Trudno napisać true o "Tru", bo dla każdego czytelnika może być to nieco inna prawda. Książka Barbary Kosmowskiej z ilustracjami Emilii Dziubak jest smacznym literackim kąskiem, ale ma kilka poziomów. Można dostrzec i docenić wszystkie, można też niektóre przegapić lub pominąć.
Nie
wiem, czy wspominałem, że jesteśmy rodziną zajęcy. To wprawdzie
szczegół, bo niby czym zając się różni od konia albo od
księgowej z banku. I koń, i księgowa czuliby się fatalnie, gdyby
opuścił ich ktoś bliski albo gdyby nie wpuszczono ich na bal z
powodu nieodpowiedniego stroju. Zające w takich sytuacjach też
cierpią i jest im przykro, więc o jakichś wielkich różnicach nie
może być mowy.
Na
początku książka oszołomiła mnie licznymi wtrętami dotyczącymi
sytuacji społecznej środowisk w jakimś stopniu dyskryminowanych
lub pokrzywdzonych: samotnych matek pracujących na dwa etaty,
zahukanych kur domowych, osób (tu: zajęcy) mieszkających w tych
gorszych dzielnicach miast, klas szkolnych, w których wyraźny jest
podział na dzieci biedniejsze i bogatsze (choć nauczyciele traktują
wszystkich równo) oraz wszelkich przybyszów, przesiedleńców,
nazywanych nawet wprost emigrantami. Świat przedstawiony roi się od
protestów, manifestacji, transparentów, już na drugiej stronie
pada termin feministka. Nie byłam pewna, czy ma być to
bajka, czy może manifest? Jednak mój syn w ogóle się nad tym nie
zastanawiał, od razu dał się wciągnąć w opowiastkę o
zaangażowanym (uczuciowo, rodzinnie i społecznie) młodym zającu
wynalazcy. Uczmy się więc od dzieci, dajmy ponieść przygodzie,
zamiast poświęcać uwagę szczegółom.
Tru
opowiada swoją historię zaznaczając, że robi to, ponieważ ma
szansę zostać stypendystą pewnego konkursu. Opisuje drogę
samorodnego wynalazcy, konstruującego to i owo dla swojej rodziny,
kolegów i mieszkańców Wysokiego Lasu. Bohater jest dzieckiem
decydującym o świecie, ma wpływ i na własne imię, które zmienia
z Truś na Tru, i na poprawę warunków życia wszystkich zajęcy.
Uczniom ofiarowuje automat do kanapek i modną, choć bardzo prostą,
zabawkę, mamie pomaga dźwigać codzienne ciężary i zrelaksować
się, zapewnia zlecenia lokalnemu rzemieślnikowi oraz wprowadza
udogodnienia w nowej pracy byłego kloszarda. Kształtuje trendy, dba
o środowisko i bliźnich, pomagając nawet odległej społeczności
zajęcy uchodźców, ściganych i prześladowanych przez tamtejsze
władze. Tru ma talent, dobre serce i poczucie obowiązku. Jest to
więc opowieść o misji, którą może podjąć każdy z nas,
zaczynając od opieki nad młodszym rodzeństwem i rodzicami, a na
akcjach społecznych kończąc.
– Mamo,
to twój nowy strój na paradę – powiedziałem,
stawiając przed nią sizalowy stojak. mama akurat zmywała naczynia,
przekonana, ze nigdy się od nich nie uwolni.
Mógłbym
w tym miejscu napisać, co się z nią działo, gdy spojrzała na
sprzęt reklamowy mojego pomysłu i gdy pośpiesznie wkładała go,
zawiązując po bokach lekkie troczki. Mógłbym też powtórzyć, co
mówiła, ale powtarzanie to specjalność mamy, więc daruję sobie
te wszystkie ochy i achy. Na dowód, że wykonany przedmiot jest
bardzo, ale to bardzo wygodny, jak zapewnia mama, wystarczy wspomnieć
o jej nowym zwyczaju. Teraz gdy wybiera się do sklepu, nawet po
drobne zakupy, wkłada na siebie stelaż z aktualnie głoszonym
hasłem.
– Bo
wiesz, Tru, nigdy nie wiadomo, kogo spotkam po drodze. Czasami dobrze
jest przy okazji wyrażać swoje poglądy, powtarzam ci, bardzo
dobrze!
Zajęcza
Warga, mama Tru, wtrąca swoje życiowe mądrości we właściwą
narrację (pierwszoosobową) niczym matka Forresta Gumpa. W książce
Barbary Kosmowskiej związek dorastającego młodzieńca z matką
jest silny, ale zdrowy, pobłażliwość syna dla dziwactw Zajęczej
Wargi, jego troska i wsparcie są wręcz wzruszające. Oto samotna
matka potrafiła wychować wrażliwego, męskiego, odważnego,
przystosowanego społecznie chłopca, wcale nie poszukując nowego
partnera. W innych książkach dla dzieci niemal zawsze rozwiedzionej
lub z innego względu samotnej matce towarzyszy jakiś przyjaciel lub
ojczym, jednak choćby w szkołach nasze dzieci spotykają rodziny
niepełne, niespełniające bajkowego modelu. Dobrze, że w
literaturze pojawiają się i te bardziej realistyczne scenariusze.
Ilustracje
Emilii Dziubak zachwycą jej wielbicieli, a może też przyczynią
się do powiększenia (i tak już licznego) fanklubu artystki. W
"Tru" znajdziemy subtelne malunki, grę cieni i świateł,
szarobury las, delikatne, jesienno-zimowe niebo o zmierzchu i świcie.
Są też ilustracje jaśniejsze, pełne zieleni lub lśniących
baniek mydlanych. Moją uwagę przykuł obraz prześladowanego
uciekiniera w miejskim zaułku oraz dwa magiczne, a równocześnie
zwyczajne, portrety Tru: w komórce konstruktora oraz przy biurku, na
tle okna. Ilustracje w tej książce dobrze pasują do charakteru
literackiej opowieści, pozbawione są przesadnej słodyczy, a same
zające przypominają bardziej te z niemieckich pocztówek mojej
prababci niż współczesne pluszowe i kreskówkowe zwierzątka.
Przeczytajcie
"Tru", jeśli jesteście ciekawi nowości w polskiej
literaturze dla dzieci, chcecie poobcować z oryginalną twórczością
literacką i plastyczną. Takiej książki dotąd jeszcze na naszym
rynku nie było.
Bożena
Itoya
Barbara
Kosmowska, Tru, ilustracje Emilia Dziubak, Media Rodzina, Poznań
2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz