Książka
Marcina Pałasza "Elf wszechmogący" uraduje wielbicieli
humorystycznych powieści przygodowych, zagadek detektywistycznych
i... psów. Jest to wesoła, lekka opowieść snuta na przemian przez
psa (Elf, rasy mieszanej) i jednego z jego właścicieli (Duży,
czyli autor we własnej osobie!). Książka stanowi trzecią część
cyklu o młodym absolwencie schroniska i jego ludziach, a w nowej
edycji, o którą zadbało Wydawnictwo Literatura, ilustracje
przygotowała Katarzyna Kołodziej, łącząc rysunki z fotografiami
prawdziwego Elfa.
Akcja
"Elfa wszechmogącego" krąży między kilkoma nadmorskimi
miejscowościami, w których Duży, Młody i ich psi przyjaciel
spędzają wakacje. Gdziekolwiek się zatrzymują, trafiają na
włamania, kradzieże i policjantów. Od pierwszego do ostatniego
spacerku Elf służy nosem i pomocą, odkrywając poszlaki
niewidoczne dla ludzi.
Policjant
też podszedł.
– Co
tam znalazł? – spytał z zaciekawieniem. – Ach, kiepy!
– Dzięki
Bogu! – odetchnąłem, kątem oka widząc pracownika miejskich
służb porządkowych, zbliżającego się chodnikiem z workiem,
zmiotką i innymi akcesoriami. – Co innego mógłby zeżreć. A
tak, zaraz będzie sprzątnięte...
Mundurowy
chwilę przyglądał się niedopałkom i w zamyśleniu tarł dłonią
podbródek (...).
–
Chwileczkę – policjant
powstrzymał sprzątającego. – Niech pan tego nie rusza.
Po
czym ruszył w stronę radiowozu, a gdy wrócił, starannie zebrał
niedopałki dłonią w rękawiczce i umieścił je w specjalnym
woreczku.
Książka
obfituje w prześmieszne sceny znakomicie oddające psie zwyczaje i
zapatrzenie człowieka-psiarza w ukochane zwierzę. Elf bawi się,
myśli i gwarantuje wierność jak wiele innych Azorów czy Burków,
ale jest też wyjątkowo mądry i można wręcz przypuszczać, że
posiada zdolności terapeutyczne: spaja rodzinę, oswaja obcych
ludzi, pociesza tych, którzy dotąd poddawali się beznadziejnemu
smutkowi. Nadzwyczajna jest również troska i zrozumienie, jakimi
ukochanego psa darzy Duży.
Chwilę
przyswajałem tę nową wiedzę. To by się zgadzało! Wiele razy
bywało tak, że ja prosiłem o spacer, chociaż nawet nie bardzo
chciało mi się siusiu lub kupę, ale tak po prostu – żeby sobie
pochodzić po trawnikach. I wtedy Duży, gdy tylko widział, że
kręcę się przy drzwiach, wstawał od biurka i posłusznie szedł
ze mną, choć niekiedy wyraźnie czułem, że nie ma na to chęci i
wolałby skończyć to, co robi. Albo w nocy – ja spałem wygodnie
rozłożony na połowie łóżka, a Duży leżał wciśnięty w
oparcie naszej kanapy. Hmmm... wychodzi na to, że ten mój duży
chyba naprawdę mnie kocha!
Autor
wplata w wątki przygodowe wiele praktycznych informacji o opiece nad
psem. Dowiadujemy się co nieco o suchych karmach dla czworonogów, o
zachowaniach (i poczuciu czasu) psa, którego pozostawiamy "na
chwilkę" przywiązanego do barierki czy innego przedmiotu, o
problemach ze wspólnym wyjazdem wakacyjnym oraz częstotliwości i
długości spacerów, jakich potrzebuje pupil. Na pewno więc warto
polecić ten literacki "poradnik" dziecku, które marzy o
psie.
Wrażliwość
czytelnika i jego empatia na pewno zostaną przez lekturę porządnie
wzmocnione, nawet jeśli dla dziecka nieposiadającego własnego psa
najważniejszy będzie wymiar przygodowy książki.
Z
kolei Duży bardzo mnie oburzył! Na brzegu morza leżała kapitalna,
cudowna, aromatyczna zdechła mewa! Oczywiście chciałem się do
niej dobrać, ale gdy tylko to spostrzegł, od razu popędził do
mnie, zabrał mi mewę i wrzucił ją daleko do wody. Aż jęknąłem
z radości, bo jeszcze nigdy nie bawił się ze mną jedzeniem!
Popędziłem za nią, a Duży za mną. Później jednak zmienił
zdanie, widocznie uznał, że szkoda takiej fajnej mewy dla mnie.
Złapał ją przede mną, a na brzegu schował do szeleszczącej
reklamówki. Pewnie wziął ją sobie na potem i będzie ją gryzł w
nocy, gdy ja będę spał. A figę! Obiecałem sobie, że tej nocy
spał nie będę... Ale oczywiście spałem jak kamień.
Awantury,
jakie stają się udziałem Elfa, Dużego i Młodego czasem wywołują
ataki śmiechu, kiedy indziej przyspieszone bicie serca, niekiedy też
wzruszają. Takie książki pochłaniają nawet najmłodsi uczniowie,
w tym ci niechętnie czytający – syn opowiadał mi o "Elfach"
czytanych na przerwach i lekcjach (pod ławką!) przez kolegów
wcześniej z żadną książką niewidywanych.
"Elf
wszechmogący" napisany został prostym, ale ładnym i poprawnym
językiem. Brak rozbudowanych opisów krajobrazu nie przeszkadza
wyobraźni – szczegóły plażowania są tak realne, że czytając
niemal słyszy się szum fal, czuje zapach wody morskiej, smak lodów
i dotyk piasku pod stopami. Autor umiejętnie łowi nas w sieć
utkaną z realistycznych i wiarygodnych elementów – prawdziwych
miejsc, typowych sytuacji i reakcji, postaci istniejących w
rzeczywistości – tak, że sami nie wiemy, gdzie zaczyna się
literacka fikcja. Dziecko wierząc, że wszystko, o czym czyta,
naprawdę przytrafiło się autorowi, bardziej angażuje się w
akcję, a zwłaszcza mocniej przeżywa jej dramatyczne zwroty. Trzeba
bowiem przyznać, że niektóre wydarzenia dorównują scenariuszom
najlepszych filmów sensacyjnych.
Wtedy
znienacka poczułem, że dotykam kogoś żywego, oddychającego tuż
obok. Ten ktoś w dodatku złapał mnie w ciemnościach i objął
mocno, dłonią zatykając mi usta. W absolutnej panice szarpnąłem
się, ale w tym samym momencie w ucho wionął mi szept...
Trudno
ocenić, jak dużo prawdy jest w tej opowieści, ale na pewno wiele,
bo podczas nadmorskich wakacji Duży nawet pisze swoją pierwszą
książkę o ukochanym psie. Znamy oczywiście
jej tytuł, to "Sposób na Elfa",
zdobywczyni
Ogólnopolskiej Nagrody
Literackiej
im. Kornela Makuszyńskiego,
książka,
która
lada
chwila powróci na półki księgarń w nowej oprawie oraz
zadebiutuje na liście lektur dla klas I-III szkoły podstawowej. Już
wkrótce dowiemy się, jak Elf trafił do swoich Ludzi i skąd wzięła
się ta niezwykła więź łącząca go z Dużym.
Bożena
Itoya
Marcin
Pałasz, Elf wszechmogący, okładka i ilustracje Katarzyna
Kołodziej, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz