Po
powieść "Szklane dzieci" sięgnęliśmy niewiele o niej
wiedząc. Szwedzka autorka (Kristina Ohlsson), upiorna, popękana
czcionka tytułu, który nie tylko wygląda, ale i brzmi niepokojąco,
skromna ilustracja na okładce – to były wszystkie nasze dane
wyjściowe. Nie chcieliśmy czytać opisu na okładce, bo już wiele
razy za pośrednictwem takowego zdradzono nam zbyt wiele. Tak oto,
właściwie nieprzygotowani na rodzaj emocji, jakie zaplanowała dla
nas autorka, zanurkowaliśmy w opowieść. I dawno się tak fajnie
nie baliśmy.
Ledwo
zgasiła lampkę, znowu rozległ się ten odgłos. Dokładnie taki
sam jak wtedy, kiedy nocowała u niej Simona.
Pukanie
w okno.
Puk-puk.
O,
nie!
Billie
skuliła się pod kołdrą.
Tylko
nie teraz! Nie kiedy jest sama!
Odległość
dzieląca ją od pokoju mamy nagle stała się nieskończona, jakby
mama mieszkała na innej planecie. Nie było szans, żeby Billie
odważyła się wstać z łóżka, zanim ucichnie pukanie.
"Szklane
dzieci" i "Srebrny chłopiec" to książki z gatunku
opowieści o duchach i tajemnicach małego miasteczka, adresowane do
młodszych nastolatków. Główną bohaterką pierwszej z nich jest
Billie, w drugiej części na pierwszy plan wysuwa się jej kolega
Aladdin.
– Wierzysz
w duchy? – chciała wiedzieć.
– Sama
nie wiem. Kiedy odwiedzam dziadka, czasem wydaje mi się, że nocą
słyszę kroki babci w przedpokoju.
Billie
wytrzeszczyła oczy.
– No
coś ty! – zawołała, myśląc o tym, ileż to razy w ich dawnym
domu ona sama miała wrażenie, że słyszy tatę.
"Szklane
dzieci" bardziej trzymają w napięciu, bo dopiero poznajemy
realia miasteczka Åhus, postaci i fakty, których realności nie
jesteśmy pewni. Lektura momentami zapiera dech jak dobry horror w
kinie. Jedynym mankamentem pierwszej odsłony serii była dla nas
sztywna narracja w pierwszych rozdziałach – niektóre fragmenty
brzmiały po prostu niezgrabnie i nienaturalnie.
"Srebrny
chłopiec" ma jeszcze bardziej niepozorną okładkę, ale też
czytelnicy już wiedzą, czego się spodziewać w środku. Pod
spokojną, śnieżną kolorystyką kryje się mrożąca krew w żyłach
prawda o sporach z przeszłości i lękach teraźniejszości. Poza
dreszczykiem związanym z uwielbianymi przez dzieci historiami o
duchach, w "Srebrnym chłopcu" czytelnik odnajdzie ślad
innego, przejmującego do szpiku kości strachu. To uczucie, jakie
przepełnia uchodźców z krajów Bliskiego Wschodu, ale i dzieci
imigrantów, którym nagle mówi się, że ich ojczyzna nie jest ich
ojczyzną i mają wracać do innej, niemal lub zupełnie nieznanej.
– Nie
rozumiem – ciągnęła Billie. – To znaczy: czy wy w ogóle
jesteście Turkami?
Aladdin
zamrugał oczami.
– Co?
Jasne, że tak. A dlaczego mielibyśmy nie być?
Billie
spuściła wzrok.
–
Mieszkacie przecież w Åhus od nie
wiadomo ilu lat, więc to wcale nie takie oczywiste, że jednocześnie
jesteście Turkami.
– Nie
zastanawiam się specjalnie, czy jestem bardziej Turkiem, czy Szwedem
– odparł. – Myślę raczej o tym, gdzie chcę mieszkać, gdzie
czuję się u siebie. No i wychodzi na to, że tutaj, chociaż w domu
rozmawiamy po turecku i mamy tureckich krewnych.
– Ale
czy w ogóle moglibyście wrócić? Słyszałam, że twój tata miał
problemy z rządem, czy jak to było...
– Teraz
sytuacja się zmieniła i dlatego na przykład możemy jeździć tam
na wakacje.
Wobec
takich dramatów przeżywanie tajemnic z przeszłości szwedzkiego
miasteczka jest mniej intensywne i emocjonalne niż w "Szklanych
dzieciach". Czytelnik stara się rozwiązać zagadkę razem z
bohaterami, ale też w większym stopniu zwraca uwagę na realia ich
życia. W pierwszym tomie w pewnym stopniu doskwierała nam trauma
Billie (śmierć ojca), ale wydarzenia, które bohaterka wciąż
przeżywa, rozegrały się wcześniej, poza kadrem powieści. W
"Srebrnym chłopcu" byliśmy już na tyle zaprzyjaźnieni z
Billie, Aladdinem i (nieco słabiej) ich koleżanką Simoną, że
współprzeżywaliśmy nagłe problemy chłopca, bo to właśnie ten
turecki książę z pierwszego tomu w drugim zostaje brutalnie
sprowadzony na ziemię. Także dosłownie, bo o ile wcześniej
mieszkał na wspaniałej barce, o tyle teraz musi przenieść się do
starej wieży ciśnień, w której jego rodzice prowadzą
restaurację. Interes idzie im coraz gorzej, a niepokoje Aladdina
(widmo utraty pracy przez rodziców, biedy i przeprowadzki) dotknęły
w ostatnich latach na pewno bardzo wielu dzieci z różnych
europejskich krajów.
Dużym
atutem książek Kristiny Ohlsson jest umiejętne łączenie
osobistych przeżyć bohaterów i pewnych diagnoz współczesności
(zmiana przestrzeni życia, znaczenie domu i ojczyzny, wpływ młodego
człowieka na sprawy rodziny – jak decyzja o przeprowadzce) z
wartką, nieco przerażającą akcją skandynawskiego kryminału.
– Czy
to źle, że wspomniałam o Aladdinie? – zapytała Simona.
– Nieee...
Nie chcę tylko, żeby mama myślała, że mi się podoba w Åhus.
Simona
pogładziła ją po ramieniu.
– Tęsknisz
za Kristianstad?
– Okropnie
– wyszeptała Billie.
Pod
sufitem w tę i we w tę latała duża mucha, coraz szybciej i
szybciej, jakby przerażona, że zamknięto ją w niewoli.
Dokładnie
tak samo jak ja, pomyślała Billie, której ten dom zaczął
kojarzyć się z więzieniem. Żadna z nas nie może się stąd
wydostać.
Billie,
Alddin i Simona rozwiązują zagadki sprzed kilkudziesięciu, a
czasem nawet ponad stu lat, rozmawiając z ludźmi i szperając w
bibliotece. Mierzą się ze złymi duchami i bytami o nieznanych
intencjach, a należą do nich także budynki. Jeśli więc dotąd
wasze dzieci zazdrościły wam "dorosłych" filmów i
książek o nawiedzonych domach oraz upiornych miasteczkach, możecie
zaproponować im próbkę tego świata mrocznych opowieści. Nie
przestraszą się za bardzo (o ile doczytają do końca), a że nie
wszystkie tajemnice zostają wyjaśnione, toteż czytelniczy zapał
pozostanie rozbudzony przynajmniej do kolejnego tomu serii:
"Kamiennych aniołów".
Bożena
Itoya
Kristina
Ohlsson, Szklane dzieci, Srebrny chłopiec, tłumaczyła ze
szwedzkiego Anna Topczewska, Media Rodzina, Poznań 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz