cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 18 czerwca 2014

"Czytam sobie" - na dobry początek...

Pierwsza książeczka z serii "Czytam sobie" trafiła w moje ręce przez przypadek. Znajoma otrzymała ją jako dodatek do zestawu dziecięcego w restauracji typu fast food, a że sama nie ma dzieci, postanowiła przekazać ją mnie, świeżo upieczonej mamie. Tego typu gratisy nie są zwykle, delikatnie mówiąc, dziełami najwyższych lotów, uśmiechnęłam się więc sceptycznie i zerknęłam na prezent. Z okładki cienkiego tomiku w miękkiej oprawie uśmiechała się siwa babuleńka w trampkach, pędząca przez miasto na deskorolce. Na odwrocie litania partnerów i patronów, w tym patronat honorowy Biblioteki Narodowej. Zachęcona zajrzałam do środka - i po raz kolejny czekało mnie miłe zaskoczenie. Barwne, przyjemne ilustracje, niebanalna historyjka i przemyślany układ stron - z pewnością nie była to jedna z produkowanych hurtowo dziecięcych książeczek, jakich wiele na rynku.
Projekt edukacyjny "Czytam sobie", dzieło wydawnictwa Egmont (które znałam do tej pory głównie z komiksów, stąd zapewne szczególna dbałość o stronę wizualną książek), to przemyślana, kompleksowa akcja skierowana do dzieci w wieku 5-7 lat, rozpoczynających przygodę z samodzielnym czytaniem. Wydawnictwo podeszło do sprawy z zaangażowaniem - oprócz wciąż rosnącego zbioru książeczek powstała strona internetowa (http://www.czytamsobie.pl) i regularnie aktualizowana strona na Facebooku (https://www.facebook.com/CzytanieToDziala). W kampanię zaangażowali się zarówno eksperci, jak i osoby znane z mediów - Anna Komorowska, Dorota Wellman, Martyna Wojciechowska i inni. Na stronie projektu dostępne są zasoby dla nauczycieli, bibliotekarzy i rodziców, a także liczne materiały dla dzieci: słowniczek, poradnik samodzielnego czytania, zawieszki na drzwi ("Nie przeszkadzać! Czytam sobie"), kolorowanki, odznaki, zakładki, plakaty i dyplomy. Nowe technologie dają duże pole do popisu - akcję można by wzbogacić chociażby o aplikacje na urządzenia mobilne czy portal dla dzieci, ale naprawdę nie ma na co się skarżyć, twórcy wykonali kawał dobrej roboty.
A teraz co nieco o samych książeczkach. Nie są to może wychuchane autorskie dzieła w twardych okładkach i na kredowym papierze, ale pod względem zawartości mogą z nimi z powodzeniem konkurować. Dużą wagę przywiązano do ilustracji - każdy tom to dzieło innego artysty, stąd szeroki przegląd stylów i technik. Autorami tekstów są cenieni pisarze literatury dziecięcej, jak Joanna Olech czy Grzegorz Kasdepke.
Do wyboru mamy trzy poziomy, w zależności od umiejętności młodego czytelnika. Poziom pierwszy to przede wszystkim ilustracje i maksymalnie jedno zdanie na kartkę (historyjki mają w sumie 150-200 wyrazów). Poziom drugi to już kilka zdań, wciąż jednak stanowiących raczej dodatek do obrazków. Na każdej stronie znajduje się również słowo do przeliterowania lub przesylabizowania. Na poziomie trzecim mamy już do czynienia przede wszystkim z tekstem - ilustracje pojawiają się raz na kilka stron.
Przy redagowaniu tekstów przyjęto zasadę, że w książkach poziomu pierwszego i drugiego mogą występować tylko podstawowe głoski, nie znajdziemy tu więc "sz", "cz", "ch", "dz", "ę" ani "ą". Bez wątpienia ułatwia to składanie liter w słowa, jednak już po kilku zdaniach czujemy pewną sztuczność tekstu, objawiającą się w składni i doborze słów. Nie mogąc skorzystać z wielu często używanych i jakże przydatnych wyrazów, jak choćby "powiedziała", autorzy uciekają się do barwnego literackiego języka: "dumała", "wymamrotała", "wypaliła", "odparł", "zawyrokował" ("Walizka pana Hanumana", poziom 2). Trudno powiedzieć, czy w ten sposób rzeczywiście ułatwiono młodym czytelnikom zadanie, chociaż przyznam, że mnie samej słownictwo takie jak "zaaferowana" czy "strapiona" bardzo przypadło do gustu. Zadbano również o to, by dzieci poznały autorów i ilustratorów książeczek - na zagiętej części okładki zamieszczono ich zdjęcia oraz krótkie noty biograficzne. Pod spodem dociekliwy czytelnik odkryje pytania i zadania związane z tekstem. Na końcu książki znalazło się miejsce na naklejki-medale oraz dyplom z gratulacjami.
Seria "Czytam sobie" robi bardzo pozytywne wrażenie, czuje się w niej ducha niezapomnianych książeczek "Poczytaj mi mamo". Jednocześnie autorzy pamiętają, że piszą dla współczesnych dzieci, które dorastają w zupełnie innej rzeczywistości niż ich rodzice. Przykład: we wspomnianej już "Walizce pana Hanumana" główni bohaterowie komunikują się za pomocą tabletów i smartfonów, pisząc do siebie e-maile i SMS-y (brakuje tylko portalu społecznościowego). Myślę, że książki spodobają się zarówno dzieciom, jak i dorosłym wspierającym je na początku wspaniałej przygody, jaką jest czytelnictwo.
Joanna Pietrulewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz