas mówiło się, że został on zniszczony podczas pożaru w czasie drugiej wojny światowej. Teraz jednak dzieło odnalazło się w pewnym sejfie bankowym w Berlinie razem z kilkoma innymi zaginionymi płótnami, które jeszcze czekały na identyfikację. Według marszanda, który pośredniczył w zakupie, rodzina, do której należał sejf, musiała uciekać z Niemiec na początku drugiej wojny światowej. Wszyscy jej członkowie wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Senior rodu, a zarazem jedyna osoba, która wiedziała o istnieniu sejfu, zmarł niedługo po przybyciu do Nowego Jorku. Rodzina przyzwyczajała się powoli do życia w Stanach, przekonana, że imponująca kolekcja dzieł sztuki dostała się w ręce nazistów albo spłonęła w pożarze. Lecz ponad sześćdziesiąt lat później do drzwi wnuka seniora rodu zapukał przedstawiciel niemieckiego banku z niezwykłą informacją.

Bliskość sztuki zapewniają również kody QR przenoszące do wizerunków i omówień napomykanych w książce dzieł. To ciekawe uzupełnienie, pewnie nawet istotne dla większości "zaaplikowanych" młodych czytelników, ale mój syn nie chciał wczytywać kodów i odrywać się od lektury, zupełnie wystarczyła mu czysta literatura bez dodatków. Opisy obrazów czy wnętrz są tak plastyczne, przepełnione miłością do sztuki i jej zrozumieniem, że naprawdę można się obyć bez obrazków. Uwaga ta nie dotyczy jednak okładki polskiego wydania "Przekrętu na van Gogha" (autorstwa Marcina Surmy), która, podobnie jak znakomity polski przekład Marii Kabat, bardzo wpłynęła na naszą sympatię do tej publikacji i wydaje się nam niezbędna. Sztuka ilustracji okładkowej w wydawnictwie Widnokrąg kwitnie i mam nadzieję, że będzie powszechnie doceniana. Marcin Surma zaprezentował tu grafikę świetnie wpisującą się w "obrazową" akcję książki, z odpowiednim udziałem słonecznej jasności i tajemniczego cienia, w którym skrywają się działania podejrzanych typów jeden maluje na płótnie, okryty niemal kosmicznym kombinezonem, a drugi wyposażony jest we wredny uśmieszek i paralizator. Natomiast scena na pierwszym planie jest również jedną z moich ulubionych w powieści, przytoczę ją więc w obszernym cytacie.

Mary nalała kolejną porcję gorącego mleka do wielkiego kubka, dospała czekolady w proszku i podała córce. Camille obróciła kubek tak, żeby Art zobaczył widniejący na nim rysunek. Był to obrazek przedstawiający przystań z trzema łodziami namalowany szerokimi muśnięciami pędzla na tle bladoniebieskiego morza. Powyżej unosiło się słońce małe, pomarańczowe kółko, którego postrzępione odbicie migotało na tafli wody.
Mama kupiła mi ten kubek, kiedy była w Paryżu oznajmiła z dumą Camille. To mój ulubiony. Kiedyś też pojadę do Paryża, wiesz? Chcę zobaczyć wieżę Eiffla, jeść croissanty i chodzić w czarnym berecie. To wszystko brzmi bardzo francusko, co nie? Mama mówi, że Paryż to wspaniałe miasto.
Art wpatrywał się w kubek.
Piękny, prawda? zagadnęła go Mary, siadając do stołu z kubkiem w ręku. I bardzo znany. To obraz...
Claude'a Moneta dokończył Art. Jego głos był spokojny. Chłopiec nie spuszczał wzroku z kubka.
Camille wyprostowała się na krześle. Prawie widziała, jak w głowie Arta obracają się jakieś trybiki.
Oooo wyszeptała i przesunęła kubek, żeby sprawdzić, czy gryzmoł w dole obrazu to rzeczywiście nazwisko Monet. Gorąca czekolada chlapnęła na stół. Wiesz, kto go namalował? Dziewczynka była pod wrażeniem.
Wiem bardzo dużo o człowieku, który namalował ten obraz odparł Art. Claude Monet to jeden z najsłynniejszych malarzy wszech czasów. Ten obraz nosi tytuł "Impresja, wschód słońca". Od niego pochodzi nazwa całego kierunku w sztuce impresjonizmu.
Impre... czego? spytała Camille. Art mówił teraz bardziej jak nauczyciel niż dwunastolatek.
Impresjonizmu podpowiedziała jej mama. To prąd w sztuce, którego lata świetności przypadły na koniec dziewiętnastego wieku. I Art ma rację... jego nazwa rzeczywiście pochodzi od tytułu tego obrazu.
Mary zwróciła się teraz do chłopca:
No dobrze czyli znasz ten obraz. A pamiętasz, skąd tyle o nim wiesz?
Chłopiec w milczeniu wpatrywał się w kubek.
Wiem, gdzie go wcześniej widziałem powiedział wreszcie.
Świetnie, a gdzie? spytała zachęcająco Mary. W jakiejś książce? Może musiałeś coś przygotować do szkoły?
Nie. Widziałem go w Paryżu.

Ta dojrzała, soczysta powieść, pozwala napawać się dłuższymi fragmentami tekstu niczym wykwintnymi smakołykami. Przy niej krótkie, migawkowe utwory dla dzieci nielubiących czytać są jak śmieciowe przekąski. Podobają mi się częste odniesienia do innych partii powieści, bo autor wyraźnie liczy na inteligencję i dobrą pamięć czytelnika, a książka przypomina dzięki temu utwór muzyczny z jego refrenami i narastaniem.

Jaki tytuł nosi? spytał chłopiec.
"Wejście do parku publicznego w Arles widziane spomiędzy drzew" odpowiedziała Mary. Słyszałeś o nim kiedyś?
Chłopiec zastanawiał się przez chwilę.
Nie sądzę oznajmił w końcu.
Prawda była jednak nieco bardziej skomplikowana. Pamiętał, jak zareagowała Mary, kiedy rozpoznał inny obraz na kubku z gorącą czekoladą. Jakby się bała, że on za chwilę dostanie jakiegoś ataku i wybiegnie z kuchni z dzikim wrzaskiem. Nie chciał robić jej tego ponownie. Ale prawda była taka, że słyszał o Arles. Wiedział wszystko o Arles niewielkim miasteczku na południu Francji.
Wiedział też wszystko na temat Vincenta van Gogha genialnego i nieszczęśliwego holenderskiego artysty. Gdy tylko zobaczył słowa "van Gogh", poczuł, jakby ktoś odkręcił mu w głowie jakiś zawór. Zaczęła zalewać go tak potężna fala najróżniejszych informacji, że aż go to przeraziło. Wiedział, że van Gogh był Holendrem, że jego życie było bardzo ciężkie, że udało mu się sprzedać zaledwie jeden obraz i że zmarł bez grosza przy duszy. Ale wiedział też, że płótna van Gogha surowe, przepełnione emocjami, nasycone kolorami zapierają dech w piersiach. Wiedział, że van Gogh przez pewien czas mieszkał w Arles i ze to tam powstały niektóre z jego najważniejszych prac obrazy buchające kolorem i energią. Malarz chłonął energię miasteczka, które odmieniło jego postrzeganie świata. Zwykłą martwą naturę z pomarańczami i cytrynami potrafił przemienić w oszałamiającą feerię barw: ciemnych odcieni niebieskiego, głębokich zieleni, jaskrawych żółcieni. Art wiedział też, że to właśnie w Arles, po kłótni z innym malarzem, Paulem Gauginem, van Gogh odciął sobie ucho. I wiedział, że van Gogh, którego życie i tak zakończyło się przedwczesną śmiercią, omal nie umarł w tym właśnie miasteczku.
Ale przez jego głowę przetaczały się teraz nie tylko fakty z życia malarza. Chłopiec czuł, że sam był kiedyś w Arles. Miał przed oczami wąskie kamienne uliczki, dachy pokryte czerwonymi dachówkami, łodzie przycumowane wzdłuż brzegu Rodanu. Wiedział, że na placu Forum jest mała kawiarenka ta sama, którą niegdyś namalował van Gogh. To był jeden z ulubionych obrazów artysty rzęsiście oświetlona kawiarnia i rozgwieżdżone nocne niebo. Zarówno kawiarnia, jak i sama ulica, nie zmieniły się bardzo od czasów, kiedy w miasteczku mieszkał van Gogh. Art pamiętał, jak siedział w tej kawiarni, sącząc colę ze świadomością, że jeden z największych malarzy wszech czasów być może z tego samego miejsca obserwował ulicę. Na samą myśl dreszcz przechodził mu po plecach.

Pogłębione, fascynujące opisy świata wewnętrznego bohatera i jego połączenia (nie tylko przez imię) ze światem sztuki przeplatają się z pogonią bandytów i dramatyczną ucieczką przed nimi. Złoczyńcy rozgrywają po swojemu już pierwszy rozdział powieści, w którym zastawiają pułapkę na bliżej nieznanego mężczyznę. Później zajmą się między innymi włamaniami, oszustwami, kidnappingiem, dewastowaniem hotelu i monitoringu.

Detektyw została teraz sama z szefem ochrony i zastanawiała się, jaki powinien być jej kolejn krok. Było jedno pytanie, które musiała zadać, ale obawiała się, że zna już na nie odpowiedź.
Chciałabym obejrzeć zapis z kamer hotelowych zwróciła się do ochroniarza.
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę. Wydawał się nieco zażenowany.
Cóż powiedział wreszcie. Ciekawe, że pani o to pyta...
...bo nagrania zostały wykasowane, prawda? spytała detektyw.
Ochroniarz wyglądał na zaskoczonego.
Co do minuty powiedział. Ze wszystkich kamer, ze wszystkich monitorów. Nic nie ma. Dziwne, prawda?
Detektyw pokiwała głową.
Tak, bardzo dziwne.

Wyścig z bandytami zajmuje Artowi i Camille tak naprawdę jedynie kilka godzin, a dzięki magii literatury dokładnie tyle samo trwa lektura "Przekrętu". Czytelnik właściwie więc poznaje akcję równolegle do jej przebiegu, co potęguje wrażenie bezpośredniego uczestnictwa. Zaangażowanie wzrasta także przez możliwość utożsamiania się z postaciami. Dziecięcy bohaterowie są w tej książce naprawdę dziećmi męczą się, załamują, potrzebują wsparcia i opieki dorosłych, a to rzadko zdarza się w kryminałach (filmowych i książkowych) z młodymi detektywami, będącymi zazwyczaj jakąś odrealnioną, odrębną kategorią superbohaterów. Ta przyziemność bardzo się nam spodobała.

Wszystko w porządku? spytał Art.
Nic mi nie jest zapewniła go, co było wierutnym kłamstwem. Tak naprawdę była zmęczona, głodna, zmarznięta i przerażona.
Już tylko kawałek powiedział.
Jego głos odbijał się cichym echem w wąskim kanionie z cegieł i zaprawy murarskiej. Camille nagle dostrzegła, jak ogromną przemianę przeszedł Art w ciągu zaledwie dwudziestu kilku godzin. Wcześniej milczący i niepewny, teraz zaskakiwał pewnością siebie i determinacją. Słyszała to w brzmieniu jego głosu. Widziała to w jego oczach.

Art w toku opowieści przechodzi metamorfozę charakterystyczną dla wzorcowych bohaterów literackich i filmowych, co również świadczy o wysokim poziomie lektury. Ambitnie, ale jednak przystępnie potraktowany temat sztuki zbliża powieść do przeciętnego młodego, czytającego człowieka. Tę jasność i atrakcyjność "Przekrętu dla van Gogha" gwarantuje również mocna dawka sensacji, o której już wspominałam, niekiedy wzbogacana akcentami humorystycznymi. Takie rozluźnienie bywa potrzebne przy wysokim natężeniu "kryminalnych" emocji, a że dowcip Derona Hicksa pasuje do naszego, bawiliśmy się bardzo dobrze.

Te dzieciaki zaczynają mnie naprawdę wkurzać! warknął mężczyzna.
Rzucił kurtkę dziewczynki na ziemię i popędził po schodach w stronę drzwi hotelowych. Pchnął je z całej siły, ale te ani drgnęły.
Pociągnął. Nadal nic.
McClain zajrzał do środka przez niewielką szybkę. Ktoś zablokował drzwi, wsuwając parasol za uchwyty. Nie było czasu do stracenia.
Odsuń się powiedział do Cash. Wyłamię je i tyle.
Wziął rozbieg i głęboki oddech, gotów do szturmu na dwuskrzydłowe drzwi.

James Appleton podszedł do drzwi, chwycił rączkę parasola i pociągnął. Parasol wysunął się bez najmniejszego problemu.
Appleton zamaszyście otworzył drzwi. Miał w zanadrzu parę nieprzyjemnych słów dla policjantów zajmujących się wypadkiem pod jego hotelem.

Eric McClain całym sobą szykował się na starcie z drzwiami. lecz ku swemu zdumieniu nie napotkał żadnego oporu.

Gdy tylko Appleton otworzył drzwi na oścież, do lobby wpadł jakiś mężczyzna. Potknął się o kilka marmurowych schodków i spadł na wielką hotelową choinkę.
Appleton rozdziawił usta.
Drzewo zachwiało się tylko i przez krótką chwilę menadżer miał nadzieję, że na tym poprzestanie.
Ale nie choinka runęła, powoli i majestatycznie. Rąbnęła o marmurową podłogę z brzękiem i łoskotem. Wokół fruwały błyszczące łańcuchy, światełka i świerkowe igły. Bombki roztrzaskały się o podłogę.
Wszyscy przy oknach jednocześnie odwrócili głowy.
Panie i panowie, choinki nadszedł czas! zawołał jeden z mężczyzn, unosząc kieliszek.
Tłum wybuchnął śmiechem.

Powieść "Przekręt na van Gogha" będzie znakomitym wyborem dla dziesięcio-, jedenasto-, dwunasto- i trzynastolatków mających trochę wolnego czasu i sympatię dla literatury. Obycie w sztuce czy częste odwiedziny w muzeach nie są tu żadnym warunkiem, ba, nie są nawet wskazane, bo książka nie zawiera specjalistycznych szczegółów, na które młodzi koneserzy będą liczyć. To publikacja niezwykle udana, ale zwyczajna pod względem możliwości percepcyjnych młodszego nastolatka. Na zakończenie pozwolę sobie powtórnie wyrazić zachwyt polską edycją książki, szczególnie perfekcyjnym przekładem Marii Kabat i przepiękną okładką Marcina Surmy.

Bożena Itoya

Deron R. Hicks, Przekręt na van Gogha, przełożyła Maria Kabat, ilustracja, projekt okładki i mapy Marcin Surma, opisy do kodów QR Karolina Ciszecka, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2019.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz