Wobec
nadzwyczajnego urodzaju wydawniczego i mody na bogato ilustrowane
książki popularnonaukowe, coraz trudniej trafić na publikację
zaskakującą wiedzą, spojrzeniem i przekazem. Wszystkie oryginalne
chwyty wydają się wtórne, dzieci nie takie rzeczy już widziały,
no, chyba że po raz pierwszy mają w ręku książkę tego typu albo
nigdy nie korzystały z internetu, aplikacji czy gier na platformie,
komputerze lub urządzeniu mobilnym. A jednak, "Zwierzęta,
które zniknęły. Atlas stworzeń wymarłych" okazały się
książką świeżą, o bardzo silnym przekazie, pozbawioną
nadmiernych stylizacji graficznych, śmieszków i infantylizacji
tematu. Z przyjemnością odkrywałam, jak wysoki poziom merytoryczny
i artystyczny osiągnęli autorzy: Nikola Kucharska (koncepcja,
ilustracje, okładka, projekt graficzny), Katarzyna Gładysz, Joanna
Wajs i Paweł Łaczek (teksty), zachowując rzeczowość i zwięzłość
naukowych komunikatów oraz realizm zwierzęcych portretów (może z
wyjątkiem uroczych brwi, unoszących się nieco nad ich
właścicielami), a zarazem prezentując książkę wyjątkowo
atrakcyjną wizualnie. Mamy tu do czynienia z pozornie niemożliwym
do osiągnięcia, mistrzowskim połączeniem artystycznej, wesołej,
ocierającej się o komiks ilustracji z naukowością i powagą
tematu. Ta książka czaruje i przyciąga, począwszy od obrazków
towarzyszących stronie tytułowej i spisowi treści. Chyba jeszcze
nigdy nie miałam do czynienia z tak fantastyczną opowieścią o
naszym realnym świecie. Od pierwszego kontaktu z "Atlasem
stworzeń wymarłych" będziecie zawsze o nim pamiętać, na
pewno przyciągnie też wzrok waszych gości – każdy zechce
przyjrzeć się mu z bliska, niezależnie czy jest dzieckiem, czy ma
własne, czy też po prostu lubi ładne rzeczy.
Ślicznie
dobrane bywają tu nawet nazwy wymarłych stworzeń, a co dopiero ich
podobizny o fantastycznym ubarwieniu, kształtach i proporcjach
niczym z filmów (i serialu) Gwiezdne wojny. Dużo z tej graficznej
uciechy zawdzięczamy Nikoli Kucharskiej, ale odwołania do
wykopalisk i badań wskazują, że rozmaite dziwactwa gadów
ssakokształtnych czy innych cudaków nie zostały wymyślone przez
ilustratorkę. W "dinozaurzych", czy raczej kopalnianych
rozdziałach znalazły się nawiązania do popkultury, co oczywiście
rozluźnia encyklopedyczną atmosferę. Ciekawostkami są również
polskie tropy dinozaurów i badań nad nimi. Młody wielbiciel
starożytnych stworów może być dumny z polskich osiągnięć, o
których dowiedzą się zresztą także czytelnicy obcojęzycznych
przekładów "Atlasu".
Lektura
przybliża też mniej znane od dinozaurów zwierzęta eocenu,
fascynujące przez swoje podobieństwo do współczesnej fauny. Są
po prostu większe, straszniejsze i dziwniejsze od dzisiejszych
mieszkańców lasów, dżungli, sawanny albo mórz, przypominają
nieco komiksowe monstra czy innych mutantów. A kogo poznajemy potem?
Mamuty i pozostałe trąbowce, wielkie i groźne koty: smilodony, lwy
amerykańskie i jaskiniowe, nosorożce włochate i różne niezwykłe
stworzenia, jak rogate elasmoterium czy hipotamopodobny toksodon.
Nadchodzą i odchodzą również wymarłe naczelne, bliżsi i dalsi
krewni człowieka. W pewnym momencie kończą się plansze dotyczące
czasów prehistorycznych i mamy już XV wiek, w którym człowiek
spowodował zagładę nowozelandzkich moa, całego rzędu nielotów
endemicznych, a wraz z nimi wymarły największe orły w historii –
haasta. Szereg ilustracji, krótkich komunikatów i komiksowych
dymków na wielkiej planszy przybliża też dzieje wyginięcia tura
(XVIII wiek), drontów dodo i samotnego (XVII i XVIII wiek). I wtedy
nadchodzi przebudzenie, bo kolejne karty opisane są już nie tylko
"XVIII" czy nawet "XX wiek", ale "XIX-XXI
wiek", a ich bohaterami okazują się znane wszystkim dzieciom
tygrysy, wilki, gołębiowate, niektóre kormorany, kaczki, papugi,
ssaki wodne oraz inne zwierzęta, których istnienie na Ziemi uważa
się za oczywistość. Na koniec dostajemy mroczną zajawkę
kolejnego tomu "Atlasu": rozdział "Zwierzęta, które
znikają", na linii czasu zlokalizowany już jako XXI wiek.
Im
bliżej naszych czasów, tym bardziej wzrastają smutek, niepokój i
poczucie współodpowiedzialności. Dinozaury dinozaurami, ale norki
europejskie, rysie iberyjskie, kozice tatrzańskie czy świneczki
karłowate umierają tu i teraz, w naszej globalnej obecności, na
naszych internetowych oczach. W tej chwili w pisaniu towarzyszy mi
kilka bogatek, jedna modraszka i dwa wróble pożywiające się
zimowymi kulkami z ziaren na moim balkonie. Dziś nietrudno je
spotkać nawet przy wielkomiejskim bloku, ale kto wie, jak szybko
znajdą się w kolejnych publikacjach o wymarłych zwierzętach? Co
roku obserwujemy zmiany w naszym osiedlowym ekosystemie. Większość
wynika z "estetycznych" i "rewitalizacyjnych"
oraz po prostu deweloperskich ingerencji człowieka w środowisko. Tu
wycięto ileś drzew – w zamian dostaliśmy jakieś tajemnicze
krzaczki i trawy, tam zabudowano ostatni wolny, naturalny plac
blokowiskiem, nie zważając na niegdysiejsze plany zielonych
korytarzy fachowo: klinów napowietrzających) Warszawy. Ciągle
brakuje nam równowagi i zdrowego rozsądku w ocenie stanu przyrody i
klimatu: polska opinia publiczna ulega modom (czy raczej narzuconym z
góry wpływom) na przezywanie zaniepokojonych współobywateli
ekoterrorystami, a przestrzeń osobistych, indywidualnych działań,
takich jak zużycie wody, wybór typu opakowań i gospodarowania
odpadami oraz planowanie małej, podwórkowej architektury
krajobrazu, uważamy za swoją wyłączną własność, bo "ja
za to płacę i nikomu nic do tego". O tej samej bezczelności i
jednakowym egoizmie możemy poczytać w "Atlasie stworzeń
wymarłych" Nikoli Kucharskiej i kolektywu autorskiego. Oby ten
przekaz, dla mnie chyba najważniejszy, okazał się dostatecznie
jasny dla wszystkich, bo na podstawowym poziomie książka jest
bardzo czytelna, przynajmniej dla starszych dzieci, zarówno pod
względem treści, jak i formy. Wyraźna, choć niewielka czcionka,
nieduże segmenty tekstu, czasem ułożonego w kolumny, kiedy indziej
zamieszczonego w ramkach (plus osobne, zdobione ramy okalające
większość kart), odpowiedni udział jasnego tła i dobór
wszelkich odnośników – wszystko to niby oczywiste rozwiązania
edytorskie, a jednak we współczesnych albumach przyrodniczych dla
dzieci stosowane są zaskakująco rzadko, stąd często ubolewam nad
chaosem publikacji, które z założenia powinny porządkować
wiedzę.
Cel ten spełnia książka Nikoli Kucharskiej. "Zwierzęta, które zniknęły" nie są jedynie przeglądem gatunków, to także opracowanie metanaukowe, przybliżające historię badań i upowszechniania wiedzy o wymarłych stworzeniach. Podrozdziały o anatomii dinozaurów, paleontologach, kopalnej mapie świata, teoriach wymierania czy zbiorach muzealnych są ogromnie ciekawe, zostały świetnie zaplanowane i zaprezentowane. Czytając pierwszą połowę "Atlasu", niemal przy każdej karcie myślałam, że to najlepszy fragment książki, ale po dinozaurach czytelnicza euforia wcale nie osłabła. Mimo niewątpliwie ponurego tematu, jest to pozycja piękna i dająca nadzieję – na zachwyt dzieci tym, co utracone, na przebudzenie i troskę o to, co zostało.
Cel ten spełnia książka Nikoli Kucharskiej. "Zwierzęta, które zniknęły" nie są jedynie przeglądem gatunków, to także opracowanie metanaukowe, przybliżające historię badań i upowszechniania wiedzy o wymarłych stworzeniach. Podrozdziały o anatomii dinozaurów, paleontologach, kopalnej mapie świata, teoriach wymierania czy zbiorach muzealnych są ogromnie ciekawe, zostały świetnie zaplanowane i zaprezentowane. Czytając pierwszą połowę "Atlasu", niemal przy każdej karcie myślałam, że to najlepszy fragment książki, ale po dinozaurach czytelnicza euforia wcale nie osłabła. Mimo niewątpliwie ponurego tematu, jest to pozycja piękna i dająca nadzieję – na zachwyt dzieci tym, co utracone, na przebudzenie i troskę o to, co zostało.
Bożena
Itoya
Nikola
Kucharska, Zwierzęta, które zniknęły. Atlas stworzeń wymarłych,
teksty: Katarzyna Gładysz, Joanna Wajs, Paweł Łaczek, opracowanie
naukowe: Katarzyna Gładysz, Paweł Łaczek, Nasza Księgarnia,
Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz