Jakiś
czas temu zgłębiałam definicję pojęcia (a może już terminu?)
"literatura popularna" i pomyślałam, że w przypadku
książek dla nastolatków wzorcowym reprezentantem tego nurtu jest
seria książek Ricka Riordana o Percym Jacksonie – nie dość, że
popularna w znaczeniu przystępności lektury "dla mas", to
popularna, bo bestsellerowa, ekranizowana, rozpoznawalna. Inaczej
wygląda przynależność gatunkowa cyklu "Strażnicy Sampo",
pozornie bliźniaczego względem książek Ricka Riordana (zwłaszcza
serii "Magnus Chase", dotąd ukazały się: "Miecz
lata" i "Młot Thora"). Timo Parvela napisał powieści
dla młodzieży nieco ambitniejszej, ciekawej świata i kultury,
sięgającej nie tylko po to, co najłatwiejsze, znane wszystkim i
przewidywalne.
Pokrewieństwo
gatunkowe z bohatersko-mitologicznymi opowieściami z nurtu
literatury popularnej nie wyklucza przynależności "Strażników
Sampo" do literatury pięknej. O takim statusie serii decyduje
język narracji – czytelny, współczesny, ale z elementami
archaicznymi (choćby tytuły rozdziałów i fragmenty będące
cytatami z dziewiętnastowiecznej "Kalevali"), oraz
konstrukcja fabularna i źródła powieści. Przygody bohaterów Tima
Parveli pasowałyby do pozycji omawianych na uniwersyteckich
zajęciach z podstaw antropologii kultury. Nie chodzi tu nawet o
wykorzystanie motywów poematu epickiego (tu: fińskiego eposu
narodowego), ale o grzebanie w jego korzeniach, podjętą przez
nastoletnich bohaterów próbę jego rytualnego przeżycia,
wskrzeszenia we współczesnym świecie i dopisania nowych wersów.
Bohaterem książek Parveli jest bowiem (obok ożywających istot
mitycznych i współczesnych inkarnacji legendarnych bohaterów) sama
leciwa "Kalevala", niczym dawna bałkańska pieśń w
"Aktach sprawy H." Ismaila Kadarego.
W
Polsce odbiór powieści młodzieżowych opartych na motywach
"Kalevali" powinien być znakomity. Wspomniana twórczość
Ricka Riordana przetarła szlaki prowadzące do młodych czytelników
zainteresowanych książkami o współczesnych bohaterach
mitologicznych, a że w naszym kraju fiński epos nie jest
powszechnie znany (inaczej niż mitologia grecka, a nawet nordycka –
z obu czerpie R. Riordan), lektura "Strażników Sampo"
przyniesie polskiemu czytelnikowi więcej niespodzianek niż jego
rówieśnikom z Finlandii (i graniczącej z nią rosyjskiej Karelii
oraz Estonii). Odkrywanie i zrozumienie pochodzenia bohaterów, ich
mocy i znaczenia dla akcji nie przyjdzie nam tak łatwo, nie będzie
słów kluczy jak "Posejdon", "Meduza", "heros"
czy "Thor". Właśnie nieznajomość "Kalevali"
może sprawić, że lektura "Strażników Sampo" okaże się
naprawdę fascynująca.
Ze
stron "Miecza" (tom 1 serii "Strażnicy Sampo") i
"Tiery" (tom 2) sączą się magia, melodie i słowa
budujące świat, powstrzymujące przedwieczne potwory,
obłaskawiające strażników zaświatów i olbrzymy zrośnięte z
ziemią. Wszystkie wydarzenia wywołuje, próbuje uporządkować i
doprowadzić do szczęśliwego końca grupa nastoletnich przyjaciół.
Na początku jest ich troje: rodzeństwo Ilmari i (nieco starsza)
Anni oraz Ahti, przy czym śledzimy przede wszystkim poczynania
chłopców. Od znajomego starca dostają oni tradycyjny fiński
instrument strunowy – kantele, które użyte podczas szkolnego
koncertu wywołują nie lada zamieszanie. Okazuje się, że chłopcy
nie wiedzą za wiele ani o instrumencie, ani o bezimiennym znajomym
staruszku, ani o własnych rodzinach i legendach swojego kraju. Ba,
nie znają nawet własnych mocy, a gdy te się ujawniają, nie mogą
w nie uwierzyć. Pierwsze zdolności, jakie poznajemy, to gra i śpiew
wpływające na ludzi, ziemię i powietrze, ale w toku opowieści
przeczytacie o kolejnych nadprzyrodzonych umiejętnościach
Ilmariego, Ahtiego, Anni i innych bohaterów.
Melodia
przyśpieszyła. Łomoczący w tle rytm wyłonił się na
powierzchnię, pochłaniając powoli wszystkie inne dźwięki. Pogoda
zaczęła się zmieniać prawie niezauważalnie. Wydawało się,
jakby unoszący się na niebie strzęp chmury nagle się powiększył
i stawał się coraz ciemniejszy. Nagle Ilmari usłyszał pieśń.
Właściwie trudno to było nazwać pieśnią, raczej gardłowymi
pomrukami, z których jednak wyłaniały się słowa:
W
błysku jezior drżała ziemia,
Góry
miedziane się trzęsły,
Wyniosłe
wzgórza pękały,
Skały
dzieliły się na pół,
Kamień
się kruszył na brzegach.
Gdy
Ilmari otworzył w końcu oczy, zobaczył, że jego przyjaciel się
zmienił. Wyglądał, jakby nagle postarzał się o dziesiątki,
nawet setki lat. W kącikach oczu pojawiły się cienie, a na czole
wiekowe bruzdy. Najbardziej przeraziły go jednak oczy, puste i
ciemne, patrzące wprost przed siebie.
Ilmari
zaczynał powoli rozumieć, co się dzieje. Zgromadzeni przed sceną
znieruchomiali ludzie słuchali gry Ahtiego. Uczniowie siedzieli
cicho jak myszy, nie mając odwagi lub nie mogąc się ruszyć.
Nauczyciele zaciskali dłonie na brzegach ławek, aż zbielały im
kostki dłoni, jakby przygniatało ich tajemnicze, ogromne ciśnienie.
A dyrektor... dyrektor pogrążał się wraz z fotelem w otchłani!
("Miecz")
Już
po pierwszych stronach "Miecza" orientujemy się, że
Ilmari i Ahti żyją inaczej niż ich rówieśnicy. Ojcowie chłopców
zniknęli jakiś czas temu podczas wspólnego wyjazdu na ryby. Takie
wycieczki organizowali sobie dość często, bo też byli
najbliższymi przyjaciółmi, podobnie jak ich synowie. Nikt nie wie,
co się stało z ojcami Ilmariego (i Anni) oraz Ahtiego, czemu nie
wrócili, czy żyją. Dorastające dzieci wychowują się właściwie
same, zwłaszcza Ahti, który, w przeciwieństwie do zaprzyjaźnionego
rodzeństwa, żyje bez matki, zupełnie sam, wśród niewypranych
ciuchów i stert brudnych naczyń. Tę samotność ukrywa przed całym
dorosłym światem, a drzemiących w nim uczuć, zwłaszcza wielkiej
samotności, nie dostrzega nawet Ilmari.
Wieczorem,
gdy rodzeństwo już wyszło, Ahti otworzył ostrożnie drzwi do
sypialni rodziców. Było to jedyne czyste pomieszczenie w całym
domu, bo chłopiec nie zaglądał do niego zbyt często. Właściwie
wcale tam nie wchodził, ponieważ pokój wydawał mu się pusty jak
żaden inny. Łóżko było porządnie zasłane, gdyż od dawna nikt
w nim nie spał. Fotografie wiszące na ścianie budziły w nim
strach, ponieważ ludzie na nich nie byli prawdziwi. Kobieta,
trzymająca na kolanach śmiejącego się, zadowolonego chłopca.
Przystojny, barczysty ojciec pokazujący wielką rybę, a obok jego
syn. To wszystko były duchy.
Ahti
zwinął się w kłębek u podnóża łóżka rodziców, ostrożnie
jak pies, który wie, że leży tam, gdzie mu nie wolno. Oddychał
szybko, ogarniały go niespokojne myśli. Jak nigdy przedtem chciał
usłyszeć równy oddech śpiących rodziców – najbezpieczniejszy
dźwięk na świecie.
("Miecz")
Bardziej
widoczna dla świata jest inna tajemnica Ahtiego – jego sympatia do
Saany, koleżanki ze szkoły. Nawiązanie kontaktu z dziewczyną, to,
że Ahti zostaje zaproszony na przyjęcie w willi rodziców Saany,
będzie przełomowym momentem akcji pierwszego tomu. Dopiero wtedy
formuje się prawdziwa drużyna Sampo, wyjaśnia się (choć tylko
częściowo), kto jest kim oraz podjęta zostaje wielka misja, której
przebieg Timo Parvela opisał w tomie drugim ("Tiera").
Celem nastolatków i ich nieco starszych towarzyszy staje się, a
jakże, ocalenie świata przed zachłannością mitologicznych
władczyń podziemi. Rozpoczyna się wyścig: kto pierwszy odnajdzie
dwa odłamki Sampo, ostatnie pozostające w ukryciu skrawki
gwarantujące ziemskiej przyrodzie równowagę i urodzajność, ten
będzie decydował o losach ludzkości. W niepowołanych rękach
znajdują się już liczne fragmenty potężnego Sampo, a tytułowi
Strażnicy starają się nie dopuścić do jego ponownego scalenia i
wykorzystania przez istoty, które chcą zburzyć dotychczasowy świat
i wprowadzić nowy porządek, polegający na niepodzielnej władzy...
no właśnie, czyjej? Jak miałyby wyglądać te nowe rządy? To
zdradzi nam dopiero tom trzeci "Strażników Sampo":
"Louhi", ale już po lekturze pierwszej i drugiej części
serii nasza wyobraźnia snuje mroczne wizje.
W
drugim tomie kompania, uszczuplona o jednego z głównych bohaterów,
ale wzmocniona przez Saanę, Jokera – rzezimieszka-wojownika, jaki
potrzebny jest w każdej opowieści fantastycznej, i jego siostrę
Aino, zyskuje też nowych, dorosłych sprzymierzeńców. Należy do
nich Tiera, osobnik jakby funkcjonujący równocześnie w różnych
czasach i wymiarach.
Bestia
przeszła ponad nimi. Ilmari, przygotowawszy się na to, że poczuje
na szyi ścisk potężnych szczęk, padł na ziemię, ale stwór
przeskoczył go, co chłopiec pojął nawet z zaciśniętymi
powiekami. Otworzył oczy i zobaczył, że Saana lezy obok niego,
wpatrując się ze strachem we wznoszącą się przy niej włochatą
nogę wielkości słupa na przystani. Niedźwiedziowaty gigant uniósł
oszczep. Chłopiec ujrzał połyskujący w świetle słońca szpic.
Olbrzym wbił oręż między Ilmariego a Saanę. Sądząc po
odgłosie, broń zagłębiła się w coś miękkiego. Nieznajomy
podniósł oszczep i wyrzucił w górę nadziane na ostrze stworzenie
podobne do wilka, które bezgłośnie, w zwolnionym tempie
przeleciało w powietrzu, a potem uderzyło w głaz i spadło obok,
nieruchomiejąc. Olbrzym przeszedł nad nimi, wznosząc broń do
nowego ciosu.
("Tiera")
Pomoc
nadchodzi z różnych stron, z zewnątrz i od wewnątrz, czasem w
najmniej spodziewanych i najbardziej dramatycznych momentach.
Bohaterowie podróżują po lapońskim pustkowiu w czasie, gdy cały
świat zbliża się ku apokalipsie – dochodzi do zmian klimatu,
brakuje paliwa, żywności, wody. Człowiek człowiekowi staje się
wilkiem, a grupa poszukiwaczy trafia do miejsca, w którym czas zdaje
się nie istnieć – niby skansenu z czasów "Kalevali", a
jednak rzeczywistej siedziby ludzi pochodzących z różnych rejonów
Ziemi. Obok zwięzłych, ale bardzo sugestywnych obrazów o odcieniu
apokaliptycznym obserwujemy walki, nawiązywanie sojuszy, narodziny
nowych nadprzyrodzonych umiejętności, bierzemy udział w akcji,
która powoduje szybsze bicie serca. Podobnie działają na
czytelnika subtelne wątki miłosne oraz gwałtowne uczucia żywione
przez dzieci do rodziców i odwrotnie – przeczytamy choćby o
matczynej miłości silniejszej od wszelkich zasad. Relacje rodzinne
ukazane są tu jako właściwa podstawa świata. W
magiczno-legendarnej otoczce "Strażników Sampo" kryje się
więc moc prawdziwych wartości.
– Anni,
nie odjeżdżaj! – krzyczał ktoś w zdenerwowaniu. Dla dziewczynki
był to jedyny głos na świecie, który mógł jeszcze spowodować,
że się zawaha. Należał do Ilmariego, którego się tu zupełnie
nie spodziewała.
Chłopiec
stał przy drzewach rosnących na brzegu rzeki. Anni mogłaby
spokojnie wskoczyć na koniu do wody i jej brat nic by na to nie
poradził. Jednak nie potrafiła wykrztusić z siebie komendy.
Ilmari
podszedł bliżej, potykając się. Na jego twarzy malowały się
strach i zmartwienie.
– Co
ty takiego zamierzasz zrobić?
–
Odjeżdżam.
– Dokąd?
– Szukać
Antera Vipunena. Ratować Ahtiego.
Powiedziawszy
to, Anni zrozumiała jednocześnie, jak się teraz wszystko potoczy.
Wiedziała, co Ilmari jej zaproponuje:
– Jadę
z tobą.
– Nie
pojedziesz.
–
Oczywiście, że pojadę. Sama nie
dasz sobie rady.
– Mam
kantele.
– Jadę
z tobą.
Ilmari
stanął przed koniem, żeby zagrodzić jej dalsza drogę. Wątły
młodszy brat nie był, rzecz jasna, przeszkodą dla rumaka, ale jego
zdecydowanie wywarło na Anni wrażenie.
("Tiera")
Autor
zachował równowagę między wartką akcją a dobrym pisarstwem z
wiarygodnymi opisami postaci i całego świata przedstawionego, a
tłumaczka (Bożena Kojro) zagwarantowała wysoką jakość tekstu
polskiego. Obie powieści czyta się bardzo szybko, właściwie
zostały przez nas wchłonięte, w pełni przyswojone, żyją teraz w
nas, czytelnikach "Strażników Sampo" niecierpliwie
wyczekujących finałowego tomu serii. Rozważamy rozmaite
scenariusze rozwoju opowieści, trzymamy kciuki za Ahtiego,
Ilmariego, Anni, Aino, Jokera i Saanę, po prostu czekamy i prosimy o
ciąg dalszy!
Bożena
Itoya
Timo
Parvela, Strażnicy Sampo. Część pierwsza: Miecz, z języka
fińskiego przełożyła Bożena Kojro, Wydawnictwo Kojro, Rusiec
2011.
Timo
Parvela, Strażnicy Sampo. Część druga: Tiera, z języka fińskiego
przełożyła Bożena Kojro, Wydawnictwo Kojro, Rusiec 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz