cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 13 lutego 2017

Kocie kłopoty grzecznego psa


Czwarta część przygód malamuta (mylonego czasem z mamutem) o imieniu Winter napisana została, jak zwykle, przez Wojciecha Cesarza i Katarzynę Terechowicz, a zatytułowana "Kocie kłopoty grzecznego psa". Problemy wielce przyjaznego psa-giganta są właściwie całkiem nieduże, za to ogromnie zabawne.
Winter uważa się za przywódcę swojego stada, o, przepraszam, swojej rodziny. W tym tomie samiec alfa zyskuje nowego podopiecznego, czy też podwładnego, którym jest oczywiście tylko w mniemaniu Wintera. Przywieziony z górskich wakacji pręgowany dachowiec zyskuje dumne imię Marian i ciepły, kochający dom. Ta miłość rodziny do kota jest jednym z zabawniejszych aspektów książki, bo też Marian kochany jest przez Hankę i Henryka (dorosłych członków stada) wręcz histerycznie. W każdym starciu charakterów, we wszystkich walkach na fochy bezwzględnie wygrywa kot.

On się na mnie uwziął! Mruczy specjalnie głośno, żeby mnie obudzić – narzekał Henryk. – Jest czwarta rano!
Kotek mruczy, kiedy jest szczęśliwy – ziewnęła Hanka i przewróciła się na drugi bok.
Szczęśliwy? Siedzi tu i warczy jak motocykl! Chcesz powiedzieć, że to ze szczęścia? – Henryk zanurkował pod łóżkiem.

Właścicielami Wintera i Mariana są również dzieci: Julia i Alek, a ich współtowarzyszem niezbyt ruchliwy kundelek Rudy. Drugoplanowy pies jest bardzo charakterystyczny i wydaje się, że musi mieć swój pierwowzór (piesowzór) w rzeczywistości. Tu naszczeka, tam zerknie, przeważnie jednak śpi na kanapie i nie jest zainteresowany "kocimi kłopotami". Zresztą "czasami" i Winter nie stroni od "małej" drzemki. Sen w ogóle jest w tej książce stale powracającym motywem.

Poszedłem na górę. Z sypialni Hanki i Henryka dobiegało miarowe pochrapywanie i... jeszcze jeden znajomy dźwięk. Na kołdrze Henryka leżał rozwalony Marian i mruczał jak stara kosiarka. Ciekawe, kiedy mu zabraknie paliwa albo zatrze mu się silnik. Poczułem leciutkie ukłucie zazdrości, więc rozpędziłem się i wskoczyłem na łóżko Henryka. Wylądowałem tuż obok kota. Nocną ciszę rozdarł głośny wrzask.

Nieco mniej istotny niż w poprzednich tomach jest dla akcji książki Alek, no, może z wyjątkiem rozdziału "Jak nie stracić bazy", w którym syn i ojciec staczają pewną komputerowo-wychowawczą batalię (znakomicie zilustrowaną przez Joannę Rusinek). Za to Julia, jeśli już jest o niej mowa, wyróżnia się, jak na małą księżniczkę przystało. Ledwie prawie zapłacze, a już wszystko dostanie, choćby chodziło o sprowadzenie Wintera i Mariana na lekcję przyrody, na której goszczą już szczury, myszy i karaluchy.
We wszystkich opowiadaniach o grzecznym psie narratorem jest ich główny bohater. Taka psia relacja staje się jeszcze ciekawsza i zabawniejsza, gdy komentowane są poczynania kota. A że Marian jest typowym bezczelno-nezależno-ukochanym mruczkiem, czytelnik nie będzie narzekał na nudę, obojętnie czy reprezentuje psiarzy, kociarzy czy opcję 2 w 1. Nowy przyjaciel Wintera (choć słowo "przyjaciel" nie pada, bo szanujący się pies nawet tak nie pomyśli o kocie) przemyka swoimi ścieżkami, zza krzaków towarzysząc malamutowi w rozmaitych eskapadach, wywołuje więcej zamieszania niż dwa psy razem wzięte, włazi samcowi alfa na głowę (nie tylko w przenośni), ale też bywa przez niego ratowany z mniejszych i większych opresji.

Było mi niewygodnie i podjąłem ostateczną decyzję. Zaraz przywrócę dyscyplinę i nauczę kota, gdzie jego miejsce! Obnażyłem kły i już miałem porządnie kłapnąć mu nad uchem, kiedy nagle zobaczyłem, że Marian jest taki malutki i wtulił się we mnie jakoś tak... Zwinął się w kłębuszek i wyglądał na zagubionego kociaczka. Wszystko rozumiem, ale ja się urodziłem, by polować na niedźwiedzie, ciągnąć sanie, by walczyć! Nie mówiąc już o tym, że muszę pospać, szczególnie w nocy. Podniosłem się z legowiska, a Marian zsunął się ze mnie i miauknął żałośnie. Zobaczyłem, że drży na całym ciele. No dobra, położyłem się, a kot wsunął się pod moją łapę. Tym razem mruczał jak snopowiązałka po awarii silnika.
Postanowiłem, że chwilę tak poleżę, a potem pójdę poszukać sobie innego miejsca, bo w końcu nie jestem jakąś kocią niańką! Gdy uderzył kolejny piorun, tym razem bardzo blisko, z kanapy zeskoczył Rudy i wpakował się na moje posłanie z drugiej strony. Zrobiło się trochę ciasno, ale trudno, jakoś przetrzymam do rana...

Niektóre fragmenty książki pokazujące, co naprawdę oznacza "żyć jak pies z kotem" śmieszą, inne wzruszają, a opisy kociego mruczenia są po prostu genialne. Sprawdźcie, ile waszego pupila jest w Winterze, Rudym i Marianie, a przy okazji – ile was jest w rodzinie opiekującej się grzecznym psem. W końcu cały czas śmiejemy się z samych siebie.
Bożena Itoya

Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz, Kocie kłopoty grzecznego psa, okładka i ilustracje Joanna Rusinek, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz