Kim
jest Nienia, bohaterka najnowszej powieści Agnieszki Tyszki? Siostrą
Ronji, bratnią duszą Ani z Zielonego Wzgórza (na co wskazuje nawet
tytuł książki), sąsiadką Lisy, uczennicą Pippi, kompanią dla
Włóczykija, a równocześnie "wygląda jak ze słowiańskich
bajek", jak już po okładce ocenił mój syn. "Nienia z
Zielonego Wzgórza" to książka-towarzyszka dla każdego, komu
wydaje się, że tylko on (ona) woli spacery, rozmowy i rozmyślania
od najnowszego sezonu któregoś serialu albo przełomowego modelu
jakiegoś sprzętu czy "wyjątkowej" gry o potworach
wyskakujących zza każdego rogu.
Widziałam
to u mojej koleżanki z klasy, Laury. Jak rodzice mi pozwolą mieć
Majnkrafta, też urządzę sobie dom – tak jak Laura. Będę mieć
dynie w ogródku i własnego pieska, i ogień na kominku. Może
namówię też Dziadka do wspólnej zabawy? Jak zaczyna się szkoła,
bardzo za sobą tęsknimy. Rozmowy przez telefon to nie to samo...
Ale odwiedzanie się w naszych majnkraftowych światach nie byłoby
złe. Dziewczyny się odwiedzają – Laura i Maja. Więc my też
byśmy mogli.
Dziadek
i babcia Nieni są jakby odpowiednikami Mateusza i Maryli Cuthbertów,
lektura ta sprawi więc przyjemność osobom po prostu przyjaźniącym
się z członkami swojej rodziny, niezależnie od wieku. Pozwoli też
odkryć nowe zakamarki w miejscach na pozór nudnych, jak wieś czy
działka dziadków, przez starsze dzieci postrzegane czasem jako
wakacyjne zesłanie. O dzieciństwie i towarzyszących mu emocjach
Agnieszka Tyszka pisze przekonująco i namacalnie, niczym Joanna
Papuzińska w swoich utworach wspomnieniowych, choć autorka "Nieni
z Zielonego Marzenia", "Zosi z ulicy Kociej" i
"Koników z Szumińskich Łąk" dodaje do literackich
mikstur więcej marzycielstwa i przyrody.
Książka
może też wzbogacić świat potencjalnych czytelników preferujących
rozrywki płynące z małych, średnich i wielkich ekranów, choć
nie jestem pewna, czy przeniknie przez mur, którym odgradzają się
od świata. Na szczęście są jeszcze autorzy piszący dla osób
lubiących czytać, a nie tylko dla bojących się rozbudowanego
tekstu, zdystansowanych, ciągle walczących z zadrukowanymi kartkami
dziesięciolatków (i starszych nieczytelników).
Siedzę
sobie spokojnie na werandzie i nadsłuchuję rechotu żab,
dobiegającego znad jeziora. To najpiękniejsze wieczorne koncerty w
Leśniczówce Marzenie. Jak tylko żaby milkną, by nabrać oddechu,
na ich miejsce natychmiast odzywają się świerszcze z łąki, a w
tle słychać od czasu do czasu pokrzykiwania nocnych ptaków. Są
tajemnicze, mroczne i złowieszcze – niepodobne do żadnych innych
dźwięków, jakie słyszy się za dnia, więc ja uważam, że to
muszą być nocne ptaki. Do tego wszystkiego chłodne wieczorne
powietrze miesza się z falami ciepłego wiatru, który przyczajony
na Babcinym klombie, posyła mi uśmiechy o słodkim, maciejkowym
zapachu.
Przygody
Nieni zainteresują przede wszystkim wrażliwe dziewczęta, choć mój
syn też polubił tę bohaterkę i książkę. Nienia nie chce na
siłę dorastać, cieszy się swoim dzieciństwem, lubi bawić się
wyobraźnią, lasem, współczuć z przyrodą i siłami natury. Nie
jest już maluchem, ale ma nierzeczywistą (czy na pewno?) koleżankę,
z którą spotyka się w niepokojącym miejscu...
I
wtedy zrywa się silny Nocny Wiatr. Taki groźniejszy, który zna
wszystkie sowy i nietoperze w okolicy, a uwielbia przesiadywać na
starym, zarośniętym cmentarzu. To przedziwne miejsce – pokryte
gęstymi niezapominajkami, konwaliami i pióropuszami paproci,
otoczone wysokimi drzewami i rozpadającym się kamiennym
ogrodzeniem. Bardzo trudno dostrzec nagrobki – są całe zielone od
mchów i porostów, pochylone na różne strony albo nadłamane.
Bliskość
przyrody, jej personifikacja i uczucia, jakimi obdarza naturę
Nienia, czynią z tej książki niemal eko-powieść z elementami
zielnika (dokładne opisy licznych roślin). Podczas lektury nasuwa
się jednak interpretacja wakacji w leśniczówce Zielone Marzenie
jako ucieczki od rzeczywistości, zabaw z koleżanką z cmentarza
jako namiastki prawdziwej przyjaźni, rekompensaty jej braku. Z
autopsji wiem, że naprawdę można przyjaźnić się z wiatrem czy
jeziorem, czytelnik może więc, jak ja, pozostać przy dosłownym
rozumieniu powieści Agnieszki Tyszki jako sprawozdania z kolorowego
dzieciństwa.
Moje
życie nigdy nie jest szare. Pewnie dlatego, że wystarczająco wiele
razy przebiegłam pod tęczowym łukiem i nałykałam się kolorów
jak świeżego powietrza.
Dzieciństwo
to nie jest idealnie szczęśliwe. Nie ma tu rodziny idealnej, każda
z trzech bohaterek (pozostałe dwie przedstawią się same, gdy
sięgniecie po książkę), będących w wieku około 10-12 lat,
toczy beznadziejną walkę z dorosłymi sprawami, problemami i
konfliktami: brakiem zrozumienia ze strony bliskich, utratą pracy
przez oboje rodziców, ich rozwodem, a nawet śmiercią. Nienia
wypowiada życzenie niczym księżniczka w bajce, ale nie ma tak
łatwo, Agnieszka Tyszka nie stosuje oczywistych rozwiązań,
naiwnych happy endów.
–
Zachowujesz się tak, jakbyś była
zupełnie dorosła. Chora na dorosłość. Przewlekle chora –
przypominam sobie fachowe określenie, które świetnie pasuje do
jastrzębiej Manuelki.
Podtytuł
książki sugeruje, że czeka nas więcej sezonów "Nieni".
Jeśli powstaną kolejne książki, to może poznamy zakończenia
pogmatwanych historii rodzinnych albo kolejne ich zawiłości.
Niezależnie od ewentualnej kontynuacji, "Lato Nieni" jest
piękną opowieścią o marzeniach, rodzinie i narodzinach przyjaźni
w trudnych, ale naturalnych warunkach.
Lubię
modrzewie. Mają takie mięciuteńkie igiełki... Najpiękniejsze są
na wiosnę, kiedy na nagich gałązkach wyskakują zielone pomponiki
– większe z każdym dniem. Tyle w nich życia i radości, gdy
wysuwają się ku słońcu milimetr po milimetrze, by w końcu ukazać
się w całej iglastej okazałości zielonych pędzelków. Mam takie
miejsce w lesie, gdzie rosną młode modrzewie – tak nieduże, że
mogę swobodnie pogładzić się igiełkami po policzku albo objąć
pień i pozwolić wiatrowi, by mieszał moje włosy z zielonymi
kosmykami modrzewiowych gałązek.
Słowa
autorki same w sobie są obrazami, właściwie więc nie wymagają
dodatkowej plastycznej interpretacji. Oprawa graficzna, za którą
odpowiedzialna jest Ewa Beniak-Haremska, sprawiła nam jednak dużą
przyjemność i niespodziankę. Poza kolorową, stonowaną, bardzo
"leśną" okładką w "Nieni" goszczą
sympatyczne szkice, które podczas lektury kilka razy skojarzyły nam
się z ilustracjami w książkach Astrid Lindgren. To bardzo miła
odmiana, w porównaniu z ukazującymi się w tym wydawnictwie
młodzieżowymi powieściami autorki, których okładki zazwyczaj
drażnią nasze oczy. "Nienię z Zielonego Marzenia" można
też opatrzyć własnymi komentarzami i rysunkami – temu służy
ostatnich dziesięć stron książki, na których autorka i
ilustratorka proponują zabawy z wyobraźnią, słowem i kredkami.
Bożena
Itoya
Agnieszka
Tyszka, Nienia z Zielonego Marzenia. Lato Nieni, zilustrowała Ewa
Beniak-Haremska, wyd. Akapit Press, Łódź 2016.
Bardzo lubię powieści Agnieszki Tyszki. Właśnie czytam z dziećmi "Zosię z ulicy Kociej. W podróży".
OdpowiedzUsuńInformacja o istnieniu Nieni jakoś mi umknęła, a to zdecydowanie powieść, którą warto się zainteresować.
Cieszę się, że podpowiedzieliśmy "Nienię" innym miłośnikom pani Tyszki :) Książka miała chyba premierę koło 20 maja, na Warszawskich Targach Książki, skąd mamy nasz egzemplarz. My "W podróży" jeszcze nie czytaliśmy i nie możemy się doczekać tej lektury - poza najnowszą mamy komplet "Zoś". Pozdrowienia!
Usuń