Książka
Barbary Kosmowskiej "Kolorowy szalik" zawiera dwa
opowiadania traktujące o akceptacji i asymilacji w środowisku
rówieśniczym. Akcja tytułowej historii rozgrywa się w niewielkiej
miejscowości, w której nie ma ludzi zamożnych, dzieci pomagają w
pracach rolniczych i nie wyjeżdżają na wakacje. Czasem czują się
i spędzają czas niczym polskie dzieci z Bullerbyn, choć ta
szwedzka kraina dzieciństwa była światem sielankowym, zwartym,
niemal rytualnie niezmiennym, a w Dąbrówce Barbary Kosmowskiej
pojawia się Nowy.
Wydarzenia
opisane w "Dziwnych spodniach", drugim opowiadaniu z tomu,
koncentrują się z kolei na życiu wielkomiejskiej młodszej
młodzieży. Tu mamy do czynienia z innymi wartościami i kryteriami
oceny rówieśników. W Dąbrówce ważne było, czy Nowy zagra z
klasą w piłkę i wybierze się na grzyby, a w bezimiennym wielkim
mieście inny Nowy dołączający do klasy (chyba czwartej) musi
sprostać oczekiwaniom kolegów względem jego ubioru i wysokości
kieszonkowego. Jeśli macie wrażenie, że wasze dzieci nie zdają
sobie sprawy z istnienia w naszym kraju tak różnych światów, to
koniecznie podsuńcie im opowieści o Tomku (vel Pieszczochu z
"Kolorowego szalika") i Michale (vel Dziwnych Spodniach).
Utwory Barbary Kosmowskiej pozwalają zrozumieć, że niezależnie od
różnic socjalnych mechanizmy rządzące grupą dzieci czy
nastolatków zawsze są podobne. Nowy zawsze wprowadza zamęt,
przeważnie mimowolnie, i za każdym razem natrafia na pewien opór.
Jeśli zaś doświadcza zbiorowej, wręcz zorganizowanej niechęci,
ktoś musi się ocknąć pierwszy i raczej nie będzie to prowodyr
grupy, reżyser akcji prześladowania (często nazywanej niepozornie
"dokuczaniem"). Przebudzenie czynnych i biernych
uczestników "trudnej sytuacji" (tak to bywa nazywane na
szkolnych zebraniach z rodzicami) nigdy nie jest przyjemne, bo kto
lubi przyznawać się do winy, przepraszać i ponosić konsekwencje?
Książkę
Barbary Kosmowskiej powinni też przeczytać rodzice, którzy często
interweniują w szkole w sprawie gorszych ocen swoich dzieci, ale
niekoniecznie w równym stopniu zainteresowani są postępowaniem
pociech względem innych uczniów. Naprawdę warto podsuwać młodszym
nastolatkom takie literackie scenariusze zachowań i rozmawiać z
nimi o tym, jak zachowują się bohaterowie i antybohaterowie. Co
ciekawe, tymi drugimi bywają rodzice – wystarczy wczytać się w
tekst obu opowiadań, by odkryć "dorosłe" źródło
plotek, stereotypowego myślenia, a nawet uprzedzeń. Czy na pewno
nasze dzieci są wystarczająco dojrzałe na szczere, pełne
szczegółów rozmowy o biedzie lub chorobie kogoś z najbliższego
otoczenia? Czasem wygłaszamy pouczające przemowy, by kształtować
w młodym człowieku empatię ("Bądź dla niego miły / daruj
mu, bo zostawiła go mama / nie ma taty / oni są biedni / jest
chory..."), ale nasze wychowawcze próby miewają inny efekt:
bywa, że (wbrew własnej woli) tworzymy podwaliny pod szkolne kpiny,
przezwiska czy opinie wykrzykiwane w złości.
Po
lekcji zatrzymałam Agę.
– Głupio
wyszło. – Starałam się omijać jej badawczy wzrok.
– Mnie
to mówisz?
– Chcę,
żebyś wiedziała, że jest mi przykro – bąknęłam.
–
Przykro??? A gdyby to ciebie ktoś
posądził o kradzież... – Aga na mnie nawet nie spojrzała. –
Też byłoby ci tylko przykro?
– Mnie...
ktoś by posądził?! – przeraziłam się. – Dlaczego mnie?
– A
dlaczego Michała? – odpowiedziała pytaniem i zarzuciła torbę na
ramię.
Jak
mogła! Przecież pieniądze zginęły w naszej klasie po raz
pierwszy. I wszyscy już dawno wiedzą, że Michał nie poszedł do
kina, bo nie miał na głupi bilet... Ponoć rodzice go zaniedbywali
i z tego powodu zamieszkał w mieście, u swojej cioci. Ten wilczur
też jest psem jego cioci, więc co do Michała – to jest to bida z
nędzą, jak nam tydzień temu powiedział Bartek. Z kolei on
dowiedział się o wszystkim od swojej mamy, która też uczy w
naszej szkole i wie o niej więcej niż wszyscy uczniowie oraz
nauczyciele razem wzięci.
W
rozmowach z dziećmi, które przeczytały tę książkę, warto
podkreślić, że nie każdy Nowy okazuje się kimś wyjątkowym i
rzadko bywa tak odporny na zaczepki i przykrości, jak książkowi
bohaterowie. W "Kolorowym szaliku" poznajemy bardzo
wartościowych młodych ludzi, ponadprzeciętnie wrażliwych i
"twardych" równocześnie, dobrych, pomocnych i otwartych.
Nie w każdym obiekcie drwin znajdujemy podobne cechy, ale nikt nie
zasługuje na takie zmasowane klasowe ataki, nawet jeśli reagując
na nie sam częściowo prowokuje atakujących – w książce Barbary
Kosmowskiej nie dochodzi do takich sytuacji, ale znam je ze szkoły
syna i publikacji psychologicznych.
Tomek,
bohater "Kolorowego szalika", przeżywa mocno tylko
pozytywne zachowania rówieśników, te negatywne (krytyczne) zdaje
się ignorować. Wewnętrzna siła chłopca kontrastuje z jego
fizyczną słabością wynikającą z ciężkiej choroby. A może
chłopca nie przepełnia moc, tylko rezygnacja? Na to wskazywałyby
jego niektóre zachowania i wypowiedzi dotyczące przyjaźni. Każdy
czytelnik może inaczej ocenić bohatera tej ciepłej, energetycznej
historii, porównywanego do Colina z "Tajemniczego ogrodu"
F.H. Burnett.
– Kupiłam
tę książkę dla ciebie – powiedziałam zawstydzona. – Jest o
przyjaźni. Zresztą sam zobaczysz.
– Dzięki
– ucieszył się, a potem spoważniał. – Przyjaźń. Fajna
sprawa. Nawet jak tylko w książce.
– Dlaczego
w książce? Może zdarzyć się naprawdę! – zaprotestowałam
gwałtownie. Zbyt gwałtownie, bo Tomek zatrzymał wzrok na mojej
twarzy i pewnie zauważył, że się głupio rumienię.
– Czasami
musi wystarczyć tylko taka.
Nie
patrzył na mnie, oglądał okładkę. Werandę przesłoniła
popołudniowa chmura.
Mojemu
synowi opowiadanie "Kolorowy szalik" bardzo się spodobało,
a ze mnie wydobyło całe pokłady wzruszeń, bo przypomniało o
nastoletnich przeżyciach, takich, które kształtują dojrzewającego
człowieka, zmieniają go na zawsze.
Po
świętach znowu spotkaliśmy się w szkole. Pani Eliza pochwaliła
nas, że bardzo wydorośleliśmy. Od razu poczuliśmy się starsi i
poważniejsi. Nawet gdyby komuś z nas wpadła do głowy jakaś
głupota, po takich słowach nikt by się nie zdradził.
Młodzi
nie ze wszystkim potrafią sobie poradzić, byłoby znakomicie, gdyby
podobne trudne, ba, najtrudniejsze tematy omawiano w szkole, ale
"Kolorowy szalik" nie został dotychczas wpisany na
ministerialną listę lektur. Można więc polecić tylko prywatne,
domowe (najlepiej rodzinne) "przerabianie" tego utworu.
Narratorkami
obu opowiadań są dziewczęta, rówieśniczki Nowych: Marysia
zaprzyjaźnia się z Tomkiem w kolorowym szaliku, a Emilia długo
pozostaje uprzedzona do Michała w dziwnych spodniach i wini go za
utratę najlepszej przyjaciółki. Pierwsza dziewczynka potrafi
postawić się ogółowi, wyjść przed szereg i zmierzyć z
indywidualizmem chłopca od niedawna mieszkającego w sąsiedztwie,
przez rówieśników traktowanego niemal jak przybysz z kosmosu.
Autorka pięknie i z wielkim wyczuciem opisała wewnętrzny świat
Marysi.
Anka
to chyba trochę podkochiwała się w panu od wuefu. Nawet zamówiła
sobie na Allegro nowy strój i markowe adidasy. Przez kilka lekcji
chodziła jak modelka. Przymykała oczy i wprawiała w ruch biodra.
Nam się to bardzo podobało, ale nasz pan, zamiast się zachwycić,
powiedział przy całej klasie, żeby Anka popracowała nad normalnym
chodem, bo się ostatnio porusza jak gęsi pani Wziątkowej.
Ja
nie robiłam żadnej z tych rzeczy! No, może tylko jak ktoś mówił
o Tomku, to zawsze czułam takie dziwne gorąco, od którego
pojawiają się rumieńce. A raz spociły mi się dłonie, gdy go
zobaczyłam koło płotu orlika. Dwa razy zabiło mi serce na widok
kolorowego szalika w autobusie do miasta. Jednak to nie był szalik
Tomka. No i trochę się czerwienię, kiedy dłużej o nim myślę.
Druga
bohaterka drażni czytelnika swoją zarozumiałością, zaślepieniem,
wręcz ograniczeniem. Emilia jest tylko trybikiem w machinie szkolnej
dyskryminacji, nie wyróżnia się odwagą ani oryginalnością,
stanowi element masy (mimo talentu wokalnego, który, według mnie,
schodzi na dalszy plan).
Kiedy
wyszła, odetchnęłam z ulgą. Ale moja niechęć do Agnieszki
wzrosła jeszcze bardziej. Jeżeli przedtem była maleńkim
pagórkiem, który nie przesłania świata, to teraz wydawała się
gorą nie do zdobycia. Bo znowu to samo! Mama staje w obronie Agi,
zapominając, ze jej własne dziecko cierpi! Jak zostanę mamą, nie
pozwolę, aby moja córka myślała, że jej przyjaciółki są
ważniejsze – obiecałam sobie.
I
od razu poczułam się lepiej. Nawet doszłam do wniosku, że
wyjątkowo nadaję się na nowoczesnego rodzica, który potrafi
wspierać i bezwzględnie kochać najbliższych. Gdyby mama zechciała
myśleć podobnie, nie musiałabym tak szybko planować rodziny.
Dręczyć się i martwić na zapas losem moich przyszłych dzieci. Aż
mnie wzruszyła ta szlachetna dobroć i troska o przyszłe pokolenia.
Cóż... trzeba cierpliwie poczekać, zanim udowodnię mamie, że
jednak można być przyjaciółką własnego dziecka...
Wielką
zaletą książki są właśnie te odmienne punkty widzenia
bohaterek, różnice w skalach (makro i mikro) ich problemów, inne
środowiska (mała miejscowość i wielkie miasto), a przede
wszystkim przeciwne bieguny emocji, jakie wywołują swoimi relacjami
(wzruszenie i podziw a oburzenie i obrzydzenie).
Pisarstwo
Barbary Kosmowskiej jest tak dobre, że trudno przyporządkować je
jakimś określeniom, wszystkie wydają się za małe, zbyt płytkie.
Czytając "Kolorowy szalik" po prostu przenieśliśmy się
do świata bohaterów, chcieliśmy im podpowiadać, czasem na nich
nakrzyczeć. Takie reakcje wywołują w nas tylko najzdolniejsi
władcy słów, miłościwie nam panujący nad gładkością
polszczyzny i głębią rodzimej literatury dla młodzieży.
Ilustracji
Emilii Dziubak jest w tej publikacji niewiele: po jednej na początku
opowiadań, są wyklejki i okładka, która po przeczytaniu książki
zapada w pamięć głębiej niż niejeden picturebook. Niemal
pozbawione liści drzewo, chłopiec w kolorowym szalu siedzący na
konarze, smugi światła przeświecające przez gałęzie – i
starczy, "to lubię", jak głosi logo serii wydawnictwa
Literatura, w której ukazała się ta niezapomniana, poruszająca
książka.
Bożena
Itoya
Barbara
Kosmowska, Kolorowy szalik, okładka i ilustracje: Emilia Dziubak,
wydanie III, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz