cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Drugi tom "Harry'ego Pottera" w edycji ilustrowanej


O powieściach J.K. Rowling słyszał cały świat, a o popularyzację marki "Harry Potter" dba się stale i na różne sposoby. W minionym roku poznaliśmy książkę zbliżoną do scenariusza teatralnego opowiadającego o dalszych losach już nie nastoletniego czarodzieja ("Harry Potter i przeklęte dziecko"), był też film "ze świata Pottera" ("Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"). Do mnie jednak najbardziej przemawia tradycyjna forma przypominania o serii powieści, to jest publikowanie jej na nowo. W świecie opanowanym przez epidemię spin-offów miło jest sięgnąć po klasyczny tekst wydany inaczej, dlatego ucieszyła nas edycja ilustrowana drugiego tomu serii o Harrym Potterze: "Harry Potter i Komnata Tajemnic". Książka, wydana rok po "Kamieniu filozoficznym" zilustrowanym również przez Jima Kaya, stanowi znakomity przykład dobrze rozumianej kontynuacji: historia się rozwija, a że czytelnicy, podobnie jak bohaterowie, są już o rok starsi, również ilustracje są jakby o stopień dojrzalsze. Kolejne tomy mają ukazywać się w rocznych odstępach, nie możemy się więc doczekać, jak za dwa lata w oczach mojego syna (dziś jedenastoletniego) będzie wyglądał Alastor Moody czy za pięć lat – bitwa o Hogwart.
Tymczasem w "Komnacie Tajemnic" Harry z pewnymi problemami wraca do nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, jest już uczniem drugiego roku i po raz drugi znajduje się w drużynie quidditcha swojego domu (Gryffindor). Nomenklatura, zwyczaje i mundurki rodem z tradycyjnej angielskiej szkoły z internatem znów więc dają o sobie znać, polscy młodzi czytelnicy już do nich przywykli, choć przypuszczalnie nadal wydaje się im, że to specyfika świata Harry'ego Pottera. Ściśle magiczne są natomiast niektóre postacie, zwłaszcza duchy, skrzaty domowe, legendarne i mityczne stwory, jak bazyliszek i feniks, czy olbrzymie pająki (jeden z nich nawet posługuje się ludzkim językiem). Bohaterowie z niektórymi z nich obcują na co dzień, innych woleliby wcale nie widywać.

Prawie Bezgłowy Nick zatrzymał się tak nagle, że Harry przeszedł przez niego. Nie było to przyjemne: przypominało przejście pod lodowatym prysznicem.
Jest coś, co możesz dla mnie zrobić, Harry... Może nie wypada mi o to prosić... Nie, na pewno nie zechcesz...
O co chodzi? – zapytał Harry.
No więc w tę Noc Duchów przypada pięćsetna rocznica mojej śmierci – oznajmił Prawie Bezgłowy Nick, prostując się i nabierając godności.
Ach – westchnął Harry, nie bardzo wiedząc, czy ma wyrazić żal, czy radość z tego powodu. – No tak.
Wydaję przyjęcie w jednym z bardziej przestronnych lochów. Zaprosiłem przyjaciół z całego kraju. Byłby to dla mnie wielki zaszczyt, gdybyś mógł się na tym przyjęciu pojawić.

Co ciekawe, niekiedy "zwykli" ludzie, to znaczy czarodzieje, wydają się zachowywać bardziej nieprawdopodobnie od istot magicznych. Zadufany w sobie nauczyciel (Lockhart), który nie szerzy wiedzy, ale promuje własną osobę, czasem bywa dla czytelnika zabawny, ale głównie irytuje i wywołuje pytania, kto zatrudniłby takiego "gościa". Profesor (po polsku: nauczyciel) eliksirów Severus Snape faworyzuje uczniów, których jest opiekunem (czyli, po naszemu, wychowawcą), a jawnie gnębi innych, zwłaszcza Harry'ego i jego kolegów z Gryffindoru, bo ich nie lubi. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji w jakiejkolwiek, choćby nie wiem jak magicznej szkole (nawet rzucająca dziećmi dyrektorka z "Matyldy" Roalda Dahla zmuszona została do wstydliwego odwrotu, ale w "Komnacie Tajemnic" nikt ukarany nie zostaje). Podobnie trudno uwierzyć, że ktoś dorosły dopuściłby się takich zachowań względem dzieci (a także innych dorosłych), na jakie pozwala sobie Lucjusz Malfoy, ojciec Draka.

Mówią, że macie dużo roboty w ministerstwie. Te wszystkie inspekcje, interwencje, rewizje... Mam nadzieję, że płaca wam za nadgodziny?
Sięgnął do kociołka Ginny i spośród błyszczących tomów Lockharta wyjął stary, zniszczony egzemplarz "Wprowadzenia do transmutacji dla początkujących".
Jak widać, chyba nie – oznajmił. – Powiedz mi, Weasley, jaka masz korzyść z hańbienia tytułu czarodzieja, skoro nawet ci za to dobrze nie płacą?
Pan Weasley poczerwieniał jeszcze bardziej niż Ron i Ginny.
Mamy bardzo różne pojęcie tego, co hańbi czarodzieja, Malfoy – odpowiedział.
Najwyraźniej – rzekł pan Malfoy, kierując swoje blade oczy na pana i panią Granger, którzy przyglądali mu się uważnie. – To towarzystwo, w którym przebywasz, Weasley... A ja myślałem, że twoja rodzina nie może już stoczyć się niżej...
Kociołek Ginny przewrócił się z łoskotem, kiedy pan Weasley rzucił się na pana Malfoya, popychając go na półkę z książkami.

Harry zostaje oczywiście uwikłany w niebezpieczne przygody, jak zakazany lot samochodem taty Rona czy walka z nawiedzoną piłką ("tłuczkiem") podczas meczu quidditcha, a kiedy przemawia do niego niesłyszany przez nikogo innego tajemniczy głos, w Hogwarcie dochodzi do coraz dramatyczniejszych i wciąż groźniejszych wydarzeń. Przeszłość ożywa, na jaw wychodzą dawne oskarżenia, urazy i zagrożenia, które przechodzą (w przenośni i dosłownie) na współczesnych uczniów Hogwartu: Harry'ego, Hermionę, Rona i jego rodzinę czy Hagrida.
W książce dzieje się bardzo wiele, poznajemy szereg nowych drugoplanowych bohaterów i niemal do końca nie wiemy, którzy z nich są naprawdę ważni dla akcji. Z czasem okaże się zresztą, że żadna sytuacja nie zaistniała bez powodu i nawet zaczepki Lucjusza Malfoya miały czemuś służyć. W tym tłumie bohaterów i antagonistów od początku bawi oraz intryguje postać skrzata domowego Zgredka, a jego wyobrażenie według Jima Kaya jest tak brzydkie, że aż fascynujące.

Zgredek musi się sam ukarać – oznajmił skrzat mający już lekkiego zeza. – Zgredek o mały włos nie wyraziłby się źle o swojej rodzinie...
O swojej rodzinie?
O rodzinie czarodziejów, której Zgredek służy, sir... Zgredek jest domowym skrzatem... zobowiązanym służyć na wieki jednemu domowi i jednej rodzinie...
Oni wiedzą,że tutaj jesteś? – zapytał z zaciekawieniem Harry.
Och, nie, sir, nie... Zgredek będzie musiał ukarać się surowo za to, że tu przyszedł, żeby się zobaczyć z wielmożnym panem, sir. Za karę Zgredek przytrzaśnie sobie uszy drzwiczkami piekarnika. Gdyby się dowiedzieli... och, sir...
Ale przecież się połapią, jak sobie przytrzaśniesz uszy drzwiczkami piekarnika...
Nie sądzę, sir. Zgredek wciąż musi się za coś karać. Pozwalają mi na to. Czasami nawet mi przypominają...
Ale dlaczego po prostu nie odejdziesz? Nie uciekniesz?
Och nie, domowy skrzat nie może sam odejść. Trzeba go odprawić. A ta rodzina nigdy Zgredka nie odprawi... Zgredek będzie służył tej rodzinie aż do śmierci, sir...

W "Harrym Potterze i Komnacie Tajemnic" Jim Kay zaprezentował zarówno prace przedstawiające krajobrazy, dzienne i nocne, miejskie (Pokątna) i przestrzenie wokół Hogwartu czy Nory, jak szereg portretów przedstawiających i ludzi, i inne stworzenia. Od dziwnie realistycznych obrazków z twarzami czarodziejów oraz mugoli (wyjątkowo ohydny kuzyn Harry'ego) dużo bardziej spodobały się nam ilustracje fantastyczne: duchy, gnomy, pająki, nawet Zgredek z gołą pupą. Bardzo udane wydały mi się też ujęcia budynków, w pamięć zapada zwłaszcza witryna sklepu Borgina. Ilustracje, na których Harry korzysta ze świstoklika i jest wciągany do książki skojarzyły mi się z serialami "Z Archiwum X" i "Marzenia i koszmary", choć przecież i te produkcje nie były zbyt nowatorskie pod względem wyobrażeń przenoszenia w czasie i przestrzeni. Natomiast mglisto-świetlisto-przezroczyste sceny z duchami oraz podniebne gonitwy bohaterów zrobiły wrażenie na moim synu, i mnie również wydają się całkiem oryginalne. Jim Kay w "Komnacie Tajemnic" często zmienia nastrój, kolorystykę i stylistykę swoich prac. Takie zróżnicowanie jednym może się spodobać, innych drażnić. Sporo tu mroku, ale też dużo jasnych kolorów, raz bywa upiornie i paskudnie, kiedy indziej niemal bajkowo, niektóre karty stylizowane są na poplamione i podrapane, a na innych w tle ("za" tekstem) pojawiają się ażurowe motywy roślinne.
Dwa pierwsze tomy ilustrowanej edycji "Harry'ego Pottera" razem wyglądają na półce bardzo okazale. Są to publikacje pokaźnych rozmiarów, kolorowe, ilustrowane tak gęsto, jak tylko można sobie zamarzyć, opatrzone twardą oprawą (również ilustrowaną) i obwolutą. Dzięki wyraźnej, dość dużej czcionce i podziałowi na kolumny tekst jest bardziej czytelny niż w klasycznych wydaniach powieści, co spodoba się młodszym potteromaniakom, jednak ciężar książki sprzyja raczej czytaniu w domu, na biurku czy w wygodnym fotelu, a nie na przykład w autobusie czy szkole. Pamiętam, jak w moim dzieciństwie babcia kupowała sobie wszystkie książki ukazujące się w danej serii, czy to jednego, czy różnych autorów. Przejęłam od niej tę pasję kolekcjonowania literatury, a ilustrowana edycja powieści J.K. Rowling jest dobrym sposobem na pokazanie najmłodszemu pokoleniu, jak przyjemne może być kompletowanie własnej biblioteczki, a nawet oczekiwanie na kolejne jej pozycje.
Bożena Itoya

J.K. Rowling, Harry Potter i Komnata Tajemnic, ilustrował Jim Kay, tłumaczył Andrzej Polkowski, Media Rodzina, Poznań 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz