cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Koc trolla Alojzego

 
"Koc trolla Alojzego" wydawnictwa Edukacyjny Egmont to książeczka z serii do nauki czytania - poziom pierwszy, czyli coś dla zupełnie początkujących. Opowiastka Zofii Staneckiej nie jest szczególnie skomplikowana - całość to może kilkadziesiąt wyrazów, budujących krótkie, proste zdania. Troll Alojzy dostaje od kuzyna koc. Gdy pod nim zasypia, prezent zaczyna się ruszać, a spod niego wypełza... A, tego już nie zdradzę, choć muszę przyznać, że sama nie miałabym nic przeciwko podobnej niespodziance.
Warto zwrócić uwagę na dobór słów - jak już wspomniałam w tekście dotyczącym całej serii, książeczki poziomu pierwszego zawierają tylko najprostsze głoski, nie ma tu ogonków ani dwuznaków. Są za to ćwiczenia z literowania wyrazów i pytania dotyczące treści i ilustracji, schowane pod okładką.
Ważnym elementem książki są ilustracje Jony Jung. Żywe kolory i nieskomplikowane kontury postaci zachęcają do tego, by dzieci próbowały własnych sił w kopiowaniu stylu autorki, a uśmiechnięty troll z wielkim nochalem od razu budzi sympatię. W dodatku, jeśli się dobrze przyjrzymy, odkryjemy, że stworek jest bałaganiarzem - na podłodze jego pokoju leży wiertarka, garnek, pinezki, trampki, a na stoliku - ogryzek jabłka. Wyszukiwanie i nazywanie tych przedmiotów to kolejna zabawa, jaką możemy zaproponować młodym czytelnikom.
Kolejna książeczka z tej serii, "Marta i ufoludek", to wspólne dzieło pisarza Wojciecha Widłaka oraz ilustratorki Ewy Poklewskiej-Koziełło. Tomik skierowany jest do najmłodszych czytelników (poziom 1), stanowi więc raczej historyjkę obrazkową, uzupełnioną na każdej stronie krótkim opisem. Warto w związku z tym zwrócić szczególną uwagę na ilustracje, rysowane wprawdzie prostą, dziecinną kreską, ale z widoczną dbałością o szczegóły. Pierwszym elementem, który mnie urzekł, była wchodząca do pokoju mama: bosa, z rozpuszczonymi włosami, ubrana w czerwoną wzorzystą tunikę i zielone spodnie. Wreszcie! - myślę sobie - ktoś odważył się odrzucić wzór mamusi z fartuszkiem na biodrach i włosami spiętymi w kok, powtarzany do znudzenia w książeczkach dla dzieci. Swoją drogą, autorka ilustracji przywiązuje szczególną wagę do ubioru postaci: główna bohaterka na przestrzeni kilku kartek przebiera się dwukrotnie, jej strój zresztą też jest nie byle jaki - od razu rzuca się w oczy stylowy granatowy berecik. Na szczęście nigdzie nie pojawia się wszechobecny dziś róż. Natomiast tytułowy ufoludek jest przeuroczy i aż prosi się, żeby stworzyć na jego wzór szydełkową przytulankę. Zachęcam więc rodziców do wejścia z dzieckiem w świat czytelnictwa wraz z Martą i jej pozaziemskim kolegą.
"Pułapka na ktosia" Ewy Nowak to książeczka poziomu 3 z serii Edukacyjnego Egmonta. Tekst przeznaczony jest dla bardziej zaawansowanych czytelników, zawiera wszystkie głoski, a czarno-białe szkicowane ilustracje Joanny Rusinek pojawiają się raz na kilka stron - nie dominują nad tekstem, a stanowią jego uzupełnienie. Litery są jednak dość spore, co gwarantuje satysfakcję wynikającą z częstego odwracania kartek. Dodatkowo trudniejsze słowa oznaczone są gwiazdką i wyjaśnione w słowniczku na końcu tomiku (swoją drogą, nigdy nie przepadałam za tym rozwiązaniem, wolałabym przypisy umieszczane na dole strony).
Książka opowiada o wakacyjnej przygodzie dwójki rodzeństwa, Hani i Artura. Pobyt w domku nad jeziorem przybiera nieoczekiwany obrót, gdy wokoło zaczynają znikać różne rzeczy: a to jabłka, a to kapelusz, a to miotła. Oczywiście spostrzegawczy czytelnik bardzo łatwo odgadnie, kim lub czym jest tytułowy "ktoś", na którego pułapkę zastawiają dzieci. Wystarczy uważnie przyjrzeć się ilustracjom.
W historii pojawia się również postać taty, wprawnego opiekuna, który bez żadnych ceregieli smaży dla dzieci na obiad naleśniki i placki ziemniaczane. Najwyraźniej nie bez powodu nosi koszulkę z napisem: "Najlepszy tata świata". Niestety każdy rodzic, nawet ten najlepszy, miewa gorsze chwile. Kiedy wokół zaczynają się dziać dziwne rzeczy, tata zrzuca winę na Hanię i Artura i nie słucha wielokrotnych zapewnień dzieci, że nie mają z tymi wydarzeniami nic wspólnego. Nawet gdy tajemnica zostaje wyjaśniona, nie dowiadujemy się, czy przeprosił dzieci za swoje postępowanie. Ten wątek aż prosi się o nawiązanie w pytaniach do tekstu. Tymczasem jedyną osobą, której zachowanie czytelnik ma przeanalizować, to Hania, która w nerwach nazywa tajemniczego złodzieja "tchórzem".
Historia jest mimo wszystko lekka i zabawna, a zakończenie może być dla dzieci zaskakujące (punkt wyjścia, by dowiedzieć się czegoś więcej o zwierzętach gospodarskich?). Pozycja w sam raz na jedną z pierwszych dłuższych lektur.
Joanna Pietrulewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz