cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 12 czerwca 2018

Kino w Trampkach 2018 (część 1.)


Festiwal filmowy dla dzieci i młodzieży Kino w Trampkach, w tym roku odbywający się w stolicy po raz szósty, realizuje spójną i przejrzystą wizję kina dla młodych. Nie tych w klapkach, którzy stawiają na pełen urlopowy luz, prostą rozrywkę bez żadnego przesłania. Nie dla tych też, którzy przy niedzieli albo zmuszani przez szkołę udają się w wyjściowych pantoflach lub lakierkach na adaptację szkolnej lektury czy innej perły kultury wysokiej, zazwyczaj odległej samym adresatom. Na ten festiwal chodzimy w trampkach, bo to nie męczarnie, a żywa kultura, bo jako widownia należymy do olbrzymiej przestrzeni między masową rozrywką a przymusową lekturową nudą i martwą klasyką. To wspaniale, że ktoś myśli o młodzieży, która nie chce oglądać tylko YouTube'a i blockbusterów, ale też niegotowej jeszcze na krytyczne, akademickie dyskusje o specyfice tej czy owej szkoły filmowej.
W pierwszy festiwalowy weekend udało nam się obejrzeć pięć filmów, przy czym cztery z nich miały wówczas premierę polską ("Ariol", "Tybetańska piosenka") lub warszawską ("Pokój 213", "Żywiciel"). Już po tych kilku, bardzo zróżnicowanych doświadczeniach wiemy, że to najlepszy festiwal filmowy, w jakim dotąd uczestniczyliśmy, a w przypadku mojego syna pod uwagę bierzemy aż osiem podobnych wydarzeń w ciągu czterech lat. Na taką ocenę wpływa przede wszystkim program Kina w Trampkach, ale również przesympatyczna obsługa, bardzo sprawna kampania informacyjna w Internecie, radiu oraz instytucjach kultury. Ten festiwal jest wszędzie wokół nas, ciągle mamy okazję o nim dyskutować.

Przygodę z tegorocznym Kinem w Trampkach rozpoczęliśmy od "Dużej Ryby i Begonii" (Chiny 2016), pełnometrażowego filmu animowanego uwzględnionego w sekcji "Najlepsze z sezonu". Dla dzieci nieznających podobnych produkcji japońskich historia szesnastoletniej Chun ze świata między bogami a ludźmi może się okazać prawdziwym kinowym objawieniem. Podkreślam: "kinowym", bo pełni filmu można doświadczyć tylko oglądając go na naprawdę dużym ekranie, w warunkach domowych wrażenia byłyby dużo słabsze. Efekty wizualne są przynajmniej równie ważne, co sama opowieść. A poznaliśmy bardzo długą, rozbudowaną, malowniczą legendę, w którą wniknęliśmy z wielkim entuzjazmem. Mierziło nas jedynie zdecydowanie za długie i zbyt rzewne zakończenie oraz festiwalowa kopia filmu wyposażona nie tylko w polski dubbing, ale i w krzykliwe, żółte napisy w języku angielskim, niepokrywające się z dźwiękiem, wyprzedzające akcję, przez co zdradzały nadchodzące wydarzenia (film opisano kategorią wiekową 10+, a na tym etapie edukacji polskie dzieci już dość dobrze znają angielski – uczą się go obowiązkowo od przedszkola).



Kolejną, jeszcze bardziej godną polecenia animacją jest "Żywiciel" (Kanada, Irlandia, Luksemburg 2017), o którym wiele osób usłyszało w związku z nominacja do Nagrody Akademii Filmowej za najlepszy film animowany roku 2017. Koprodukcja Aircraft Pictures i Cartoon Saloon (studio odpowiedzialne za "Sekrety morza" i "Sekret księgi z Kells") Oscara nie zdobyła, ale ma szansę na jedną z nagród Kina w Trampkach, bo wyświetlana jest w sekcji "Konkurs filmów dziecięcych. Filmy pełnometrażowe", ocenianej przez Jury Dziecięce (przyznające nagrodę główną festiwalu), Jury Rodziców, Jury Europejskiego Stowarzyszenia Filmów dla Dzieci ECFA, Jury Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych dla filmu o największym potencjale dystrybucyjnym w kinach studyjnych oraz, po raz pierwszy, przez Jury Muzyczne. Bieżące pokazy festiwalowe to prawdziwa gratka, bo "Żywiciel" na razie nie znalazł się w regularnym repertuarze polskich kin. Oby to się zmieniło, bo każdy powinien kiedyś zobaczyć ten film.
Rozważając rodzinną lub szkolną wyprawę do kina nie powinniśmy bać się trudnego tematu "Żywiciela", sztuka filmowa, wyobraźnia i dziecięca moc równoważą tu wszystkie smutki. I nie dajcie się zwieść pozorom, to film nie tylko dla dziewcząt, choć bohaterką jest dziewczynka (Parvana), a zajawki mogą sugerować, że "Żywiciel" wpisuje się w nurt czy modę na opowieści dla małych buntowniczek. Opowieść osadzona jest w realiach współczesnego Afganistanu przetłumaczonych na język animacji i baśni. Niesprawiedliwość, jaka spotyka na co dzień Parvanę, jej rówieśniczki i dojrzałe kobiety wzbudza w widzu żal i złość, chęć działania i zarazem ulgę, że żyjemy w bezpieczeństwie i dostatku. Cały obraz został perfekcyjnie skomponowany, nie znaleźliśmy nic, co moglibyśmy zarzucić czy to scenariuszowi, czy muzyce, czy reżyserii. Poza głównym, przyziemnym nurtem historii snuje się równoległa baśń Parvany-opowiadaczki, ale nie tylko przy tych sekwencjach trwaliśmy przed ekranem jak zaczarowani. Przyciąganie działało przez cały seans. Polecamy "Żywiciela" wszystkim starszym miłośnikom magii kina, niezależnie od preferencji gatunkowych. Festiwal Kino w Trampkach rekomenduje film dla widzów powyżej 12 lat i właśnie z dwunastolatkiem wyszliśmy z filmu tak zachwyceni, że bez wahania zaznaczyliśmy na kuponie głosowania (plebiscyt publiczności Konkurs Filmów Dziecięcych) po pięć na pięć gwiazdek. Spodziewam się, że mój syn kiedyś, gdy będzie już dorosły, może nazwać ten film swoim "dziecięcym olśnieniem" (jak brzmi tytuł jednej z sekcji Kina w Trampkach).



Zupełnie innym typem animacji jest "Ariol" (Francja 2017), wyświetlany premierowo w sekcji "Najlepsze z sezonu". To wesoła, lekka i wyjątkowo wierna oryginałowi adaptacja popularnego komiksu francuskiego duetu Emmanuel Guibert (tekst) i Marc Boutavant (rysunki). W Polsce humorystyczne historyjki o człekopodobnym osiołku-okularniku (na pierwszy rzut oka sądziłam, że to mucha), jego szkolnych, miłosnych i domowych perypetiach wydaje gdańska oficyna Adamada. W poszczególnych tomach (dotychczas w przekładzie na język polski ukazały się cztery) zawartych jest po kilka historyjek, podobnie też skonstruowany został film. Ja oglądałam ekranizację przed lekturą oryginału i byłam tak po prostu filmowo uszczęśliwiona, ale mój syn czytał wcześniej dwie części "Ariola", stąd spojrzenie porównawcze było nieuniknione. Organizatorzy Kina w Trampkach rekomendują animację dla wieku 7+, a młody widz i czytelnik "Ariola" uznał, że to "wcale nie są książki dla takich małych dzieci". Sam, mając 12 lat, bawił się dobrze i czytając, i oglądając, jednak w wersji filmowej przygody bohaterskiego osiołka wypadają łagodniej, rzeczywiście "7+", a komiksy, według nas obojga, raczej nadają się dla czytelników 10+, ponieważ poczucie humoru bywa w nich ostrzejsze, bliższe złośliwości i nastoletniemu patrzeniu na świat.
W miniony weekend poza trzema animacjami obejrzeliśmy dwa filmy aktorskie o dzieciach i z dziećmi królującymi w obsadzie. Plan projekcji Kina w Trampkach zdobyliśmy w osiedlowej bibliotece już jakiś czas przed festiwalem i od razu wypatrzyliśmy wśród filmów horror. Jedyny film opisany kategorią "Strach się bać" (w sekcji "Najlepsze z sezonu") wyróżnił się bardzo pozytywnie, wszak dla nas to radość się bać! Od razu zaznaczyliśmy w harmonogramie "Pokój 213" (Szwecja 2017) jako "must-see", bo zapowiadało się dobre kino rozrywkowe dla widzów powyżej 10 lat. Nie zawiedliśmy się. Gdy nastolatek stwierdza, że bardziej bał się tego niż "Tego" (wiem, nie powinien oglądać, ale widział już straszniejsze rzeczy), to znaczy, że "wielkie", dorosłe, rozreklamowane na cały świat i powszechnie dostępne amerykańskie kino zostało pokonane przez "mały", młodzieżowy, szwedzki film festiwalowy.

Siła tego obrazu tkwi w jego naturalności. Akcja rozgrywa się bowiem w naszych czasach, w europejskiej rzeczywistości, wśród prawdziwych zachowań młodszych nastolatków, ich zamiłowania do prankowania i snucia miejskich (w tym wypadku raczej... wiejskich) legend. Bohaterka, dwunastoletnia Elvira, i jej dwie nowe koleżanki uczestniczą w letnim obozie, który organizowany jest w tym samym pensjonacie od kilkudziesięciu lat. Niefrasobliwi, ale najwyraźniej dobrze znający się na rzeczy opiekunowie kolonii pomagają tylko w kluczowych momentach czy to kryminalnych, czy uczuciowych, ale przeważnie historia dotyczy wyłącznie świata i relacji dzieci. Dziewczęta zaprzyjaźniają się, potem kłócą, wzajemnie obmawiają, oglądają za chłopcami i droczą z nimi. Przede wszystkim jednak próbują dowiedzieć się, czemu ich tytułowe lokum ma złą sławę i jest katalizatorem tajemniczych zdarzeń. Klimat tego filmu jest porażający, wręcz niesamowity, dawno tak świetnie się nie bawiliśmy i nie baliśmy. Charakteru dodaje doskonała realizacja dźwięku i naturalne aktorstwo młodzieży. Obóz Elviry trwał tylko tydzień, film o nim – osiemdziesiąt minut, ale był to czas po brzegi naładowany przeżyciami, niezapomniany!



Po wybitnej rozrywce przyszedł czas na trochę refleksji. "Tybetańska piosenka" (Chiny 2017) stanowi świetny przykład kina poszerzającego horyzonty. Film znalazł się w sekcji "Konkurs filmów dziecięcych. Filmy pełnometrażowe" z rekomendacją dla widzów od 9 lat. Dla tych znajdujących się bliżej dolnej granicy wieku "Tybetańska piosenka" może być szokiem kulturowym. Typowy europejski dziewięciolatek czy dziesięciolatek ma znacznie większe pojęcie o fantastycznych światach Harry'ego Pottera czy którejś z gier komputerowych niż o przyziemnym życiu swoich rówieśników w innych rejonach naszej planety, choćby w Chinach. Historia tybetańskich dzieci pielgrzymujących do chińskiej telewizji na konkurs talentów okazała się dla polskiego widza egzotyczna i kształcąca pod kilkoma względami.
Po pierwsze, pełno w niej górskich krajobrazów, tradycyjnych strojów, instrumentów, śpiewów, zwyczajów i innych elementów kultury ludowej, zestawionej z nowoczesnym, wielkim miastem z całą jego komercją i wyścigiem szczurów. Babcia Dromy nie chce pozwolić dziewczynce na wyjazd, argumentując: "wystarczy, że umiesz prząść". Takie podejście do przyszłości i potencjału dziecka zapewne będzie obce rówieśniczkom mojego syna i ucieszy je wiadomość, że prawdziwa Droma osiągnęła sukces wyjeżdżając do szkoły w Stanach Zjednoczonych, wylatując z tybetańskiego gniazda. "Tybetańska piosenka" jest bowiem filmem opartym na faktach.
Po drugie, bohaterami filmu są uczniowie tybetańskiej szkoły dla niewidomych dzieci, przy czym placówka ta nie jest nazywana sierocińcem czy domem dziecka, ale poznajemy rodzinę tylko jednego z dzieci (głównej postaci żeńskiej), pozostałe zdają się być pod wyłączną opieką nauczycieli. Polskiemu widzowi dzieci te wydadzą się po prostu biedne, czy to z uwagi na warunki finansowe i rodzinne, czy ślepotę. Nie widzieliśmy dotąd kinowego filmu familijnego, w którym tak bezpośrednio, jasno, szczerze i bezpretensjonalnie mówiono i pokazywano życie niewidomych. Praca twórców, w tym wykonawców, "Tybetańskiej piosenki" to kamień milowy w dziedzinie integracji.
Po trzecie wreszcie, film jest skonstruowany inaczej niż przywykliśmy. Uwagę moją i syna przykuły zarówno scenariusz, zdjęcia, montaż, jak i ogólny sposób odnoszenia się do widowni. To drugi chiński film na tym festiwalu, jaki widzieliśmy, i drugi, w którym przesadnie starano się nas wzruszyć. Może to taki model kinematografii, inny sposób oddziaływania na widownię i odczuwania przez nią, w każdym razie nas drażniły fragmenty, w których niemal pokazywano nam tabliczkę z napisem "aplauz przez łzy". Dla przeciętnego polskiego dziecka czy nastolatka w "Tybetańskiej piosence" było też dużo zbyt długich scen. Za wspólny mianownik kulturowy można natomiast uznać harleyowców występujących w filmie – brać motocyklowa nie zna granic, jest taka sama na całym świecie, pomocna i przygodogenna.
Na zakończenie tej części sprawozdania przepraszam innych widzów uczestniczących w drugim (podczas Kina w Trampkach i w całej Polsce) pokazie "Tybetańskiej piosenki" za moje szeptanie, o ile je słyszeli. Nie mogłam nie wyjaśnić pokrótce synowi, czym jest Tybet. To przecież nie taki sobie zwykły region Chin, hasło "wolny Tybet" pobrzmiewa czasem (zbyt rzadko!) również w polskich mediach. Twórcy chińskiego filmu nie wyjaśnili tego niewygodnego zagadnienia ani trochę, a ja uważam, że trzeba być fair play wobec widza-dziecka. Kwestia okupacji politycznej, religijnej, kulturowej, powinna być rozumiana i poruszana przez Polaków, szczególnie w setną rocznicę odzyskania niepodległości. Dobrze, by widzowie byli świadomi, o jakiej wolności śpiewa dziewczynka w finałowej tybetańskiej piosence i że ten piękny modulowany śpiew niewidomego chłopca to coś więcej niż melancholia chińskich górali. To prawo do głosu Tybetu w ramach "The Voice of China" czy nieznającego granic "The Voice Kids". Warto podyskutować z młodym widzem, jak zinterpretowałby wielką pieszą wędrówkę bohaterów – co więcej poza swoją "pełnosprawnością" czy normalnością chcieli pokazać i udowodnić. Eksplorujmy z dziećmi świat kina (i ten prawdziwy) rozważnie, nie ograniczając ich myślenia do prostych widokówek, ale podsuwając im rozmaite konteksty.
Bożena Itoya

Festiwal Kino w Trampkach – informacja organizatora:
Kino w Trampkach – coroczny festiwal filmowy dla dzieci i młodzieży – najbardziej pozytywny, inspirujący, przyjazny.
Kino w Trampkach to przygoda! Filmy z dobrym przesłaniem, bardzo różnorodne. Obejrzymy kilkadziesiąt filmów z kilkudziesięciu krajów od Australii, przez Afrykę, obie Ameryki, Europę i Azję. Będziemy wszędzie!
Kino w Trampkach to nie tylko pokazy filmowe, to także wydarzenia towarzyszące, warsztaty, spotkania, liczne konkursy.
6. edycja odbędzie się w dniach: 7-17 czerwca 2018 r. Gramy w Lunie, Kinotece, FINA i w puszczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz