Czy
Wasze dzieci mają już książkę, na której okładce można wyczuć
deszcz? I którą podpisuje się na kłodzie drewna? Jest taki
wspaniały, starannie i elegancko wydany album... nie, nie
fotograficzny ani muzealny, tylko komiksowy. Wydawcą jest Centrala
("komiksy dla dzieci mądrych rodziców"). A może nie
byliście dotąd przekonani do formuły komiksu, który wydawał się
Wam gorszym, bardziej prymitywnym typem lektury, zwłaszcza jeśli
jesteście rodzicami dziewczynki? Komiksy są przecież raczej dla
chłopców... Poza tym, jeśli dziecko już umie i nawet lubi czytać,
to po co mu komiksy, one są dla tych, którzy dopiero składają
zdania i do czytania trzeba ich zachęcać obrazkami, małą ilością
tekstu, prostotą i popularnym charakterem. Luke Pearson w albumie
"Hilda i Troll" dowodzi, że jest inaczej: kadrowane
historie z dymkami bywają ambitne i przystępne zarazem, są sztuką,
ale mogą wciągnąć każdego młodego czytelnika, niezależnie od
płci oraz stopnia wtajemniczenia w świat sztuk plastycznych i
dotychczasowych doświadczeń z komiksem.
Hildę
poznaliśmy kilka lat temu, gdy ukazało się pierwsze polskie
wydanie tego komiksu, a właściwie jego pierwszej części, bo po
"Hildzie i Trollu" następuje "Hilda i Nocny Olbrzym",
"Hilda i ptasia parada" oraz "Hilda i Czarna Bestia".
Seria ma swoich wiernych fanów i w pokoleniu dzieci, i rodziców. My
też chętnie wróciliśmy do historii, którą mój syn inaczej
odebrał kiedyś, jako siedmiolatek, a inaczej teraz, mając
jedenaście lat (album w 2016 r. doczekał się drugiego wydania). Na
szczęście zdążył zapomnieć, co i jak działo się w tej
opowieści, dzięki czemu mógł ją przeżyć jeszcze raz, "na
świeżo".
Określenie
"świeżość" bardzo dobrze opisuje moje odczucia po
lekturze (pierwszej, drugiej, trzeciej...) "Hildy i Trolla",
bo z książki aż biją wolność, niepokój i tajemnica
towarzyszące dziecięcym przygodom, niemalże czujemy wiatr
rozwiewający trawy na pagórkach w pobliżu domu dziewczynki, prawie
słyszymy szum górskich strumieni. Czyta się fajnie, bo jest to
lektura lekka i głęboka zarazem, wszak sięga aż do źródeł
skandynawskich wierzeń ludowych i tamtejszej literatury dziecięcej.
Jeśli zechcecie poszukać więcej opinii o tym cyklu, nieraz
natkniecie się na porównania z Muminkami Tove Jansson. Mój syn nie
przepada za kultowymi trollami z Doliny Muminków, więc tego
podobieństwa nie zgłębiamy, za to uważamy Hildę za taką Pippi z
baśni, trochę norweskich, trochę celtyckich, mającą też co
nieco z Indianki. Niby więc wkraczamy na znany nam teren, a jednak
tutaj nic nie jest takie, jak należałoby się spodziewać: kamienie
nie są martwe i zimne jak głaz, lisy nie są rude i chytre jak lis
(a w dodatku mają rogi). Fantazja i talent autora doprawiły
zakorzenione w kulturze europejskiej motywy oraz pomalowały je na
(trawiasto)żółto i na (nocno)niebiesko.
Świat
przedstawiony nie zostaje zaprezentowany od A do Z, poznajemy tylko
wycinki, to, co tworzy atmosferę opowieści. Nie znajdziemy tu
odpowiedzi na standardowe pytania zadawane podczas omawiania
szkolnych lektur: ile lat ma bohaterka?, gdzie mieszka (w jakim
kraju, regionie)? jakie ma zwierzątko? Właściwie dla nas nie było
to zbyt ważne, istotą tego komiksu jest bowiem hasanie z Hildą po
jej wzgórzach i lesie, towarzyszenie jej w spotkaniach z dziwnymi,
nadprzyrodzonymi postaciami, związanymi z okolicą przynajmniej tak
samo mocno, jak mała bohaterka. Chatkę, w której dziewczynka
mieszka z mamą, odwiedza drewniany stworek, nie do końca wiadomo
skąd i po co przychodzi. Hilda wczytuje się w książkę o
okrutnych, krwiożerczych trollach, a następnie szuka śladów ich
obecności w terenie (w towarzystwie wspomnianego niebieskiego,
rogatego liska... a może to sarenka? lisko-sarenka?). Jak można się
domyślić po tytule komiksu, coś znajdzie. Bohaterka szybko wzbudza
sympatię czytelnika, bo już od pierwszych stron, jeszcze przed
trollową przygodą, przejawia zamiłowanie do niebezpieczeństw i
cieszy się swobodą podejmowania decyzji na opak, na przekór
oczekiwaniom – idzie deszcz, więc trzeba zanocować na dworze, w
namiocie.
Lekturze
towarzyszy co prawda dreszczyk emocji, ale książka nie jest
straszna, na pewno trochę tajemnicza i marzycielska, a jednocześnie
pogodna i zaskakująca. Taki los łowcy przygód. Scenariusz i
rysunki zachwycają, są "klimatyczne", zapadają w pamięć
i sprawiają, że każdy czytelnik chce przezywać takie strachy, a
po przeczytaniu komiksu patrzy na wszystko wokół inaczej,
wypatrując bytności fantastycznych istot. "Hilda i Troll"
jest jedną z tych książek, które mieszkają w namiocie (czy innym
tajemnym zakątku) w dziecięcym pokoju, są częstym towarzyszem
zabaw i na całe lata pozostają ulubionymi. Najlepiej czytać w
ciemności, z latarką i akompaniamentem deszczu.
Bożena
Itoya
Luke
Pearson, Hilda i Troll, przekład Hubert Brychczyński, Fundacja
Tranzyt / Centrala – mądre komiksy 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz