cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 30 czerwca 2016

Zbigniew Bilecki vel Binio Bill – polski kowboj z dzikich lat osiemdziesiątych


Wznowienie komiksu o polskim kowboju stało się dużym wydarzeniem branżowym. Jerzy Wróblewski, autor albumu "Binio Bill kręci western i... w kosmos!", jest wszak legendą polskiego komiksu, twórcą między innymi "Kapitana Żbika". Jego pracom poświęca się wiele uwagi w naukowych analizach rodzimej twórczości komiksowej (tak tak, kolorowymi zeszytami zajmują się nie tylko maluchy stroniące od poważniejszych lektur i mamy-blogerki, ale i całkiem poważni badacze), czego najlepszym dowodem jest rzeczowy, opatrzony fotografiami i kopiami dokumentów artykuł "Nasz szeryf z Dzikiego Zachodu" Macieja Jasińskiego, zamieszczony na końcu albumu "Binio Bill kręci western i... w kosmos!".
Skoro wydawca załącza takie fachowe posłowie, to może kieruje tę publikację do dorosłych czytelników? Cóż, na pewno ci, którzy pamiętają Binio Billa ze swojej (pierwszej) młodości, z sentymentem i zapałem pogalopują do księgarni, ale jednak jest to komiks dla dzieci i młodzieży, stąd też mnie interesuje jako propozycja lektury dla współczesnego dziecka, na przykład mojego dziesięcioletniego syna. Jak więc Binio Billa przyjmie dzisiejszy świat młodych, pogrążony raczej w grach komputerowych niż zabawach w kowbojów, rewolwerowców i Indian?
Dobry komiks na zawsze pozostanie dobrym komiksem. Może częściowo przez swój rozrywkowy, popularny charakter – język i humor, którym posługują się bohaterowie komiksów, nie starzeją się tak szybko, jak literacka polszczyzna czy idee obecne w literaturze, choćby tej młodzieżowej z lat 80. XX wieku, kiedy to powstał cykl o Binio Billu. Kolorowe zeszyty są bardziej uniwersalne i ponadczasowe. Tak, jak mój syn pochłania dziadzia "Tintina", tak też szybciutko wyczytał wszystkie dymki z wujaszka "Binio Billa". Nie porównywał polskiego szeryfa z Lucky Lukiem, bo też nie pamiętał, że 2-3 lata temu czytywał tę serię. Za Binio Billa zabrał się więc mając czyste konto, bez uprzedzeń, że może to jakaś podróba innego komiksu, ale też bez sentymentalnego obciążenia rodzinnego – nikt nie mówił mojemu dziecku, że musi sięgnąć po ten komiks, bo jest kultowy i mama / tata / wujek czytali w jego wieku. Z tego zwyczajnego, świeżego i dziecięcego punktu widzenia Binio Bill jest wesołą, przyjemną lekturą, podobającą się ogólnie i w szczegółach – syn zwrócił uwagę na motyw obcej, bardziej rozwiniętej cywilizacji i krótki komiks na końcu albumu.
Polski rynek komiksowy różnicuje się coraz bardziej, ma już do zaoferowania młodemu czytelnikowi nie tylko odpowiedniki bohaterów ze wspaniałego Zachodu, ale na szczęście nie rezygnuje się z wydawania też tych dawnych komiksów. Historyjki o Binio Billu, podobnie jak na przykład te o Tytusie, okazały się na tyle dobre, że współczesny czytelnik nie postrzega ich jako przeterminowanej produkcji PRL, która miała być namiastką świata zza żelaznej kurtyny.
Jest w "Binio Billu" moc, ruch, przygoda i humor, jakich szukamy w kadrowanych historiach, są klasyczne portrety cwaniaków, zbirów, przystojniaków i ślicznotek, ujęcia z "cieniowymi" postaciami, okienka z typowymi "bam! bam", "bęc! bęc!", "dang!", "flop!" czy "ziiip!", zbliżenia i oddalenia, sceny walki i pejzaże – te zwyczajne obok kosmicznych. Także dialogi nas nie zawiodły: są krótkie, czytelne i dynamiczne. Po prostu Binio Bill przemawia do nas wszystkimi środkami komiksowego przekazu.
Pierwszy album o polskim szeryfie wydany przez Kulturę Gniewu nie jest zwyczajnym przedrukiem. Nad publikacją pracował cały sztab specjalistów: redaktorem i autorem wspominanego już posłowia jest Maciej Jasiński, znany nam między innymi jako scenarzysta "Misia Zbysia na tropie", renowacją skanów ze "Świata Młodych" i projektem okładki zajął się Arkadiusz Salomoński, a opracowaniem graficznym i kolorami "Cioci Patty" – Jarosław Składanek (korekta: Łukasz Babiel). Mamy nadzieję, że zespół ten przygotuje dla nas jeszcze dużo zeszytów o Zbigniewie Bileckim.
Bożena Itoya

Jerzy Wróblewski, Binio Bill kręci western i... w kosmos!, Krótkie Gatki, Warszawa 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz