Baśń "Smok, księżniczka i stary kałamarz" wywołała we mnie przemiłe uczucie powrotu do dzieciństwa. Taka ulotna fala ciepła w sercu zdarza mi się bardzo rzadko, pamiętam kilka przypadków muzycznych, ale jeszcze nigdy podobnych wrażeń nie spowodowała książka, zwłaszcza że wspólne dzieło Marcina Brykczyńskiego (rymowany tekst) i Krystyny Michałowskiej (ilustracje) nie jest wznowieniem, ale zupełną nowością. Książka ta zachowuje jednak atmosferę najpiękniejszych, najbardziej tajemniczych opowieści z mojego dzieciństwa, może dlatego, że autor, jak zdradził mi podczas spotkania na Warszawskich Targach Książki, napisał ją 30 lat temu, a prace ilustratorki towarzyszyły mi od najmłodszych lat.
"Smoka,
księżniczkę i stary kałamarz" postrzegam jak kompozycję, w
której ilustrator wczuwa się w opowieść do tego stopnia, że
obraz i słowo ostatecznie tworzą jedność. To utwór urokliwy,
ujmujący i uniwersalny, bo spodoba się czytelnikom w każdym wieku,
teraz oraz w przyszłości, więc warto zatrzymać ją dla dzieci
swoich dzieci i ich dzieci.
Czasami
tak się dziwnie zdarza,
że
kiedy wszystko wkoło zaśnie,
z
głębin starego kałamarza
wychodzą
cicho piękne baśnie.
Krążą
jak wielkie ćmy tęczowe
nad
snami zwykłych, szarych ludzi
i
sny się stają kolorowe,
i
blask uśpiony w nich się budzi.
Tekst
jest prosty, zrozumiały, bardzo rytmiczny, przyjemny dla ucha, jeśli
czytamy dziecku, stanowi też dobry materiał do pierwszych prób
samodzielnego głośnego czytania. Początkowo mieliśmy wrażenie,
że to jedna z wielu podobnych opowiastek, jednak z każdą zwrotką
byliśmy bardziej oczarowani i "zabaśniowani". Księżniczki
wydały się nam co prawda niezbyt piękne i w ogóle raczej
antypatyczne, ale potem okazało się, że nasze wrażenia były
całkiem słuszne. W ostatnich latach wiele razy słyszałam lub
czytałam o "przełamywaniu stereotypu królewny / księżniczki",
ale nawet jeśli jest to już zjawisko masowe w literaturze dla
dzieci, i tak warto sięgnąć po książkę Marcina Brykczyńskiego
i Krystyny Michałowskiej, bo ten poetycki tandem stworzył najlepszą
opowieść o nietypowych księżniczkach od czasu "Baśni o
stalowym jeżu" Jana Brzechwy. Autor świadomie czerpie ze
skarbca baśniowych motywów, z lekkością, znawstwem i humorem
zestawia składniki historii. Efekt najlepiej poznawać w gronie
rodzinnym, w godzinach wieczornych i w rozmarzonym nastroju.
Na
wzgórzu stoi wielki zamek,
w
nim mieszka król, co ciężko wzdycha,
bo
los mu zesłał córki same,
na
które smok okrutny czyha.
Tłumnie
zbierają się przed tronem
rycerze
z dumnym błyskiem w oku;
każdy
księżniczkę chce za żonę,
lecz
wszyscy drżą na myśl o smoku.
Publikacja
skusiła mnie już barwami i estetyką okładki, tymi mniej dziś
popularnymi odcieniami i zestawieniami zieleni, błękitu i
czerwieni. W środku jest równie zaskakująco, bo obrazy Krystyny
Michałowskiej wyraźnie różnią się od prac młodszych polskich
ilustratorów. Tu nie mamy do czynienia z graficznymi wariacjami czy
humorystycznymi wstawkami plastycznymi, ale ze spójną narracją
artystki, która stopniuje napięcie od czerni, niejako źródła tej
historii (na początku była nicość...), przez rozmaite, jednolite
i spokojne tła, aż do meritum, centralnego punktu tej opowieści –
wielobarwności postaci. To baśniowe stworzenia oraz ludzcy
bohaterowie malowani przez doświadczoną ilustratorkę skupiają na
sobie uwagę czytelnika i "oglądacza" książki, otoczenie
nie jest tak istotne, bo "Smok, księżniczka i stary kałamarz"
może się rozgrywać w wyobraźni czy śnie każdego z nas.
Przeżywając tę baśń sami dobieramy sobie szczegóły tła.
W
wydawnictwie Literatura ukazuje się bardzo dużo książek dla
dzieci i młodzieży o różnych gustach czytelniczych. Wielką
zasługą tego wydawcy jest stała pielęgnacja polskiej poezji dla
najmłodszych – inni publikują wiersze okazjonalnie, z rzadka,
trochę w ramach eksperymentu (zwłaszcza w zestawieniu klasyka
poezji – nowe nurty ilustracji), a Literatura nieprzerwanie,
wytrwale, przy czym przeważnie są to utwory zupełnie nowe. Chwała
łódzkiemu ośrodkowi podtrzymywania życia poezji dziecięcej za
trzymanie ręki na pulsie i podejmowanie tak wspaniałych projektów,
jak "Smok, księżniczka i stary kałamarz"!
Oprawa
plastyczna tej książki wydała mi się niecodzienna nie tylko
dlatego, że odświeża pojęcie polskiej szkoły ilustracji, może
być przyczynkiem do dyskusji o jej cezurach, a także o mistrzach i
uczniach, kontynuatorach i rewolucjonistach, o tym, że nadmiar
nowatorskich rozwiązań graficznych wywołuje tęsknotę za
tradycyjną, "malarską" ilustracją. Najważniejszym
aspektem ilustracji książkowej pozostaje jej odbiór przez
czytelnika, a nie profesjonalnych krytyków, i właśnie na tym
oddziaływaniu na całe czytelnicze rodziny opiera się mistrzostwo i
czarodziejstwo Krystyny Michałowskiej. Bo skoro nawet dorosły
czytelnik zrósł się z baśnią na tyle, że po zamknięciu oczu
widuje tęczowe ćmy i smoki, musi tkwić w tej książce coś
niesamowitego.
Bożena
Itoya
Marcin
Brykczyński, Smok, księżniczka i stary kałamarz, ilustracje
Krystyna Michałowska, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz