Szukając
książki dla konkretnego dziecka dobrze jest znać jego możliwości
czytelnicze i typ wrażliwości, dopasować lekturę do czytelnika,
sięgnąć głębiej niż na dobrze wyeksponowaną półkę z hitami
sprzedaży. Serię Marcina Pałasza o Marcelce polecam uczniom
początkowych klas szkoły podstawowej, zwłaszcza dziewczynkom,
które niedawno nauczyły się czytać i lubią książki proste,
krótkie, w jasny sposób odnoszące się do problemów czyhających
na dzieci w tym wieku. Nie są to bajki terapeutyczne, ale z życia
wzięte historyjki, które pokazują jak zachować się w konkretnych
sytuacjach, uczą pewności siebie, empatii, a także
odpowiedzialności za pupila.
"Marcelka
i czterolistna koniczynka" jest niewielkich rozmiarów
książeczką zadrukowaną dużą czcionką, z sympatycznymi dla
małego czytelnika czarno-białymi rysunkami, czy raczej szkicami.
Równie wyraźnie naszkicowane są problemy, z jakimi tym razem
mierzy się bohaterka. Całkiem już duża, bo chodząca do trzeciej
klasy Marcelka doświadcza strachu związanego z chorobą babci.
Dziewczynka rozmawia z koleżanką, rodziną i zaprzyjaźnionymi
bibliotekarkami o swoim niepokoju, a w tle pozostaje niewypowiedziana
diagnoza oraz kwestia oswajania dziecka z myślą, że każdy kiedyś
odejdzie.
Bardzo
spodobał mi się wątek opieki nad starszym zwierzakiem osoby
chorej, zresztą w pewnym stopniu bliski mojej rodzinie. Gdy babcia
Marcelki trafia do szpitala, ktoś musi zająć się jej leciwym (ale
młodym duchem i pyszczkiem – na ilustracjach) kotem Filipkiem, nie
tylko dlatego, że tak po prostu trzeba. Starsza pani rozważa bowiem
rezygnację z leczenia szpitalnego, by tylko ukochany domownik nie
został sam. W tej sytuacji rodzice Marcelki zabierają babcinego
pupila do siebie, choć mają psa Rozrabiaka, znanego czytelnikom z
dwóch poprzednich części cyklu. Oswajanie zwierząt ze sobą
przebiega pomyślnie, co ucieszy młodych czytelników, jednak z
punktu widzenia rodzica najistotniejszy jest sam przekaz, jaki
zamieścił w tej książce autor: gdy ktoś bliski choruje, trzeba
zadbać o jego spokój, nawet jeśli wiąże się to z naszym
dyskomfortem; należy zająć się zwierzęciem chorego, bo pupil ten
jest członkiem rodziny (czasem z większym stażem niż dziecko) i
nie można go opuścić. Zbliżają się wakacje, zazwyczaj to
rodzice z dziećmi zostawiają dziadkom psa czy kota na czas wyjazdu,
a Marcin Pałasz pokazuje, że powinno też bywać odwrotnie.
Warto
proponować dzieciom książki, w których starość jest zaletą i
skarbem, a nie przeszkodą, brzydotą czy obciachem, bo niestety taki
obraz przeważnie oferują nam media, a nawet kultura (w tym
popularna) dla najmłodszych: albo kult młodości, albo samotny
starzec-mędrzec, powiernik, nauczyciel, często przekazujący wielką
wiedzę, taki łącznik z innym światem. Marcin Pałasz napisał o
wielkiej przestrzeni między tymi dwoma skrajnościami, o
zwyczajnych, dlatego "niewidzialnych" dziadkach i trosce o
nich. Nie tylko my powinniśmy oczekiwać od najstarszego pokolenia
pomocy, wsparcia, czasu, to działa w dwie strony, a jeśli dzieci
nie zrozumieją tego odpowiednio wcześnie, prawdopodobnie my sami,
dzisiejsi rodzice, staniemy się takimi samotnymi w rodzinie
dziadkami, których rola polega na gotowaniu, całodziennej
bezpłatnej opiece nad dziećmi i wakacyjnych usługach hotelowych
dla zwierząt.
Ciekawym
elementem świata przedstawionego jest w "Marcelce i
czterolistnej koniczynce" biblioteka. Uwielbiam utwory
celebrujące wizyty w tych cudownych miejscach, zwyczaj wypożyczania
książek oraz rozmów z bibliotekarzami. Miło poczytać o placówce
będącej miejscem pełnym ciepłych, pomocnych ludzi, nie tylko
ośrodkiem kulturalnym czy oświatowym, choć i ta rola jest
bezcenna, zwłaszcza w przypadku bibliotek w małych miejscowościach.
Marcelka
doświadcza ze wszystkich stron życzliwości i wsparcia, to piękny
świat, pozostaje tylko życzyć czytelnikom, by żyli w podobnym. Ja
niestety mam wątpliwości, czy wszystkie rodziny tak żywo reagują
na pierwsze symptomy choroby osób z najstarszego pokolenia, czy
najmłodsi tak przeżywają problemy ze zdrowiem dziadków i angażują
się w opiekę nad ich starymi pupilami, zwierzętami pewnie mającymi
swoje wieloletnie przyzwyczajenia, mniej atrakcyjnymi od
szczeniaczków i kociaków, może "pachnącymi starością".
Kto się nie przejmuje chorobą dziadka czy babci, ten nie potrzebuje
współczucia i nie będzie szukał czterolistnej koniczynki jak
Marcelka, a kto martwi się, chciałby zadbać o starszych członków
rodziny, ten odnajdzie w tej książce wsparcie, nadzieję i dowie
się, jak samemu być taką "czterolistną koniczynką".
Bożena
Itoya
Marcin
Pałasz, Marcelka i czterolistna koniczynka, ilustracje Katarzyna
Sadowska, Wydawnictwo BIS, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz