Dzieło
Michała Rzecznika (scenariusz i tekst) i Piotra Nowackiego jest
przede wszystkim tym, na co wskazują tytuł i strona redakcyjna:
powieścią graficzną o Marcinie Lutrze, biografią podzieloną na
kadry, komiksem historycznym i częściowo religijnym. Znając
twórczość ilustratora zakładaliśmy jednak, że w albumie
zagoszczą elementy humorystyczne, a przynajmniej rozrywkowe. I
rzeczywiście, "Reformatorowi" daleko jest do suchej,
szkolnej historii. Po otwarciu książki znaleźliśmy tu trochę
żartów i bardzo dużo wiedzy, z lewej strony – skondensowanej,
leksykonowej, a z prawej – rozpisanej na lekkie dymki i proste
kadry. Dwudzielna konstrukcja publikacji jest dobrym rozwiązaniem,
bo nie musimy przyswajać całej dawki informacji historycznych od
razu, czytając komiks. Po definicje i przypisy możemy sięgnąć
dopiero później lub, jeśli czytelnik jest bliżej dolnej granicy
wieku (10 lat), wcale. Oczywiście popularnonaukowy, a nie popularny
charakter książki jest jej zaletą, w końcu została wydana przez
Widnokrąg z okazji 500-lecia reformacji, a publikacje jubileuszowe
zazwyczaj mają charakter poważnego kompendium.
Przeciętny
jedenastolatek, a nawet bardzo dobry uczeń piątej klasy
(zaczynający drugi semestr), niewiele wie o reformacji, ba,
prawdopodobnie nawet nie słyszał o Marcinie Lutrze. Na tym etapie
edukacji lekcje religii i historii nie oferują żadnych informacji o
"trzech głównych gałęziach chrześcijaństwa". Komiks
"Reformator. Marcin Luter" wypełnia lukę w wiedzy
młodszych nastolatków, ale też w publikacjach dla tej kategorii
wiekowej, bo w ofercie wydawnictw dziecięcych nie zauważyłam
ostatnimi laty niczego o podobnej tematyce: czy to powieści, czy
opowiadań, czy wreszcie komiksów. Nie wiem, dlaczego pedagodzy i
animatorzy życia wydawniczego unikają tematu zróżnicowania
wyznaniowego, logiczne wydaje się, że im wcześniej pewne sprawy
zostaną wyjaśnione dzieciom, tym większa szansa na to, że wyrosną
one na tolerancyjnych dorosłych, tworzących świadome i otwarte
społeczeństwo. Podkreślam, że potrzebne jest dokładne
objaśnienie, jakie podjęli właśnie autorzy "Reformatora",
a nie tylko wyliczenie. Aby młody człowiek zrozumiał, skąd wzięły
się podziały na różne religie i ich gałęzie, z czego wynikają
i jak głęboko sięgają, nie wystarczy nauczyć go na pamięć
kilku nazw własnych ("katolik", "żyd",
"cerkiew", "muzułmanin", "protestant"...).
Rzucanie samymi terminami raczej dzieli niż łączy, a zrozumienie
pochodzenia danego wyznania prędzej czy później zaprowadzi dziecko
do refleksji, że różnice w wierze sąsiada albo kuzyna wcale mu
nie przeszkadzają, są ciekawe i "nie trzeba się ich bać".
To dobry temat do długich rozmów i właśnie o dyskusjach opowiada
"Reformator", wszak i tezy (Lutra i każde inne) są ich
częścią składową, etapem.
Komiksowa
encyklopedia protestantyzmu będzie cenna dla członków tego
Kościoła i osób spoza niego, wiernych i ateistów, bo choć
dotyczy spraw wyznaniowych, to niczego nie narzuca, nie twierdzi, że
opisywane wyznanie jest jedynym słusznym. Poznajemy korzenie, źródło
wiary "40% wszystkich chrześcijan", ale nie musimy do nich
dołączać. Jedyne zagrożenie, jakie rodzic czy nauczyciel może
dostrzec w tej publikacji jest takie, że po jej przeczytaniu dziecko
zażyczy sobie opowiedzenia w analogiczny sposób o swojej
"rodzinnej" wierze, a dorosły nie będzie czuł się
kompetentny i nie znajdzie równie dobrej, analogicznej książki o
katolicyzmie, prawosławiu, judaizmie czy islamie. A wartość albumu
"Reformator" opiera się na poziomie merytorycznym oraz
plastycznym, ogólnej przejrzystości i wesołości, mimo poważnego
tematu. Jest mądrze, ale nie przemądrzale. To wymarzona pozycja dla
inteligentnych młodych ludzi, którzy nie lubią ani bezmyślnego
wkuwania religijnych formułek, ani infantylnych historyjek
trawestujących Biblię, niczego niewyjaśniających, tylko
wpajających konkretne poglądy.
W
"Reformatorze" historię życia Marcina Lutra opowiada nam
on sam. Przemawia do nas zwyczajnym, współczesnym językiem,
krótkimi zdaniami i wersalikami, przyswajalność tekstu jest więc
stuprocentowa. Przyjęcie formy powieści graficznej stylizowanej na
autobiografię umożliwiło autorom wprowadzenie elementów
komicznych. Narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika,
przyjmuje rolę prowadzącego reality show lub reportera
relacjonującego (przed kamerą i "z offu") wydarzenia w
filmie dokumentalnym, czasem znikając nagle z tej drugiej strony
"ekranu" – na chwilę, wtedy wyznacza zastępcę w snuciu
opowieści, albo na stałe. My siedzimy zahipnotyzowani niczym
telewidzowie i dajemy się prowadzić w głąb historii.
Na
jej początku reformator zdradza, że zdarzyła się 500 lat temu,
zasiada w fotelu i włącza pilotem zupełnie współczesny
telewizor. Jednak niekiedy obrazki przeskakują z Lutra ówczesnego,
dojrzewającego od bobasa do staruszka, na relacjonującego
wydarzenia Lutra wiecznie młodego, komiksową zjawę. Te przejścia
nie zostały wyróżnione innym krojem czcionki, kształtem dymków
czy wyglądem kadrów, są płynne i zabawne. Prawie cała opowieść
przedstawiona została w czerni i bieli, tym wyrazistsze okazały się
jedyne fragmenty ujęte w kolorze: okładka oraz pewien logotyp. A co
to jest logotyp i czemu jest tak ważny dla protestantyzmu, zazwyczaj
kojarzonego z dystansem do obrazów religijnych, dowiecie się w toku
opowieści o reformatorze.
Poznamy
też warunki, w jakich wychowywał się i kształcił Marcin Luter,
od domowej i szkolnej surowości do studiów, poświęconych
dyskusjom, wykładom, poszukiwaniom mistrza i stawaniu się nim.
Reformator zwierza nam się ze swoich niegdysiejszych rozterek, lęków
i wewnętrznych przemian, które doprowadziły go do odmiany oblicza
duchowieństwa i duchowości chrześcijańskiej. Czytelnik jest
świadkiem decyzji, błędów i błądzenia, wysłuchuje miniwywiadów
– relacji świadków i jednego... spoilera. Poznaje oraz odczuwa
ducha średniowiecza i renesansu, w sposób humorystyczny, ale wierny
i przede wszystkim zapadający w pamięć. Tu historia nie jest
nudna, posiada nawet cechy kostiumowego kina akcji: mamy i porwanie o
zaskakującym przebiegu oraz finale, i konne ucieczki, i życie w
przebraniu. Nie zabraknie też ujęć symbolicznych, obrazujących
idee czy rozważania Lutra oraz innych myślicieli. Autorzy prowadzą
z nami pewną grę, bawią się konwencją i przekazem, zawieszając
opowieść między sacrum teologii a profanum kultury popularnej. Na
otwierającym komiks portrecie bohater wygląda niczym zacny starszy
jegomość, czyli tak, jak należałoby się spodziewać, ale na
wielu innych obrazkach bliżej mu do figurki Buddy Christ z "Dogmy".
Kluczowe
wydarzenia pojawiające się we właściwym komiksie zostały też
ujęte na obrazkowej linii życia Marcina Lutra, widocznej na obu
wyklejkach. To niby tylko szczegół, graficzne uzupełnienie, ale
właśnie ten wstęp i podsumowanie w jednym zachęciło nas do
lektury "Reformatora". Mój syn, jak pewnie większość
jedenastolatków, sam z siebie nie sięgnąłby po komiks historyczny
dotyczący zupełnie mu obcego zagadnienia. Co innego, gdy historię
"wykadrował" Piotr Nowacki, jeden z jego ulubionych
rysowników.
"Reformator.
Marcin Luter" jest również opowieścią o wypaczeniu idei
wielkiego myśliciela, o planie reformy, która miała zintegrować
członków Kościoła, odświeżyć go, a doprowadziła do wielkiego
podziału. Ważna, ale i trudna to nauka dla młodego czytelnika:
skutki przełomowych przedsięwzięć (programów, wydarzeń,
wynalazków) mogą znacznie odbiegać od założeń aktywistów i
wynalazców, bywają nieprzewidywalne, bo burzę, wywołaną nawet z
dobrych intencji, trudno ująć w ramy i kontrolować. Starszy
nastolatek może wyciągnąć z tej lektury wnioski prowadzące do
zainteresowania nie tylko historią czy teologią, ale i politologią.
Jednak rozważanie, co powinien zrobić Marcin Luter inaczej, z czyim
wsparciem, by zreformować Kościół katolicki, a nie doprowadzić
do powstania nowego, protestanckiego, wykracza poza możliwości
dziesięcio-, jedenasto-, a nawet dwunastolatka. Czytelnik w tym
wieku skorzysta z "Reformatora" w inny sposób, poza
informacjami o dziejach Europy i jej religii zyskując bogatą wiedzę
o sztuce komiksu: jak rozpisać opowieść na kadry i dymki, jak
operować ramkami, by było i czytelnie, i zaskakująco, jak
stopniować napięcie i dawkować dane albo co zrobić, by
czarno-biały komiks historyczny był nowoczesny i przykuwał uwagę
młodych, na co dzień niekultywujących wszelkich "pereł z
lamusa". Album Michała Rzecznika i Piotra Nowackiego jest
wymarzonym materiałem do omawiania na zajęciach poświęconych
komiksowi, także tych szkolnych, bo temat powraca na lekcjach języka
polskiego. Wykorzystanie w dydaktyce to jednak tylko jedna z
możliwości poszerzonej lektury "Reformatora", największą
frajdę może sprawić po prostu domowe czytanie i późniejsze
rysowanie własnych komiksów, bo prace Piotra Nowackiego zawsze
pobudzają dzieci do twórczości. W tym wypadku aktywizuje także
format publikacji, bardzo zbliżony do kartki z bloku rysunkowego (w
pionie), a takie podobieństwa nie umykają młodym czytelnikom.
Ciekawe, czy w takiej komiksowej autobiografii powstałej na wzór
"Reformatora", nasze portrety, wykonane przez naszych
podopiecznych, będą podobne do twarzy dorosłych zapamiętanych
przez małego Lutra. Lepiej poćwiczmy przed lustrem czytanie
komiksów, by dzieci widywały jak najmniej takich zaciętych,
beznamiętnie surowych min.
Bożena
Itoya
Michał
Rzecznik (scenariusz i tekst), Piotr Nowacki (rysunki), Reformator.
Marcin Luter, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz