cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 15 lutego 2018

Reformator. Marcin Luter


Dzieło Michała Rzecznika (scenariusz i tekst) i Piotra Nowackiego jest przede wszystkim tym, na co wskazują tytuł i strona redakcyjna: powieścią graficzną o Marcinie Lutrze, biografią podzieloną na kadry, komiksem historycznym i częściowo religijnym. Znając twórczość ilustratora zakładaliśmy jednak, że w albumie zagoszczą elementy humorystyczne, a przynajmniej rozrywkowe. I rzeczywiście, "Reformatorowi" daleko jest do suchej, szkolnej historii. Po otwarciu książki znaleźliśmy tu trochę żartów i bardzo dużo wiedzy, z lewej strony – skondensowanej, leksykonowej, a z prawej – rozpisanej na lekkie dymki i proste kadry. Dwudzielna konstrukcja publikacji jest dobrym rozwiązaniem, bo nie musimy przyswajać całej dawki informacji historycznych od razu, czytając komiks. Po definicje i przypisy możemy sięgnąć dopiero później lub, jeśli czytelnik jest bliżej dolnej granicy wieku (10 lat), wcale. Oczywiście popularnonaukowy, a nie popularny charakter książki jest jej zaletą, w końcu została wydana przez Widnokrąg z okazji 500-lecia reformacji, a publikacje jubileuszowe zazwyczaj mają charakter poważnego kompendium.
Przeciętny jedenastolatek, a nawet bardzo dobry uczeń piątej klasy (zaczynający drugi semestr), niewiele wie o reformacji, ba, prawdopodobnie nawet nie słyszał o Marcinie Lutrze. Na tym etapie edukacji lekcje religii i historii nie oferują żadnych informacji o "trzech głównych gałęziach chrześcijaństwa". Komiks "Reformator. Marcin Luter" wypełnia lukę w wiedzy młodszych nastolatków, ale też w publikacjach dla tej kategorii wiekowej, bo w ofercie wydawnictw dziecięcych nie zauważyłam ostatnimi laty niczego o podobnej tematyce: czy to powieści, czy opowiadań, czy wreszcie komiksów. Nie wiem, dlaczego pedagodzy i animatorzy życia wydawniczego unikają tematu zróżnicowania wyznaniowego, logiczne wydaje się, że im wcześniej pewne sprawy zostaną wyjaśnione dzieciom, tym większa szansa na to, że wyrosną one na tolerancyjnych dorosłych, tworzących świadome i otwarte społeczeństwo. Podkreślam, że potrzebne jest dokładne objaśnienie, jakie podjęli właśnie autorzy "Reformatora", a nie tylko wyliczenie. Aby młody człowiek zrozumiał, skąd wzięły się podziały na różne religie i ich gałęzie, z czego wynikają i jak głęboko sięgają, nie wystarczy nauczyć go na pamięć kilku nazw własnych ("katolik", "żyd", "cerkiew", "muzułmanin", "protestant"...). Rzucanie samymi terminami raczej dzieli niż łączy, a zrozumienie pochodzenia danego wyznania prędzej czy później zaprowadzi dziecko do refleksji, że różnice w wierze sąsiada albo kuzyna wcale mu nie przeszkadzają, są ciekawe i "nie trzeba się ich bać". To dobry temat do długich rozmów i właśnie o dyskusjach opowiada "Reformator", wszak i tezy (Lutra i każde inne) są ich częścią składową, etapem.
Komiksowa encyklopedia protestantyzmu będzie cenna dla członków tego Kościoła i osób spoza niego, wiernych i ateistów, bo choć dotyczy spraw wyznaniowych, to niczego nie narzuca, nie twierdzi, że opisywane wyznanie jest jedynym słusznym. Poznajemy korzenie, źródło wiary "40% wszystkich chrześcijan", ale nie musimy do nich dołączać. Jedyne zagrożenie, jakie rodzic czy nauczyciel może dostrzec w tej publikacji jest takie, że po jej przeczytaniu dziecko zażyczy sobie opowiedzenia w analogiczny sposób o swojej "rodzinnej" wierze, a dorosły nie będzie czuł się kompetentny i nie znajdzie równie dobrej, analogicznej książki o katolicyzmie, prawosławiu, judaizmie czy islamie. A wartość albumu "Reformator" opiera się na poziomie merytorycznym oraz plastycznym, ogólnej przejrzystości i wesołości, mimo poważnego tematu. Jest mądrze, ale nie przemądrzale. To wymarzona pozycja dla inteligentnych młodych ludzi, którzy nie lubią ani bezmyślnego wkuwania religijnych formułek, ani infantylnych historyjek trawestujących Biblię, niczego niewyjaśniających, tylko wpajających konkretne poglądy.
W "Reformatorze" historię życia Marcina Lutra opowiada nam on sam. Przemawia do nas zwyczajnym, współczesnym językiem, krótkimi zdaniami i wersalikami, przyswajalność tekstu jest więc stuprocentowa. Przyjęcie formy powieści graficznej stylizowanej na autobiografię umożliwiło autorom wprowadzenie elementów komicznych. Narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika, przyjmuje rolę prowadzącego reality show lub reportera relacjonującego (przed kamerą i "z offu") wydarzenia w filmie dokumentalnym, czasem znikając nagle z tej drugiej strony "ekranu" – na chwilę, wtedy wyznacza zastępcę w snuciu opowieści, albo na stałe. My siedzimy zahipnotyzowani niczym telewidzowie i dajemy się prowadzić w głąb historii.
Na jej początku reformator zdradza, że zdarzyła się 500 lat temu, zasiada w fotelu i włącza pilotem zupełnie współczesny telewizor. Jednak niekiedy obrazki przeskakują z Lutra ówczesnego, dojrzewającego od bobasa do staruszka, na relacjonującego wydarzenia Lutra wiecznie młodego, komiksową zjawę. Te przejścia nie zostały wyróżnione innym krojem czcionki, kształtem dymków czy wyglądem kadrów, są płynne i zabawne. Prawie cała opowieść przedstawiona została w czerni i bieli, tym wyrazistsze okazały się jedyne fragmenty ujęte w kolorze: okładka oraz pewien logotyp. A co to jest logotyp i czemu jest tak ważny dla protestantyzmu, zazwyczaj kojarzonego z dystansem do obrazów religijnych, dowiecie się w toku opowieści o reformatorze.
Poznamy też warunki, w jakich wychowywał się i kształcił Marcin Luter, od domowej i szkolnej surowości do studiów, poświęconych dyskusjom, wykładom, poszukiwaniom mistrza i stawaniu się nim. Reformator zwierza nam się ze swoich niegdysiejszych rozterek, lęków i wewnętrznych przemian, które doprowadziły go do odmiany oblicza duchowieństwa i duchowości chrześcijańskiej. Czytelnik jest świadkiem decyzji, błędów i błądzenia, wysłuchuje miniwywiadów – relacji świadków i jednego... spoilera. Poznaje oraz odczuwa ducha średniowiecza i renesansu, w sposób humorystyczny, ale wierny i przede wszystkim zapadający w pamięć. Tu historia nie jest nudna, posiada nawet cechy kostiumowego kina akcji: mamy i porwanie o zaskakującym przebiegu oraz finale, i konne ucieczki, i życie w przebraniu. Nie zabraknie też ujęć symbolicznych, obrazujących idee czy rozważania Lutra oraz innych myślicieli. Autorzy prowadzą z nami pewną grę, bawią się konwencją i przekazem, zawieszając opowieść między sacrum teologii a profanum kultury popularnej. Na otwierającym komiks portrecie bohater wygląda niczym zacny starszy jegomość, czyli tak, jak należałoby się spodziewać, ale na wielu innych obrazkach bliżej mu do figurki Buddy Christ z "Dogmy".
Kluczowe wydarzenia pojawiające się we właściwym komiksie zostały też ujęte na obrazkowej linii życia Marcina Lutra, widocznej na obu wyklejkach. To niby tylko szczegół, graficzne uzupełnienie, ale właśnie ten wstęp i podsumowanie w jednym zachęciło nas do lektury "Reformatora". Mój syn, jak pewnie większość jedenastolatków, sam z siebie nie sięgnąłby po komiks historyczny dotyczący zupełnie mu obcego zagadnienia. Co innego, gdy historię "wykadrował" Piotr Nowacki, jeden z jego ulubionych rysowników.
"Reformator. Marcin Luter" jest również opowieścią o wypaczeniu idei wielkiego myśliciela, o planie reformy, która miała zintegrować członków Kościoła, odświeżyć go, a doprowadziła do wielkiego podziału. Ważna, ale i trudna to nauka dla młodego czytelnika: skutki przełomowych przedsięwzięć (programów, wydarzeń, wynalazków) mogą znacznie odbiegać od założeń aktywistów i wynalazców, bywają nieprzewidywalne, bo burzę, wywołaną nawet z dobrych intencji, trudno ująć w ramy i kontrolować. Starszy nastolatek może wyciągnąć z tej lektury wnioski prowadzące do zainteresowania nie tylko historią czy teologią, ale i politologią. Jednak rozważanie, co powinien zrobić Marcin Luter inaczej, z czyim wsparciem, by zreformować Kościół katolicki, a nie doprowadzić do powstania nowego, protestanckiego, wykracza poza możliwości dziesięcio-, jedenasto-, a nawet dwunastolatka. Czytelnik w tym wieku skorzysta z "Reformatora" w inny sposób, poza informacjami o dziejach Europy i jej religii zyskując bogatą wiedzę o sztuce komiksu: jak rozpisać opowieść na kadry i dymki, jak operować ramkami, by było i czytelnie, i zaskakująco, jak stopniować napięcie i dawkować dane albo co zrobić, by czarno-biały komiks historyczny był nowoczesny i przykuwał uwagę młodych, na co dzień niekultywujących wszelkich "pereł z lamusa". Album Michała Rzecznika i Piotra Nowackiego jest wymarzonym materiałem do omawiania na zajęciach poświęconych komiksowi, także tych szkolnych, bo temat powraca na lekcjach języka polskiego. Wykorzystanie w dydaktyce to jednak tylko jedna z możliwości poszerzonej lektury "Reformatora", największą frajdę może sprawić po prostu domowe czytanie i późniejsze rysowanie własnych komiksów, bo prace Piotra Nowackiego zawsze pobudzają dzieci do twórczości. W tym wypadku aktywizuje także format publikacji, bardzo zbliżony do kartki z bloku rysunkowego (w pionie), a takie podobieństwa nie umykają młodym czytelnikom. Ciekawe, czy w takiej komiksowej autobiografii powstałej na wzór "Reformatora", nasze portrety, wykonane przez naszych podopiecznych, będą podobne do twarzy dorosłych zapamiętanych przez małego Lutra. Lepiej poćwiczmy przed lustrem czytanie komiksów, by dzieci widywały jak najmniej takich zaciętych, beznamiętnie surowych min.
Bożena Itoya

Michał Rzecznik (scenariusz i tekst), Piotr Nowacki (rysunki), Reformator. Marcin Luter, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz