cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

sobota, 3 marca 2018

Angara, córka Bajkała


Wydawnictwo Media Rodzina opublikowało niedawno piękną opowieść osadzoną w więcej niż jednej tradycji. "Angara, córka Bajkała" nawiązuje oczywiście przeze wszystkim do tradycji buriackich, bo to w Republice Buriacji leży jezioro Bajkał, z którego wypływa jego "latorośl", rzeka Angara. Syberia, Rosja, Azja – im szerzej określamy ten teren, tym bardziej się do niego zbliżamy, bo lepiej znamy i czujemy to, co ogólne. Drugie powiązanie, jakie zauważam, jest raczej osobiste, intuicyjne, a dotyczy swojskości rosyjskich legend na gruncie polskim. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam właśnie tego typu książki, przede wszystkim serię "Baśnie narodów ZSRR", ale też inne, indywidualne wydawnictwa. Czytane przez rodziców i samodzielnie przenosiły nas do odległych, egzotycznych krain i równie obcych czasów carów. Słuchaliśmy ich od maleńkości, nasiąkaliśmy nimi, przyswajaliśmy stylistykę i wątki. Wydana teraz "Angara, córka Bajkała" w pewnym stopniu przeniosła mnie do wspominanej bez sentymentu drugiej połowy lat 80. XX wieku. Trzecie odniesienie dotyczy ogólnie tradycji snucia opowieści antropomorfizujących góry, rzeki, morza, jeziora, całe krainy geograficzne. Czy to Bajkał, czy Bałkany, powtarzają się motywy i przyczyny nazywania kluczowych obiektów "ojcami", "matkami", "córami", "synami" lub innymi junakami. W pewnym sensie więc w książce "Angara, córka Bajkała" mogą się odnaleźć mieszkańcy niemal każdego regionu świata, a na pewno sąsiedzi imć Karkonosza (zwanego też Liczyrzepą), czyli my.
Historia Angary dowodzi, że to nie współczesna kultura zachodnia wynalazła "girl power". Piękna, wiotka, wytrwała, wzbudzająca sympatię, choć zupełnie nieopierzona i bardzo podatna na wpływy dziewczyna buntuje się przeciwko woli ojca. Przymus rodzicielski dotyczy oczywiście zamążpójścia, bo niechętna konkurentom Angara wciąż czeka na księcia z bajki, zaś ojciec ma inne plany. Wizja wymarzonego ukochanego nie wzięła się znikąd – została wpojona córce Bajkała przez jej niańkę. Właśnie wiekowa opiekunka, jak to zazwyczaj bywa ze starymi kobietami w tradycyjnych opowieściach, jest sprawczynią, pociąga za sznurki, zapewniając nam baśniowy teatr marionetek. Łatwo się domyślić, że zakończenie będzie umiarkowanie szczęśliwe, ale piękne i melancholijne, jak nurt rzeki oraz ludowej baśni. Tę opływowość i głębię fabuły trochę nam blokował suchy, zwięzły język, niekiedy, dla odmiany, przesadnie stylizowany (archaizmy leksykalne i składniowe, zdania z rozbudowanymi określeniami obok krótkich, czysto informacyjnych). Jednak większość odbiorców nie skoncentruje się na tekście tak jak my, bo autorki najwyraźniej przewidziały, że istotniejszy będzie inny aspekt publikacji.
Czytelnik "Angary, córki Bajkała" natychmiast zwraca uwagę na ilustracje. Muszę przyznać, że wiedzieliśmy, jak powinny na nas działać te obrazy, ale tak nie podziałały, nie wzruszyły, nie przeniosły naszych myśli i snów w syberyjskie tonie. Najbardziej przemówiły do mnie proste, nawiązujące do scenorysów ilustracje na wyklejkach. Irina i Olga Jertachanowe reprezentują podejście do ilustracji książkowej odmienne od tego, do którego przywykliśmy. W "Angarze" zastaliśmy nietypowy dla współczesnej polskiej książki dziecięcej zakres narracji plastycznej: obraz tylko częściowo ilustruje tekst, jest obok i trochę poza główną opowieścią, próbuje też przejąć prowadzenie historii, odsłaniając jej kulisy. W jednym miejscu ilustracja nawet wyprzedza bieg wydarzeń, ale to chyba akurat pomyłka.
Dziecko zauważa różnice w przedstawieniach tej samej postaci na kolejnych kartach książki i nie potrafi ich zinterpretować: czyżby rysowali różni artyści? A może Angara na przemian starzeje się i młodnieje, zaokrągla się i smukleje? Czasem wygląda niczym wielkooka postać z filmów animowanych Disneya, kiedy indziej po prostu jak azjatycka księżniczka lub jedna z filmowych lalek studia Laika (choćby z filmu "Kubo i dwie struny"). Małe zamieszanie jest również zasługą przeplatania ilustracji kolorowych ze szkicami – owszem, to zabieg często stosowany w książkach dla dzieci, ale w tym przypadku kompozycja nie wydała nam się stonowana, tylko sklejona dość przypadkowo. Oczywiście nasze wrażenia są subiektywne, a gust innych czytelników może leżeć na przeciwnym biegunie, polecamy więc lekturę "Angary, córki Bajkała", choćby dlatego, że jest perełką rosyjskiej baśniowości.
Bożena Itoya

Irina Jertachanowa, Olga Jertachanowa, Angara, córka Bajkała, przełożyła Agnieszka Matkowska, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz