Lubicie
"Pippi Pończoszankę" i "Karlssona z Dachu"?
Często żałuję, że Astrid Lindgren nie napisała więcej książek,
zwłaszcza takich, których bohaterowie wydają się nierzeczywiści,
z innego świata. Czytając po raz pierwszy o Karlssonie i Pippi
błagałam w duchu, by nie okazało się, że są tylko zmyślonymi
przyjaciółmi (a kapitan Pończocha – zmyślonym tatą). Z kolei
kiedy nieco dorosłam, bardzo denerwowała mnie ewentualność, że
Prot z filmu "K-PAX" może być tylko wytworem choroby
Roberta. Dla mnie zawsze był i pozostanie prawdziwą osobą z innego
świata (dlatego wyparłam z pamięci trylogię literacką G.
Brewera), podobnie jak Nieja, bohaterka książki Antoniny Kasprzak.
Gdyby Astrid Lindgren żyła we współczesnej Polsce, być może
zamiast "Karlssona z Dachu" powstałaby właśnie książka
"Nieja i ja".
Powieść
zaczyna się dość typowo: poznajemy Irenkę, dziewczynkę odstającą
od rówieśników starodawnym imieniem, domem, sytuacją finansową i
rodzinną (pada nawet określenie "eurosierota", w danym
kontekście brzmiące jak wyzwisko), a co za tym wszystkim idzie
wykluczoną z klasowej grupki "fajnych" dziewcząt. Bardzo
szybko jednak dostrzegłam wyjątkowość "Niei i mnie" w
języku oraz sposobie opisu otoczenia Irenki. Autorka posługuje się
prawdziwą współczesna polszczyzną, nie żadnym wydumanym slangiem
młodzieżowym sprzed 20 lat (jak często i ciężko bywa), postaci
konstruują swoje wypowiedzi tak, jak rówieśnicy mojego syna. Bez
znieczulenia podane zostają także realia wielkomiejskiej szkoły.
Dokładnie tak to bywa, małe diabełki, dla których nie ma
usprawiedliwienia, grasują w każdej albo prawie każdej klasie,
przeważnie niewidzialne dla nauczycieli i rodziców. Czytając z
dzieckiem pomyślcie o tym, że może być ono równie dobrze
dokuczającym jak tym, któremu się dokucza.
– Pewnie
się bardzo nudzisz, kiedy jesteś tak długo sama w domu? Może
zaprosisz kiedyś jakąś koleżankę?
Wcale
nie wiedziałam, czy ktoś chciałby do mnie przyjść. Ostatnio z
dziewczynami w szkole było gorzej. Zośka na przerwie zapytała, czy
oglądałam finał "Małych Gigantów". Kiedy powiedziałam,
że nie, parsknęła śmiechem, a Amelka na to, z taką udawaną
troską:
– Wiesz,
że to brzydko śmiać się z biednych ludzi.
Najpierw
nie byłam pewna, czy naprawdę tak o mnie powiedziała. Mówiła w
końcu szeptem. Może mi się tylko wydawało? Może one się śmiały
z czegoś innego?
Ale
nie, śmiały się ze mnie. Potem Amelia dorzuciła jeszcze:
– Biedna,
nawet na telewizor jej nie stać. Mama mówi, ze to eurosierota.
– Co
to znaczy? – spytała Nadia.
– Że
jej tata sobie pojechał, a ona musi mieszkać w tej starej chacie
babuni – zachichotała Amelka.
Śmiały
się wszystkie trzy, Zosia Masłoń też, bo teraz była w ich
grupce.
A
tu mama mówi: Zaproś koleżankę.
– Może
kiedyś – wykręciłam się. Mamie byłoby strasznie przykro, gdyby
wiedziała, że one mi tak dokuczają.
Irenka
nie koncentruje się na problemach szkolnych, bo dużo ciekawych
rzeczy dzieje się wokół jej domu i rodziny. Zabytkowy budynek
staje się obiektem zainteresowania lokalnego antykwariusza –
przynajmniej tak głosi wizytówka imć Panka. Mężczyzna kręci się
w okolicy od dnia, w którym na strychu Irenki pojawia się Nieja.
Była
to... nie wiem. Dziewczynka? Mała wróżka? Krasnoludek? W każdym
razie mała istotka człowiekopodobna. Czarno-biała! Chuda, blada, z
włosami w koczku, z długim nosem. Ubrana w kusą sukieneczkę i
rajstopy w paski – oczywiście czarno-białe. Siedziała z bardzo
znudzoną miną, z nogą na nodze, i powiedziała:
– No,
jestem. – Jakbym na nią czekała.
Malutka
panienka przybywa na harce i przekąski (z musztardą i śliwkami w
occie na czele) zawsze wtedy, gdy Irenka zostaje w domu sama i
zdecyduje się przywołać Nieję stukając w starą maszynę do
pisania. Pamiętacie jeszcze ten niepowtarzalny dźwięk? Magia sama
w sobie! Nie tylko dla tych, którzy z maszyną do pisania wiążą
ciepłe wspomnienia (ja – piszącej po nocach babci). Mój syn
kilka lat temu wkroczywszy do naszej biblioteki za każdym razem
kierował się najpierw właśnie do stojącej w kącie maszyny do
pisania i coś tam sobie wystukiwał. Może gdyby każde dziecko
miało dostęp do takich eksponatów, wszystkim towarzyszyłyby
przyjazne istoty z innego wymiaru?
Mimo
wprowadzenia motywu magicznego, w książce Antoniny Kasprzak stale
pozostajemy w kontakcie z rzeczywistością. Irenka poznaje także
kogoś z własnego świata i Nieja wcale w tym momencie nie znika.
Bardzo spodobał mi się się opis naturalnego nawiązywania relacji
między rówieśnikami (trzecioklasistami), bo mniej więcej takie
tematy i oceny towarzyszą rzeczywistym próbom "zakolegowania
się". Prawdopodobne, wyważone oraz celne wydało mi się
również rozwiązanie problemu wyśmiewania przez szkolne koleżanki.
Autorka dobrze zna psychikę oraz sposób zachowywania się
dziesięciolatków i umiejętnie przeniosła je na karty książki.
Chłopak
przyszedł w sobotę po południu. Był w moim wieku. Rudy i w
okularach.
– Cześć,
jestem Franek. Panek. Możesz do mnie mówić Fran.
Franek
Panek? Ale głupio – pomyślałam.
– Irenka.
– Podałam mu rękę i widziałam, że on też sobie pomyślał, że
mam głupie imię.
Usiedliśmy
wszyscy przy stole. Franek i ja siedzieliśmy sztywni i znudzeni.
Mama i dziwny Szymon rozmawiali głównie o tym, jakie wszystko u nas
w domu jest piękne, co w ogóle nie było prawdą. I o tym, jak to
cudownie, że pan Szymon zajmuje się bratankiem.
Ilustracje
Katarzyny Bukiert bardzo dobrze komponują się z tekstem, właściwie
trudno sobie wyobrazić, że mogłyby być inne. Kojarzą mi się z
pewną harmonijkową książeczką z mojego dzieciństwa, w której
występowała podobna do Irenki ciemnowłosa dziewczynka w czapce (i
paru innych ubraniach, które nieumiejętnie przywdziewała –
Irenka w pewnym momencie robi zresztą to samo). Nieja jest istotą
czarno-białą (stąd w świecie Irenki występuje dużo
kontrastowych barw, czasem zaskakująco zestawionych: róż z
czerwienią, stroje bladoróżowe obok ciemnozielonych), ostrą w
znaczeniu rysów twarzy i wyrazistości, co widać zwłaszcza na tle
nieco zamglonych portretów innych postaci na końcu książki. Pod
względem plastycznym książka wyróżnia się spośród pozycji,
które widuję w księgarniach i bibliotekach, podobnie jak nietypowo
poprowadzona jest sama opowieść. Czy także zakończenie będzie
niestandardowe, jak u Astrid Lindgren? A może autorka sprowadzi
historię do naszego wymiaru i Nieja okaże się wytworem wyobraźni
i samotności, wyimaginowaną terapeutką? Sprawdźcie, może książka
"Nieja i ja" będzie odpowiadała akurat poziomowi magii
waszych dzieci, a nawet jeśli dotąd nie gustowały w podobnych
tematach, powinny być oczarowane akcją, tajemnicą i czarnym
charakterem.
Bożena
Itoya
Antonina
Kasprzak, Nieja i ja, ilustracje Katarzyna Bukiert, Wydawnictwo BIS,
Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz