Najnowsza
odsłona przygód Gabrysi Bzik i Nilsona Makówki jest naszą
ulubioną, choć może wydawać się niepozorna. Tym razem bowiem
Rafał Witek przeniósł swoich bohaterów "tylko" do
innych, całkiem niedalekich czasów (1974 rok), ale miejsce akcji
pozostaje to samo i jest nim rodzinne miasto dzieci. Okazuje się
jednak, że wcale nie znają go tak dobrze, jak im się zdawało, bo
cofając się zaledwie o około 40 lat trafiają do świata bardziej
surrealistycznego niż w "Autografie za milion dolarów"
(3. tom "Bzika & Makówki"), bardziej książkowego i
tajemniczego niż w "Ucieczce z tajemniczego ogrodu" (tom
2. serii), rządzonego przez piratów gorszych niż w "Zgniłobrodym
i Lunecie Przeznaczenia" (tom 1.). Tak wyglądała polska
rzeczywistość w "głębokich latach siedemdziesiątych",
a najlepszym sposobem na jej przybliżenie współczesnym (około)
dziesięciolatkom jest właśnie książka "Maliny zza żelaznej
kurtyny" Rafała Witka. Wiadomo nie od dziś, że najtrudniej
pisać o niedawnej historii, zwłaszcza jeśli adresatem są dzieci.
W tym przypadku autor odniósł pełen sukces, ponieważ czwarty tom
"Bzika & Makówki" ma znakomitą konstrukcję
fabularną, jest prześmieszny i odpowiednio dawkuje wiedzę
historyczną, niczego nie przeinaczając, nie bagatelizując ani nie
koloryzując.
Ta
książka nie jest przejawem sentymentu pokolenia czterdziestolatków
do czasów ich dzieciństwa, podobnie to nie tęsknota za PRL-em
powoduje, że i mnie "Maliny zza żelaznej kurtyny" tak
przypadły do gustu. Opowieść Rafała Witka jest dla młodego
czytelnika po prostu bardzo zabawna i wciągająca, i to jej pierwszy
plus. Drugim atutem jest sposób mówienia o realiach polskiego
komunizmu oraz definiowania jego podstawowych pojęć. Nie
doświadczymy tu wykładu, pouczającego tonu ani łzawych historyjek
o historyjkach z gumy Donald. Bzik & Makówka po prostu na
własnej skórze badają, co i jak, skręcają w boczną uliczkę
miasta i czasu, a my, podróżując wraz z nimi, skręcaliśmy się
ze śmiechu. Mój syn wchłaniał z przyjemnością i pełną uwagą
wiadomości, które słyszane ode mnie jakoś mu umykały i nie
wzbudzały zainteresowania.
– Po
ile te butki idą? – Z zamyślenia wyrwał mnie konspiracyjny głos
jakiegoś mężczyzny.
– Te
butki już idą – zażartowałam i pognałam przed siebie.
Miałam
plan, aby odszukać swoje strzeżone osiedle i ponownie rozpocząć
poszukiwania Nilsona z miejsca, z którego zabrał mnie ten przeklęty
autobus.
Niestety,
natręt nie odpuszczał. Lazł za mną i nadawał.
– Dobrze
płacę. Złotówki, marki, dolary. Biorę wszystko, co masz. Buty,
bluzę, dżinsy. Od ręki!
"Czy
oni wszyscy oszaleli? – pomyślałam w panice. – Chcą mnie tu
rozebrać do rosołu! Mam chodzić goła czy jak?".
– Albo
chociaż czapeczka – nie poddawał się nieznajomy. – Po co ci
ona, przecież nie pada!
Zatrzymałam
się, zdecydowana stawić czoło temu dziwnemu człowiekowi.
Był
to wąsaty mężczyzna z niewielkim brzuszkiem. Włosy miał
zaczesane do tyłu, na nosie okulary w złotych oprawkach. Skórzany
bezrękawnik z mnóstwem kieszonek pozycjonował go gdzieś między
wędkarzem a majsterkowiczem.
To
oczywiście nie jedyne bliskie spotkanie Gabrysi z
niezidentyfikowanymi postaciami i obiektami z czasów młodości jej
dziadków. Dziewczynka między innymi podróżuje topornym autobusem
z dziwnymi obiciami na fotelach i wyjątkowo brudnymi szybami,
próbuje porozumieć się z wredną kioskarką, kierowcą taksówki
(stary Mercedes) jakby wrośniętej w krawężnik, kosztuje pysznych
domowych konfitur z malin, fika na trzepaku i podziwia miasto bez
wielkoformatowych reklam. Bohaterowie poznają długowłosych młodych
ludzi w dzwonach, zauważają jak ważna jest dla nich muzyka,
doświadczają bezinteresownej pomocy ze strony obcych ludzi, mniej
przychylnych, gdy palnie się gafę wskazującą na przyjaźń
względem władzy... No właśnie, Bzik & Makówka stykają się
też z wszechobecną władzą (SB!) i dostrzegają, że w tych
czasach "znajomości" stanowią klucz do jej chwilowego
obezwładnienia.
Po
tych wszystkich doświadczeniach nasz współczesny świat jawi się
Gabrysi jako pełen luksusów, niczym ze snu ludzi "zza żelaznej
kurtyny", a jednak dziewczynka nie jest pewna, czy chce do niego
wracać. To bardzo ciekawy moment książki, skłaniający młodych
czytelników i ich rodziców do refleksji, co naprawdę jest cenne i
jak można scharakteryzować dzisiejszą Polskę. Autorowi należą
się brawa również za zakończenie "Malin zza żelaznej
kurtyny": zaskakujące, nieco mroczne, wywołujące dreszcz
emocji, a nawet strachu. Czy na pewno uwolniliśmy się od
przeszłości?
Czytając
książkę Rafała Witka nie sposób nie zwrócić uwagi na mnogość
ilustracji, pomyślanych tak, by pełniły rolę rysunków
satyrycznych, karykaturalnych komentarzy do tekstu. To najfajniejsze
obrazki Magdy Wosik, jakie dotąd widzieliśmy, każdy oglądaliśmy
(albo czytaliśmy, bo są i dymki, i "rysowane" napisy)
dokładnie, przeważnie chichocząc. Absurdalne poczucie humoru
ilustratorki i jej prosta kreska idealnie pasują do przedziwnych
Gabrysi Bzik i Nilsona Makówki przypadków.
Bożena
Itoya
Rafał
Witek, Bzik & Makówka przedstawiają: Maliny zza żelaznej
kurtyny, rysunki Magda Wosik, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa
2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz