cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Strażnicy Sampo: Miecz, Tiera

Jakiś czas temu zgłębiałam definicję pojęcia (a może już terminu?) "literatura popularna" i pomyślałam, że w przypadku książek dla nastolatków wzorcowym reprezentantem tego nurtu jest seria książek Ricka Riordana o Percym Jacksonie – nie dość, że popularna w znaczeniu przystępności lektury "dla mas", to popularna, bo bestsellerowa, ekranizowana, rozpoznawalna. Inaczej wygląda przynależność gatunkowa cyklu "Strażnicy Sampo", pozornie bliźniaczego względem książek Ricka Riordana (zwłaszcza serii "Magnus Chase", dotąd ukazały się: "Miecz lata" i "Młot Thora"). Timo Parvela napisał powieści dla młodzieży nieco ambitniejszej, ciekawej świata i kultury, sięgającej nie tylko po to, co najłatwiejsze, znane wszystkim i przewidywalne.
Pokrewieństwo gatunkowe z bohatersko-mitologicznymi opowieściami z nurtu literatury popularnej nie wyklucza przynależności "Strażników Sampo" do literatury pięknej. O takim statusie serii decyduje język narracji – czytelny, współczesny, ale z elementami archaicznymi (choćby tytuły rozdziałów i fragmenty będące cytatami z dziewiętnastowiecznej "Kalevali"), oraz konstrukcja fabularna i źródła powieści. Przygody bohaterów Tima Parveli pasowałyby do pozycji omawianych na uniwersyteckich zajęciach z podstaw antropologii kultury. Nie chodzi tu nawet o wykorzystanie motywów poematu epickiego (tu: fińskiego eposu narodowego), ale o grzebanie w jego korzeniach, podjętą przez nastoletnich bohaterów próbę jego rytualnego przeżycia, wskrzeszenia we współczesnym świecie i dopisania nowych wersów. Bohaterem książek Parveli jest bowiem (obok ożywających istot mitycznych i współczesnych inkarnacji legendarnych bohaterów) sama leciwa "Kalevala", niczym dawna bałkańska pieśń w "Aktach sprawy H." Ismaila Kadarego.
W Polsce odbiór powieści młodzieżowych opartych na motywach "Kalevali" powinien być znakomity. Wspomniana twórczość Ricka Riordana przetarła szlaki prowadzące do młodych czytelników zainteresowanych książkami o współczesnych bohaterach mitologicznych, a że w naszym kraju fiński epos nie jest powszechnie znany (inaczej niż mitologia grecka, a nawet nordycka – z obu czerpie R. Riordan), lektura "Strażników Sampo" przyniesie polskiemu czytelnikowi więcej niespodzianek niż jego rówieśnikom z Finlandii (i graniczącej z nią rosyjskiej Karelii oraz Estonii). Odkrywanie i zrozumienie pochodzenia bohaterów, ich mocy i znaczenia dla akcji nie przyjdzie nam tak łatwo, nie będzie słów kluczy jak "Posejdon", "Meduza", "heros" czy "Thor". Właśnie nieznajomość "Kalevali" może sprawić, że lektura "Strażników Sampo" okaże się naprawdę fascynująca.
Ze stron "Miecza" (tom 1 serii "Strażnicy Sampo") i "Tiery" (tom 2) sączą się magia, melodie i słowa budujące świat, powstrzymujące przedwieczne potwory, obłaskawiające strażników zaświatów i olbrzymy zrośnięte z ziemią. Wszystkie wydarzenia wywołuje, próbuje uporządkować i doprowadzić do szczęśliwego końca grupa nastoletnich przyjaciół. Na początku jest ich troje: rodzeństwo Ilmari i (nieco starsza) Anni oraz Ahti, przy czym śledzimy przede wszystkim poczynania chłopców. Od znajomego starca dostają oni tradycyjny fiński instrument strunowy – kantele, które użyte podczas szkolnego koncertu wywołują nie lada zamieszanie. Okazuje się, że chłopcy nie wiedzą za wiele ani o instrumencie, ani o bezimiennym znajomym staruszku, ani o własnych rodzinach i legendach swojego kraju. Ba, nie znają nawet własnych mocy, a gdy te się ujawniają, nie mogą w nie uwierzyć. Pierwsze zdolności, jakie poznajemy, to gra i śpiew wpływające na ludzi, ziemię i powietrze, ale w toku opowieści przeczytacie o kolejnych nadprzyrodzonych umiejętnościach Ilmariego, Ahtiego, Anni i innych bohaterów.

Melodia przyśpieszyła. Łomoczący w tle rytm wyłonił się na powierzchnię, pochłaniając powoli wszystkie inne dźwięki. Pogoda zaczęła się zmieniać prawie niezauważalnie. Wydawało się, jakby unoszący się na niebie strzęp chmury nagle się powiększył i stawał się coraz ciemniejszy. Nagle Ilmari usłyszał pieśń. Właściwie trudno to było nazwać pieśnią, raczej gardłowymi pomrukami, z których jednak wyłaniały się słowa:
W błysku jezior drżała ziemia,
Góry miedziane się trzęsły,
Wyniosłe wzgórza pękały,
Skały dzieliły się na pół,
Kamień się kruszył na brzegach.

Gdy Ilmari otworzył w końcu oczy, zobaczył, że jego przyjaciel się zmienił. Wyglądał, jakby nagle postarzał się o dziesiątki, nawet setki lat. W kącikach oczu pojawiły się cienie, a na czole wiekowe bruzdy. Najbardziej przeraziły go jednak oczy, puste i ciemne, patrzące wprost przed siebie.
Ilmari zaczynał powoli rozumieć, co się dzieje. Zgromadzeni przed sceną znieruchomiali ludzie słuchali gry Ahtiego. Uczniowie siedzieli cicho jak myszy, nie mając odwagi lub nie mogąc się ruszyć. Nauczyciele zaciskali dłonie na brzegach ławek, aż zbielały im kostki dłoni, jakby przygniatało ich tajemnicze, ogromne ciśnienie. A dyrektor... dyrektor pogrążał się wraz z fotelem w otchłani!
("Miecz")

Już po pierwszych stronach "Miecza" orientujemy się, że Ilmari i Ahti żyją inaczej niż ich rówieśnicy. Ojcowie chłopców zniknęli jakiś czas temu podczas wspólnego wyjazdu na ryby. Takie wycieczki organizowali sobie dość często, bo też byli najbliższymi przyjaciółmi, podobnie jak ich synowie. Nikt nie wie, co się stało z ojcami Ilmariego (i Anni) oraz Ahtiego, czemu nie wrócili, czy żyją. Dorastające dzieci wychowują się właściwie same, zwłaszcza Ahti, który, w przeciwieństwie do zaprzyjaźnionego rodzeństwa, żyje bez matki, zupełnie sam, wśród niewypranych ciuchów i stert brudnych naczyń. Tę samotność ukrywa przed całym dorosłym światem, a drzemiących w nim uczuć, zwłaszcza wielkiej samotności, nie dostrzega nawet Ilmari.

Wieczorem, gdy rodzeństwo już wyszło, Ahti otworzył ostrożnie drzwi do sypialni rodziców. Było to jedyne czyste pomieszczenie w całym domu, bo chłopiec nie zaglądał do niego zbyt często. Właściwie wcale tam nie wchodził, ponieważ pokój wydawał mu się pusty jak żaden inny. Łóżko było porządnie zasłane, gdyż od dawna nikt w nim nie spał. Fotografie wiszące na ścianie budziły w nim strach, ponieważ ludzie na nich nie byli prawdziwi. Kobieta, trzymająca na kolanach śmiejącego się, zadowolonego chłopca. Przystojny, barczysty ojciec pokazujący wielką rybę, a obok jego syn. To wszystko były duchy.
Ahti zwinął się w kłębek u podnóża łóżka rodziców, ostrożnie jak pies, który wie, że leży tam, gdzie mu nie wolno. Oddychał szybko, ogarniały go niespokojne myśli. Jak nigdy przedtem chciał usłyszeć równy oddech śpiących rodziców – najbezpieczniejszy dźwięk na świecie.
("Miecz")

Bardziej widoczna dla świata jest inna tajemnica Ahtiego – jego sympatia do Saany, koleżanki ze szkoły. Nawiązanie kontaktu z dziewczyną, to, że Ahti zostaje zaproszony na przyjęcie w willi rodziców Saany, będzie przełomowym momentem akcji pierwszego tomu. Dopiero wtedy formuje się prawdziwa drużyna Sampo, wyjaśnia się (choć tylko częściowo), kto jest kim oraz podjęta zostaje wielka misja, której przebieg Timo Parvela opisał w tomie drugim ("Tiera"). Celem nastolatków i ich nieco starszych towarzyszy staje się, a jakże, ocalenie świata przed zachłannością mitologicznych władczyń podziemi. Rozpoczyna się wyścig: kto pierwszy odnajdzie dwa odłamki Sampo, ostatnie pozostające w ukryciu skrawki gwarantujące ziemskiej przyrodzie równowagę i urodzajność, ten będzie decydował o losach ludzkości. W niepowołanych rękach znajdują się już liczne fragmenty potężnego Sampo, a tytułowi Strażnicy starają się nie dopuścić do jego ponownego scalenia i wykorzystania przez istoty, które chcą zburzyć dotychczasowy świat i wprowadzić nowy porządek, polegający na niepodzielnej władzy... no właśnie, czyjej? Jak miałyby wyglądać te nowe rządy? To zdradzi nam dopiero tom trzeci "Strażników Sampo": "Louhi", ale już po lekturze pierwszej i drugiej części serii nasza wyobraźnia snuje mroczne wizje.
W drugim tomie kompania, uszczuplona o jednego z głównych bohaterów, ale wzmocniona przez Saanę, Jokera – rzezimieszka-wojownika, jaki potrzebny jest w każdej opowieści fantastycznej, i jego siostrę Aino, zyskuje też nowych, dorosłych sprzymierzeńców. Należy do nich Tiera, osobnik jakby funkcjonujący równocześnie w różnych czasach i wymiarach.

Bestia przeszła ponad nimi. Ilmari, przygotowawszy się na to, że poczuje na szyi ścisk potężnych szczęk, padł na ziemię, ale stwór przeskoczył go, co chłopiec pojął nawet z zaciśniętymi powiekami. Otworzył oczy i zobaczył, że Saana lezy obok niego, wpatrując się ze strachem we wznoszącą się przy niej włochatą nogę wielkości słupa na przystani. Niedźwiedziowaty gigant uniósł oszczep. Chłopiec ujrzał połyskujący w świetle słońca szpic. Olbrzym wbił oręż między Ilmariego a Saanę. Sądząc po odgłosie, broń zagłębiła się w coś miękkiego. Nieznajomy podniósł oszczep i wyrzucił w górę nadziane na ostrze stworzenie podobne do wilka, które bezgłośnie, w zwolnionym tempie przeleciało w powietrzu, a potem uderzyło w głaz i spadło obok, nieruchomiejąc. Olbrzym przeszedł nad nimi, wznosząc broń do nowego ciosu.
("Tiera")

Pomoc nadchodzi z różnych stron, z zewnątrz i od wewnątrz, czasem w najmniej spodziewanych i najbardziej dramatycznych momentach. Bohaterowie podróżują po lapońskim pustkowiu w czasie, gdy cały świat zbliża się ku apokalipsie – dochodzi do zmian klimatu, brakuje paliwa, żywności, wody. Człowiek człowiekowi staje się wilkiem, a grupa poszukiwaczy trafia do miejsca, w którym czas zdaje się nie istnieć – niby skansenu z czasów "Kalevali", a jednak rzeczywistej siedziby ludzi pochodzących z różnych rejonów Ziemi. Obok zwięzłych, ale bardzo sugestywnych obrazów o odcieniu apokaliptycznym obserwujemy walki, nawiązywanie sojuszy, narodziny nowych nadprzyrodzonych umiejętności, bierzemy udział w akcji, która powoduje szybsze bicie serca. Podobnie działają na czytelnika subtelne wątki miłosne oraz gwałtowne uczucia żywione przez dzieci do rodziców i odwrotnie – przeczytamy choćby o matczynej miłości silniejszej od wszelkich zasad. Relacje rodzinne ukazane są tu jako właściwa podstawa świata. W magiczno-legendarnej otoczce "Strażników Sampo" kryje się więc moc prawdziwych wartości.

Anni, nie odjeżdżaj! – krzyczał ktoś w zdenerwowaniu. Dla dziewczynki był to jedyny głos na świecie, który mógł jeszcze spowodować, że się zawaha. Należał do Ilmariego, którego się tu zupełnie nie spodziewała.
Chłopiec stał przy drzewach rosnących na brzegu rzeki. Anni mogłaby spokojnie wskoczyć na koniu do wody i jej brat nic by na to nie poradził. Jednak nie potrafiła wykrztusić z siebie komendy.
Ilmari podszedł bliżej, potykając się. Na jego twarzy malowały się strach i zmartwienie.
Co ty takiego zamierzasz zrobić?
Odjeżdżam.
Dokąd?
Szukać Antera Vipunena. Ratować Ahtiego.
Powiedziawszy to, Anni zrozumiała jednocześnie, jak się teraz wszystko potoczy. Wiedziała, co Ilmari jej zaproponuje:
Jadę z tobą.
Nie pojedziesz.
Oczywiście, że pojadę. Sama nie dasz sobie rady.
Mam kantele.
Jadę z tobą.
Ilmari stanął przed koniem, żeby zagrodzić jej dalsza drogę. Wątły młodszy brat nie był, rzecz jasna, przeszkodą dla rumaka, ale jego zdecydowanie wywarło na Anni wrażenie.
("Tiera")

Autor zachował równowagę między wartką akcją a dobrym pisarstwem z wiarygodnymi opisami postaci i całego świata przedstawionego, a tłumaczka (Bożena Kojro) zagwarantowała wysoką jakość tekstu polskiego. Obie powieści czyta się bardzo szybko, właściwie zostały przez nas wchłonięte, w pełni przyswojone, żyją teraz w nas, czytelnikach "Strażników Sampo" niecierpliwie wyczekujących finałowego tomu serii. Rozważamy rozmaite scenariusze rozwoju opowieści, trzymamy kciuki za Ahtiego, Ilmariego, Anni, Aino, Jokera i Saanę, po prostu czekamy i prosimy o ciąg dalszy!
Bożena Itoya

Timo Parvela, Strażnicy Sampo. Część pierwsza: Miecz, z języka fińskiego przełożyła Bożena Kojro, Wydawnictwo Kojro, Rusiec 2011.
Timo Parvela, Strażnicy Sampo. Część druga: Tiera, z języka fińskiego przełożyła Bożena Kojro, Wydawnictwo Kojro, Rusiec 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz