cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Hilda i Troll


Czy Wasze dzieci mają już książkę, na której okładce można wyczuć deszcz? I którą podpisuje się na kłodzie drewna? Jest taki wspaniały, starannie i elegancko wydany album... nie, nie fotograficzny ani muzealny, tylko komiksowy. Wydawcą jest Centrala ("komiksy dla dzieci mądrych rodziców"). A może nie byliście dotąd przekonani do formuły komiksu, który wydawał się Wam gorszym, bardziej prymitywnym typem lektury, zwłaszcza jeśli jesteście rodzicami dziewczynki? Komiksy są przecież raczej dla chłopców... Poza tym, jeśli dziecko już umie i nawet lubi czytać, to po co mu komiksy, one są dla tych, którzy dopiero składają zdania i do czytania trzeba ich zachęcać obrazkami, małą ilością tekstu, prostotą i popularnym charakterem. Luke Pearson w albumie "Hilda i Troll" dowodzi, że jest inaczej: kadrowane historie z dymkami bywają ambitne i przystępne zarazem, są sztuką, ale mogą wciągnąć każdego młodego czytelnika, niezależnie od płci oraz stopnia wtajemniczenia w świat sztuk plastycznych i dotychczasowych doświadczeń z komiksem.
Hildę poznaliśmy kilka lat temu, gdy ukazało się pierwsze polskie wydanie tego komiksu, a właściwie jego pierwszej części, bo po "Hildzie i Trollu" następuje "Hilda i Nocny Olbrzym", "Hilda i ptasia parada" oraz "Hilda i Czarna Bestia". Seria ma swoich wiernych fanów i w pokoleniu dzieci, i rodziców. My też chętnie wróciliśmy do historii, którą mój syn inaczej odebrał kiedyś, jako siedmiolatek, a inaczej teraz, mając jedenaście lat (album w 2016 r. doczekał się drugiego wydania). Na szczęście zdążył zapomnieć, co i jak działo się w tej opowieści, dzięki czemu mógł ją przeżyć jeszcze raz, "na świeżo".
Określenie "świeżość" bardzo dobrze opisuje moje odczucia po lekturze (pierwszej, drugiej, trzeciej...) "Hildy i Trolla", bo z książki aż biją wolność, niepokój i tajemnica towarzyszące dziecięcym przygodom, niemalże czujemy wiatr rozwiewający trawy na pagórkach w pobliżu domu dziewczynki, prawie słyszymy szum górskich strumieni. Czyta się fajnie, bo jest to lektura lekka i głęboka zarazem, wszak sięga aż do źródeł skandynawskich wierzeń ludowych i tamtejszej literatury dziecięcej. Jeśli zechcecie poszukać więcej opinii o tym cyklu, nieraz natkniecie się na porównania z Muminkami Tove Jansson. Mój syn nie przepada za kultowymi trollami z Doliny Muminków, więc tego podobieństwa nie zgłębiamy, za to uważamy Hildę za taką Pippi z baśni, trochę norweskich, trochę celtyckich, mającą też co nieco z Indianki. Niby więc wkraczamy na znany nam teren, a jednak tutaj nic nie jest takie, jak należałoby się spodziewać: kamienie nie są martwe i zimne jak głaz, lisy nie są rude i chytre jak lis (a w dodatku mają rogi). Fantazja i talent autora doprawiły zakorzenione w kulturze europejskiej motywy oraz pomalowały je na (trawiasto)żółto i na (nocno)niebiesko.
Świat przedstawiony nie zostaje zaprezentowany od A do Z, poznajemy tylko wycinki, to, co tworzy atmosferę opowieści. Nie znajdziemy tu odpowiedzi na standardowe pytania zadawane podczas omawiania szkolnych lektur: ile lat ma bohaterka?, gdzie mieszka (w jakim kraju, regionie)? jakie ma zwierzątko? Właściwie dla nas nie było to zbyt ważne, istotą tego komiksu jest bowiem hasanie z Hildą po jej wzgórzach i lesie, towarzyszenie jej w spotkaniach z dziwnymi, nadprzyrodzonymi postaciami, związanymi z okolicą przynajmniej tak samo mocno, jak mała bohaterka. Chatkę, w której dziewczynka mieszka z mamą, odwiedza drewniany stworek, nie do końca wiadomo skąd i po co przychodzi. Hilda wczytuje się w książkę o okrutnych, krwiożerczych trollach, a następnie szuka śladów ich obecności w terenie (w towarzystwie wspomnianego niebieskiego, rogatego liska... a może to sarenka? lisko-sarenka?). Jak można się domyślić po tytule komiksu, coś znajdzie. Bohaterka szybko wzbudza sympatię czytelnika, bo już od pierwszych stron, jeszcze przed trollową przygodą, przejawia zamiłowanie do niebezpieczeństw i cieszy się swobodą podejmowania decyzji na opak, na przekór oczekiwaniom – idzie deszcz, więc trzeba zanocować na dworze, w namiocie.
Lekturze towarzyszy co prawda dreszczyk emocji, ale książka nie jest straszna, na pewno trochę tajemnicza i marzycielska, a jednocześnie pogodna i zaskakująca. Taki los łowcy przygód. Scenariusz i rysunki zachwycają, są "klimatyczne", zapadają w pamięć i sprawiają, że każdy czytelnik chce przezywać takie strachy, a po przeczytaniu komiksu patrzy na wszystko wokół inaczej, wypatrując bytności fantastycznych istot. "Hilda i Troll" jest jedną z tych książek, które mieszkają w namiocie (czy innym tajemnym zakątku) w dziecięcym pokoju, są częstym towarzyszem zabaw i na całe lata pozostają ulubionymi. Najlepiej czytać w ciemności, z latarką i akompaniamentem deszczu.
Bożena Itoya

Luke Pearson, Hilda i Troll, przekład Hubert Brychczyński, Fundacja Tranzyt / Centrala – mądre komiksy 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz