cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 15 maja 2017

Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo


Poznajcie książkę, która wspiera działania Polskiej Akcji Humanitarnej w Syrii, mieszkańcom Aleppo pomaga być zrozumianymi, może czyni ich odrobinę mniej opuszczonymi, zapomnianymi przez świat, a nam, czytelnikom, pozwala zrozumieć, co tam się tak naprawdę dzieje (i nie chodzi o charakter konfliktów politycznych, kto jest winny i kto ma rację). "Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo" Grzegorza Gortata możemy postrzegać jako książkę niosącą wiedzę i pomoc, ale jest i inna płaszczyzna odbioru. To powieść pełna poetyckich obrazów literackich i plastycznych (ilustracje Marianny Sztymy), intensywnie oddziaływająca na czytelnika, lektura, o której myśli się zasypiając, śpiąc, budząc się i żyjąc przez cały dzień.
Grzegorz Gortat zapoznaje nas z pięcioosobową rodziną z Aleppo i jej sąsiadami. Narratorką uczynił Jasmin, najstarsze z trojga dzieci bardzo kochających rodziców. Jej braćmi są sześcioletni Nabil i całkiem mały, trzyletni Tarik, który nie pamięta nic poza wojną, bo urodził się w jej trakcie. Jasmin niby matkuje młodszemu rodzeństwu tak, jak czyni to każda starsza siostra, jednak w warunkach "cudownego" dzieciństwa w Aleppo opieka i częściowe zastępowanie dorosłych (zajętych choćby zdobywaniem jedzenia) ma nieco inny wymiar. Trudno jest zorganizować bezpieczne zabawy w zaminowanych gruzach, pod niebem wzbudzającym lęk, kojarzącym się nie z lotem ptaka, ale z nalotami.
Rodzice Jasmin są wspaniali, ciepli, opiekuńczy, rozsądni, ludzcy. Gorąco im kibicujemy jako czytelnicy. Ważne wydało mi się, że tata Jasmin i kilka osób z jej otoczenia są byłymi nauczycielami, naukowcami, ludźmi teraz, podczas wojny, zdegradowanymi i zawodowo, i moralnie. Opis ich losu może otworzyć oczy wielu młodym (a może i starszym?) Polakom, którzy Syrię i okoliczne kraje kojarzą tylko z tabunami obszarpanych, bezimiennych uchodźców i zagrożeniem terrorystycznym dla Europy. Czwartoklasiści w szkole mojego syna nie mają pojęcia, co dzieje się w Syrii, bywa, że na przerwach bawią się w terrorystów (nie szczędząc towarzyszących detonacji okrzyków chwalących Allaha), wyzywają się od "arabów" i "islamów". Na tych uprzedzeniach kończą się skojarzenia z krajami Bliskiego Wschodu. Teoretycznie nie należy się spodziewać, by powieść "Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo" dotarła do takich uczniów, ale, wbrew pozorom, przeważnie są to "dzieci z dobrych rodzin", w których książki są obecne i prawdopodobnie uświadamianie z użyciem literatury jest możliwe.
Powieść liczy 39 krótkich rozdziałów, na jej kartach poza głównymi bohaterami pojawia się kilka postaci, zazwyczaj silnie zarysowanych i wracających po kilkunastu lub kilkudziesięciu stronach. Czytelnikowi szczególnie doskwiera obecność stryja Jasmin, brodatego Husajna. Podejrzana działalność dalekiego krewnego, jego moc, ignorowanie i poniżanie kobiet, namawianie taty Jasmin na coś, co bardzo nie podoba się jej mamie – wszystko to tworzy wokół postaci stryja Husajna nastrój grozy, który odczuwają i dziecięcy bohaterowie, i czytelnicy. Nie trzeba nawet rozumieć, co oznacza ta broda i skąd bierze się władza brodacza, wystarczy ta niepokojąca atmosfera.
Akcją książki jest codzienność, ale taka, jakiej polskie dzieci nie znają. Mamy do czynienia z literacką fikcją, a jednak tyle tu prawdy: niesprawiedliwości, nagle urwanych rozmów, znajomości i istnień. Jasmin jest wyjątkowo dojrzałą ośmiolatką, mieliśmy nawet wrażenie, że pewne obserwacje zostały "włożone" w jej usta czy myśli, a tak naprawdę są wnioskami dorosłych, wzruszającymi szczególnie dla nas, rodziców, którym zależy, by nasze dzieci wychowywały się w pokoju i nie musiały podejmować podobnych rozważań. Cóż, nie zarzucam nic autorowi, wcale nie chciałabym się przekonać, czy zanurzone, wręcz podtopione w wojnie dziecko rzeczywiście jest tak poważne, rozważne, mądre i filozoficznie nastawione do życia.

(...) Nabil zapytał, nie przerywając wznoszenia muru z klocków:
Co to znaczy "oblężone miasto"?
Tak mówimy, kiedy wróg otacza z każdej strony i atakuje jakieś miasto. – Widziałam, że odpowiedź nie przychodzi tacie łatwo. Przyciszył radio, które puszczało teraz muzykę. – Wtedy ani mieszkańcy nie mogą się wydostać, ani żadna pomoc do takiego miasta nie może dotrzeć.
A kto właściwie jest naszym wrogiem?
Tata poczerwieniał jak mały chłopiec przyłapany na braku pracy domowej. Przypomniało mi się, co tak niedawno z tego samego miejsca mówił pan Safik – i wcale się tacie nie dziwiłam. Bo rzeczywiście, na jakiej podstawie z tej długiej listy wybrać tych, którzy przelali najwięcej syryjskiej krwi? Komu powinien przypaść tytuł naszego największego wroga? Wojskom rządowym? Islamistom? Powstańcom? Rosjanom? Amerykanom? Gdyby stał tu teraz pan Safik, powiedziałby pewnie, że los zwykłych Syryjczyków tak naprawdę nikogo już nie obchodzi. Po pięciu latach wojny naszym wrogom i przyjaciołom zależy już tylko na jednym: chcą całemu światu udowodnić, że oni i tylko oni mieli od samego początku rację.
(33. Trudne pytanie)

Jaka jest historia tej rodziny? Uciekną z Aleppo? Dotrą do obozu dla uchodźców? Trafią do Polski lub innej spokojnej przystani, gdzie idąc ulicą nie trzeba bać się ostrzału? Przeczytajcie, ja zdradzę tylko, że w tej książce chyba nic nie jest typowe, zresztą to widać nawet na pierwszy rzut oka. Jedni oceniają książkę po okładce, inni nie, ale w przypadku "Mojego cudownego dzieciństwa w Aleppo" już patrząc na okładkę można wiele stwierdzić: to pozycja dla dzieci i dorosłych (lub po prostu: dla rodzin), nie będzie zbyt kolorowo, ale mimo wszystko delikatnie i jasno. Autor i ilustratorka nie próbują przypodobać się dziecięcemu odbiorcy, nie udają, nie przybierają literackich czy artystycznych póz, mówią szczerze, po swojemu, świetnie się do siebie dopasowując. Obrazów nie ma w tej książce zbyt wiele, ale nie można ich pominąć ani zapomnieć. Zapadały w nas stopniowo, a zaczęło się od małego Tarika narysowanego na stronie 13, ale widocznego i na odwrocie, na białej części strony 14, pod tekstem. To wrażenie było chyba niezamierzone przez wydawcę, przez co wydało się nam magiczne i takie zupełnie nasze, osobiste. Zaczęliśmy zastanawiać się, czemu Tarik tak prześwituje? Czy w tej czerwonej koszulce nie ma stanowić celu ostrzału, bombardowania albo całej opowieści? Potem były jeszcze prześcieradła prasowane przez mamę Jasmin, wyfruwające przez okno jako chmury i tata chmurę przytulający, a także inne niezapomniane ilustracje (broda stryja!). Gdyby te obrazy krążyły po Internecie zamiast memów o uchodźcach, czy świat nie byłby lepszy?
Oczywiście wiele osób czytających dzieciom woli ten wspólny czas przeznaczyć na opowiastki rozrywkowe, dodatkowo też starszym dzieciom, które książkę zrozumieją, rodzice rzadko czytają. Warto jednak zmienić zwyczaje dla "Mojego cudownego dzieciństwa w Aleppo", bo tę powieść najlepiej przeżywać i omawiać wspólnie. My czytaliśmy ją właśnie w ten sposób: rodzinnie, na głos, na życzenie syna odłożywszy na później inne lektury, w tym lubianą przez niego serię science fiction dla młodzieży. Jeśli jedenastolatek rozmiłowany w literaturze przygodowej, książkach humorystycznych i wszelkich komiksach z taką uwagą słucha rodzica czytającego "Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo", z takim zaangażowaniem domaga się kolejnych rozdziałów, nie może to być tylko przygnębiająca powieść o wojnie. Oczywiście nie jest też wesoła, więc jaka?

Kiedy po kolacji mama ułożyła nas do snu, tata zaczął nam czytać książkę przy zapalonej lampie.
Kiedy skończył, miałam kluchę w gardle. Spytałam:
Dlaczego jest taka smutna?
Czy na pewno smutna?
Prawie się popłakałam.
Ja też – wsparł mnie Nabil. – Temu niby Szczęśliwemu Księciu pęka serce, a jaskółka ginie na mrozie. To ma być wesoła bajka?
Nie powiedziałem, że jest wesoła. Nie zgadzam się tylko ze stwierdzeniem, że jest smutna.
Jaka to różnica? – Podniosłam się na łokciu.
Niesie optymistyczne przesłanie. Uczy, ze prawdziwa miłość wymaga poświęceń. I że jeśli kogoś kochamy, gotowi jesteśmy zrobić dla niego wszystko. To chyba dobre zakończenie?
(32. Prezent od Nabila)

Nie odpowiem na to pytanie, bo książka Grzegorza Gortata dla każdego może okazać się czymś innym, wywołać przebudzenie, oburzenie, wzruszenie, ból, oczyszczenie, nadzieję, ale zakładam, że przypadkowych młodych czytelników, zwłaszcza takich skoncentrowanych na swoim codziennym tu i teraz, może pozostawić niewzruszonymi, niezainteresowanymi, obojętnymi. Nie wszyscy lubią rozmyślać, nie każdy chce być świadomy, przeważnie niewiedza jest łatwiejsza. Podobnie jak wiele osób przejeżdżając samochodem lub przechodząc obok człowieka leżącego na ulicy nie sprawdzi, co się stało, nie wezwie pogotowia, tylko uspokoi swoje sumienie stwierdzając, że to pewnie pijak albo narkoman, a jeśli w dodatku jest z nami dziecko, trzeba zadbać, by nie zobaczyło sinego odcienia twarzy czy krwi, odgrodzić jego dzieciństwo od przykrych widoków i faktów – tak też nie każdy zwróci uwagę (swoją i dziecka) na losy Aleppo.

Dorośli są naiwni. Wydaje im się, że jak rozmawiają szeptem, dzieci nic nie usłyszą. Jest dokładnie na odwrót.
(37. Rzeczy, które nie powinny się wydarzyć)
Bożena Itoya

Grzegorz Gortat, Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo, ilustracje Marianna Sztyma, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2017.

3 komentarze:

  1. Jeszcze nie czytałam, ale na pewno kupię i przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. miałam kluchę w gardle jak czytałam recenzję...
    Książkę kupię !!! już jutro

    OdpowiedzUsuń