W
2017 roku wydawnictwo Zakamarki obchodzi 10-lecie istnienia, a mój
syn ma akurat 10 lat doświadczenia jako czytelnik bibliotek dla
dzieci i młodzieży. Pamiętam zachwyt początkującej mamy, jaki
ogarnął mnie gdy jakoś w 2008 roku odkryłam, że Astrid Lindgren,
literacka fascynacja mojego dzieciństwa, nadal jest w Polsce autorką
popularną, często publikowaną, a na półce bibliotecznej stoją
nie tylko klasyczne lektury, jak "Dzieci z Bullerbyn", ale
i krótsze formy, w dodatku wydane dopiero co i w kolorze. W sam raz
dla młodszego przedszkolaka, pomyślałam, i rzeczywiście, syn
uwielbiał słuchać opowiadań o Lotcie oraz innych maluchach. A
teraz dwa z tych utworów ukazały się w nowym, pięknym wydaniu pod
wspólnym tytułem "Peter i Lena. Dwa opowiadania".
Lena
nie umiała ani chodzić, ani mówić, umiała tylko płakać. Kiedy
płakała, przychodziła mama, wyjmowała ją z łóżeczka,
przytulała swój policzek do jej policzka i mówiła, że jest
najsłodszym dzieckiem na świecie. Oczywiście Peter też. Kiedy
Lena była głodna, dostawała jedzenie prosto od mamy. Co wieczór
była kąpana w wanience, a tata bardzo, bardzo ją kochał.
Opowiadanie
"Ja też chcę mieć rodzeństwo" jest i mądre, i
zabawne, a przede wszystkim skuteczne. Oczywiście pierwszą myślą
przeglądającego tę książkę dorosłego jest: to coś dla
maluchów spodziewających się rodzeństwa albo właśnie
debiutujących w roli starszego brata lub siostry. Rzeczywiście, to
jedna z takich publikacji, jej bohater – Peter – dziwi się
nowemu układowi rodzinnemu, jest zazdrosny, wściekły, ale z czasem
staje się pomocnikiem rodziców i jeszcze starszym bratem.
Wyjątkowość tego opowiadania (w porównaniu z innymi oswajającymi
dzieci z pojawieniem się młodszego rodzeństwa) polega na prostocie
narracji, braku przesadnej słodyczy i pokazaniu życia każdego
kolejnego członka rodziny jako cyklu, w który włączane są
starsze dzieci.
I
wtedy urodził się im braciszek Mats. Nie umiał ani mówić, ani
chodzić, tylko płakał. A kiedy płakał, przychodziła mama,
wyjmowała go z łóżeczka, przytulała swój policzek do jego
policzka i mówiła, że jest najsłodszym dzieckiem na świecie.
Oczywiście Peter i Lena też. Kiedy Mats był głodny, mama go
karmiła. Co wieczór był kąpany w wanience, a tata, Peter i Lena
przyglądali się. Mama i tata, Peter i Lena bardzo, bardzo kochali
Matsa.
Kochali
go, mimo że był malutki i sprawiał wiele kłopotów, a mama
musiała ciągle się nim zajmować i nie miała zbyt dużo czasu dla
Petera i Leny. Ale im to nie przeszkadzało, bo w swoim pokoju
prowadzili prawdziwe wojny na poduszki i było im bardzo wesoło.
Tekst
jest tak urokliwy, że dobrze czyta się go nawet, gdy opisana
sytuacja nijak nie dotyczy czytelnika. To po prostu dobra literatura,
dodatkowo świetnie przełożona na język polski przez Annę
Węgleńską, tłumaczkę między innymi "Ronji, córki
zbójnika".
W
drugim opowiadaniu Peter i Lena są już starsi, na tyle, że
dziewczynka stwierdza (wypowiadając tym samym tytuł utworu): "Ja
też chcę chodzić do szkoły". Pięciolatka zazdrości
bratu, rwie się, by mu dorównać, i to też jest typowa sytuacja w
rodzeństwie. Doskonale pamiętam, że kiedy byłam w tym wieku, mama
uczyła mnie pisać, bo koniecznie chciałam dorosnąć do poziomu
starszych braci. Lena dopiero coś tam sobie bazgroli, czytać też
nie umie, za to może zabłysnąć znajomością ptaków oraz...
"bardzo dobrym" bratem. Peter bowiem spełnia marzenie
siostry i zabiera ją do szkoły, a my oczywiście towarzyszymy im
przez cały dzień: w drodze przez miasteczko ("Kiedy mają
przejść przez ulicę, muszą bardzo uważać."), na lekcjach,
podczas przerwy, szkolnego posiłku, a nawet bójki. Wieczorem, który
możemy podziwiać na okładce książki, okazuje się, że Peter i
Lena nadal są zwyczajnym, wcale nie idealnie zgodnym rodzeństwem,
które czasem mawia do siebie "głupia (głupi) jesteś".
Dobrze
się jednak stało, że Bosse nie zjadł tysiąca naleśników. Zaraz
po przerwie dzieci mają gimnastykę. Ciekawe, jak z tysiącem
naleśników w brzuchu Bosse skakałby i robił taczkę?
–
Gimnastyka to najprzyjemniejsza
lekcja – mówi Peter do Leny.
A
Pelle pokazuje jej, jakie silne muskuły można sobie wyrobić na
gimnastyce. Najwyraźniej już zapomniał, że to głupie
przyprowadzać do szkoły małe dzieci.
Oba
opowiadania zilustrowała Ilon Wikland, a więc książkę
przygotowało moje ulubione trio twórcze (autorka, ilustratorka i
tłumaczka), dzięki któremu w dzieciństwie śniłam o lesie Ronji
i pokochałam czytanie. Także po lekturze zbioru "Peter i Lena"
chce się więcej – książek, obrazków i... rodzeństwa. Kolorowy
świat z tej publikacji będzie przenikał do życia kolejnych
dzieci, a pewnie i pokoleń, bo książka wydaje się
"nieprzemijalna" oraz niezniszczalna – wydana na solidnym
papierze, szyta (a nie klejona), opatrzona twardą oprawą i
płóciennym grzbietem. Z radością sięgnęliśmy ponownie po
opowiadania "Ja też chcę mieć rodzeństwo" oraz "Ja
też chcę chodzić do szkoły". Według nas wcale się nie
zestarzały (wyd. Zakamarki opublikowało je – każde osobno – w
2008 roku, a Astrid Lindgren napisała w 1951 i 1954 roku) i, mimo
niezwykłego rozwoju polskiego rynku książki dla dzieci, utrzymały
swój status najlepszych utworów dla przedszkolaka, bo właśnie tak
je od początku postrzegałam.
Bożena
Itoya
Astrid
Lindgren, Peter i Lena. Dwa opowiadania, ilustrowała Ilon Wikland,
przełożyła ze szwedzkiego Anna Węgleńska, Wydawnictwo Zakamarki,
Poznań 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz