cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

środa, 14 grudnia 2016

Poczet psujów polskich


Jeśli wydaje się wam czasem, że w literaturze dla dzieci wszystko już było i ciągle się powtarza, to najnowsza książka Pawła Beręsewicza przywróci nadzieję w pomysłowość i nowatorstwo współczesnych polskich pisarzy (i ich bohaterów również). Konstrukcja i sam koncept tej publikacji są oryginalne, choć równocześnie niezwykle proste. Formalnie "Poczet psujów polskich" stanowi zbiór opowiadań, z których każde, niczym baśń, kończy się tym samym zdaniem, tu dodatkowo łączącym dany tekst z następnym. Klamra ta spina nawet ostatnie opowiadanie z pierwszym, tworząc pętlę opowieści, a tym samym sugerując, że poczet psujów nigdy się nie kończy. Pod względem pisarskiej materii największym zaskoczeniem jest ostatnia historyjka, napisana w czasie rzadko używanym jako główny, ba, jedyny czas narracji. Szczegółów nie zdradzę, ale żart językowy udał się przedni.
Pierwszym psujem jest pewien dziewięcioletni Maciek. Przypadki młodego pechowca zostały opisane i zilustrowane (przez Nikolę Kucharską) w sposób tak komiczny, że kilkakrotnie przerywaliśmy lekturę ze względu na zagrożenie śmiechowej zapaści.

W lśniącej tafli wyświetlacza było coś tajemniczego i kuszącego. Ponieważ tata wyraźnie zaznaczył, że mam trzymać paluszki z daleka od jego zabawek, przyparłem komórkę szklaną cukiernicą, żeby się nie odsunęła, kiedy ją będę włączać patyczkiem do szaszłyków. Wycelowałam w guziczek drewnianym ostrym czubkiem i nacisnąłem...
Przez chwilę myślałem, że nie poczuła. Leżała na wznak, jakby dźgnięcie w guzik nie zrobiło na niej wrażenia. Nagle drgnęła! Sapnęła, zamrugała ekranem, przeciągnęła się i już nie spała. Czubkiem nosa delikatnie przesunąłem obrazek kłódeczki i wyświetlacz ożył kolorami tęczy.

W kolejnych opowiadaniach poznajemy innych umiarkowanych i całkiem zaawansowanych łobuziaków udowadniających, że klan psujów jest wszechwładny. Zdolności niszczycielskie bohaterów obejmują bowiem różnorakie sprzęty, czasem takie, które dotąd wydawały się nam niemożliwe do zepsucia, a przynajmniej nie w ten sposób. Wrodzone talenty psujów pozwalają im na przykład sprawić, że obiekt zainteresowania zniknie, wyparuje (czyżby?). Może to my, czytelnicy odnajdziemy niektóre z fantów, jak sugeruje nawet sam autor. A lepkie łapki sięgają między innymi po telefon komórkowy (w wersji smart), telewizor, aparat fotograficzny ("lustrzankę"), żyrandol (a raczej żarówkę), żelazko i stetoskop.

Pierwszy padł jeden z podpodhetmanów. Złapał się za serce i bardzo widowiskowo osunął się na ziemię.
Medyka! – wycharczał. – Dostałem!
Romek rzucił się w stronę rannego i przykląkł na jedno kolano.
Odwagi, żołnierzu! – zawołał. – Wyciągniemy cię z tego!
Wetknął słuchawki w uszy, a końcówkę ze szpulką przyłożył do ugodzonej piersi. Przez chwilę słuchał z zamkniętymi oczami, aż mina mu sposępniała, a głowa zwisła bezsilnie.
To serce zamilkło na wieki! – powiedział ponuro. – Spełniłeś swoją powinność, żołnierzu.
Nie bije? – zaniepokoił się tamten.
Niestety nie – westchnął medyk. – Oto pierwsza ofiara tej wojny.
Tragiczna i piękna śmierć podpodhetmana nie uszła uwagi walczących po obu stronach i niejedno serce napełniła zazdrością. Do tego stopnia, że jeden z podhetmanów padł jak podcięte drzewo, mimo że błotna kulka minęła jego głowę co najmniej o szerokość dłoni.

Przedziwne pomysły na wykorzystanie znanych nam przedmiotów codziennego użytku to nie wszystko. Paweł Beręsewicz, jak każdy porządny autor pocztu, sięga w głąb historii – psujów i techniki. Dla opowieści ważne jest nie tylko jak dochodziło do zniszczeń, choć to stanowi podstawę humorystycznej i literackiej konstrukcji książki. Istotne jest również, kiedy i co dokładnie było psute, właśnie dlatego, że opowiadania relacjonują też rozwój techniki.
Przed wizytą w muzeum (lub bezpośrednio po niej) warto więc sięgnąć po zupełnie nienaukowy, ale całkowicie chronologiczny i prawdopodobny zarys dziejów urządzeń XIX-XXI w. Odkrywanie małych obrazkowych podtytułów informujących, o jakim wynalazku swoich czasów będzie kolejny rozdział, sprawiało mojemu synowi dużą frajdę. Po rozszyfrowaniu ikonki zabawa dopiero się rozkręca, bo miniatury literackie Pawła Beręsewicza wciągają nas w wir przygód i niszczycielskich olśnień, na które sami byśmy nie wpadli.
W krótkich utworach autor mieści tyle osób, sytuacji i miejsc, ile potrzebnych jest, by opowiadanie było wiarygodne i kompletne, nie przeładowane, nie nazbyt szczegółowe, ale zarazem nie przesadnie skrótowe. "Poczet psujów polskich" czyta się znakomicie, książka mogłaby służyć jako wzorzec humorystycznej, ale najwyższego gatunku małej formy prozatorskiej dla dzieci.
Książka przyciąga uwagę również ilustracjami. Całostronicowe obrazki i małe, następujące po sobie jak w komiksie ujęcia brojenia doskonale oddają charakter tekstu. Poszczególne starcia psujów w walce o panowanie nad sobą i przedmiotami narysowane zostały z wielkim znawstwem tematu. Nikola Kucharska ubarwiła nam lekturę stylowo, niczym artyści kolorujący czarno-białe slajdy i filmy, przy czym efekty pracy ilustratorki są zdecydowanie lepsze niż wynik eksperymentów z czarno-białym telewizorem podejmowanych przez jednego z psujów. Kolory, stroje i miny zostały dobrane umiejętnie i wesoło, a cała warstwa plastyczna (z okładką na czele) sprawia wrażenie dopracowanej, totalnej koncepcji skomponowanej z zamierzeniami autora tekstu.
Bożena Itoya

Paweł Beręsewicz, Poczet psujów polskich, ilustracje Nikola Kucharska, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz