Jednym
z wyraźniejszych akcentów szóstego Międzynarodowego Festiwalu
Filmowego Kino Dzieci był film "Jakub, Mimmi i gadające psy",
wyświetlany w ramach konkursu głównego. Niektórym projekcjom
łotewsko-polskiej animacji towarzyszyły spotkania z twórcami i
właśnie na takim pokazie udało mi się być. To wydarzenie
pozwoliło odczuć i dzieciom, i rodzicom, a krytykom czy innym
obserwatorom przypomniało, o co chodzi w festiwalach filmowych, na
czym polega ich wyjątkowość i atmosfera. Byłam świadkiem
spotkania grona filmowców, pewnie niewidujących się zbyt często,
skoro można porozumiewać się zdalnie, jednak tylko "na żywo"
można stworzyć tę specyficzną aurę zespołu artystów (i samemu
jej doświadczyć). Widziałam żywe reakcje dzieci, czułam ich
emocje, ciekawość i chęć kontaktu płynące na reżysera i na
pewno mające wpływ na jego dalszą twórczość. Dodatkowo taka
zagraniczna wizyta w oczach młodego widza zawsze dodaje wiele
punktów prestiżu i lokalnemu kinu, i samemu dziecku, bo ilu kolegów
z klasy lub przedszkola może się pochwalić rozmową z reżyserem
filmu, pokazywanego w Polsce tylko wyjątkowo (przynajmniej na
razie)?
Zbliżenie
widza do "Jakuba, Mimmi i gadających psów" nie wynika
tylko z możliwości obcowania z twórcami. Mamy tu do czynienia z
pewną uniwersalnością dzieciństwa w mieście, zahaczającą o
mityczność dzieciństwa w ogóle. Mowa przecież o okresie życia
każdego z nas, gdy rozmawianie z psami, morzem, niebem czy drzewami
nie jest niczym nadzwyczajnym, każdemu czasem się zdarza, w
wyobraźni lub naprawdę. Łotewsko-polska koprodukcja okazała się
wciągającą historią, która miesza świat fantazji z
przyziemnością wielkomiejskiej dzielnicy nienależącej do
zamożnych. Przypominają się wszystkie wakacje w mieście, a
przynajmniej letnie weekendy, gdy biega się po ulicach w
poszukiwaniu kolegów i jakichkolwiek zajęć. Miejscem akcji filmu
jest Ryga, ale wydaje się, że dzieci (również dorosłe) z innych
europejskich miast mogą poczuć się tu jak u siebie. Moje
skojarzenia powędrowały na przykład ku katowickiemu Nikiszowcu.
Bliskość
filmu naszym polskim (czy środkowoeuropejskim) wspomnieniom lub
współczesnym realiom dotyczy również sytuacji zwierząt w
mieście. Nie wiem, czy tak jak my jesteście wyczuleni na
nieobecność zwykłych kundelków, dzikich psów i kotów bez rasy w
kinie amerykańskim. Ewentualni włóczędzy są tam rasowi i
wiecznie uciekający przed hyclem, co zostało wyjaśnione wprost w
niedawno przez nas oglądanym blockbusterze "Był sobie pies 2"
– pies trafiający do amerykańskiego schroniska ma na adopcję
kilka tygodni, jeśli nikt go nie weźmie, zostanie uśpiony.
Wiadomo, że u nas jest inaczej: bezpańskie zwierzęta istnieją, a
w niektórych regionach kraju czy kontynentu żyją gromadnie. Tak
właśnie funkcjonują ryskie gadające psy.
Zanim
Jakub porozmawia z psami, musi się porozumieć z Mimmi, kuzynką, do
której domu trafia trochę wbrew woli obojga. Naburmuszona
dziewczynka nie zaprzyjaźnia się od razu z dziesięcioletnim
bohaterem, ale ich późniejsze zbliżenia (oraz starcia) widz
obserwuje z zaangażowaniem i zrozumieniem. Pojawia się ciekawa
intryga z wątkiem ekologicznym, ponieważ Jakub i Mimmi zostają
obrońcami lokalnej przyrody, a raczej jej pozostałości. A kiedy do
potyczki ze "złym bossem" dojdzie zaginięcie jednego z
członków psiego gangu i tajemniczy związek taty Mimmi z całą
sprawą, wydarzenia zaczną przyspieszać. Powrót Jakuba do dawnego
życia okaże się zderzeniem z innym światem, jakie każdy z nas
pamięta jako powrót z pierwszych czy drugich samodzielnych,
spędzonych bez rodziców wakacji.
Od
strony artystycznej "Jakub, Mimmi i gadające psy" jest
przyjemnym, niezapomnianym kąskiem, treściwym, ale też atrakcyjnym
dla młodego widza i całej rodziny. To urzekająca, subtelna
animacja mocno odbiegająca od dominujących we współczesnym kinie
efektownych, krzykliwych i przełomowych filmów... już nawet
nienazywanych rysunkowymi. Ten obraz nie podszywa się pod bogatszych
kuzynów graficznie ani fabularnie, unika ich głośności, płytkości
i oczywistości. Na pewno też zwrócicie uwagę na dźwięki i
muzykę.
Aby
poprzeć moją pozytywną opinię bardziej fachową oceną, dodam, że
film "Jakub, Mimmi i gadające psy" otrzymał Kwiat Paproci
– nagrodę jury dziennikarzy, "za empatyczne, wrażliwe i
atrakcyjne artystycznie ukazanie historii, która zaskakuje
oryginalnością a zarazem porusza ważne współczesne problemy
kulturowe i cywilizacyjne świata dzieci i dorosłych". Naprawdę
warto obejrzeć tę animację z dziećmi, pomówić o niej i w miarę
możliwości powrócić za jakiś czas, najlepiej po wspólnych,
rzeczywistych lub wirtualnych podróżach po małych dzielnicach
wielkich europejskich miast. I po próbie poznania światów
mieszkających w nich dzieci – nietrudno wzbudzić empatię i
ciekawość naszych podopiecznych wynajdując informacje choćby o
tym, w jakim wieku na Łotwie, w Szwecji czy Rumunii idzie się do
szkoły, kiedy zaczynają się wakacje i jak długo trwają albo czy
w tych krajach powstaje dużo filmów dla dzieci i na jakie ważne
tematy. A może zbadacie, czy w waszej okolicy nie rozgrywa się
jakaś cicha ekotragedia? W przypadku "Jakuba, Mimmi i
gadających psów" mamy więc do czynienia z kinem na równi
zaangażowanym społecznie i społecznie angażującym.
Bożena
Itoya
Jakub,
Mimmi i gadające psy, reżyseria: Edmund Jansons, rok produkcji:
2019, kraj: Łotwa, Polska, czas: 70 min, kategoria wiekowa: 6+, 6.
MFF Kino Dzieci (21-29.09.2019 r.), sekcja: Konkurs główny. W kinach od 6 marca 2020 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz