Wydawnictwo Bona z Krakowa sprawiło czytelnikom nie lada niespodziankę: kolejne wydanie „Alicji w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla w nowym tłumaczeniu Elżbiety Tabakowskiej. Gratka tym
Czy nowy przekład Elżbiety Tabakowskiej jest lepszy od
poprzednich? Sama tłumaczka zadała sobie to pytanie i odpowiedziała na nie
mądrze i z pokorą: jej książka jest kolejną, powracającą falą, która nie rości
sobie pretensji do bycia tą ostatnią i doskonałą. Dlaczego przełożyła książkę?
„Bo jest”, odpowiedziała, parafrazując wyznanie pewnego znanego
himalaisty. I to wystarczy.
Osobiście byłam przede wszystkim ciekawa, jak pani
Tabakowska wybrnie z językowych kalamburów, istnego popisu erudycji,
wymagającego nie lada wyczucia języka i jego humoru. Najbardziej spodobała mi się rozmowa z Alicji
z Gryfem i Przeżółwaczem - istny majstersztyk! Naprawdę śmieszna! Ciekawe są
też nowe imiona, jakimi ochrzczono rozmaite stworzenia z Krainy Czarów.
Zniokot, na przykład, jest całkiem realną konkurencją dla Kota-Dziwaka.
Pomysłowe, chociaż ciekawe, czy przetrwa próbę czasu?
A ilustracje… cóż, również temat – rzeka, jak sama „Alicja”
i jej świat. Tove Jansson wykonała je na prośbę szwedzkiego wydawnictwa 1965
roku. Jak przyznała, podjęła się tego zadania chętnie, gdyż była to jedna z jej
ulubionych historyjek dzieciństwa. Poważnym wyzwaniem dla artystki, jak
przypuszczam, było uwolnienie się od charakterystycznego stylu, jednoznacznie
kojarzonego z Muminkami. I chociaż rozpoznajemy kreskę Tove już od pierwszej
strony, ba, nawet od okładki, jakoś nie ma obawy, że zza drzewa wychyli się
niesforna Mała Mi. Eteryczna postać Alicji jest wdzięczna i piękna w porównaniu
do wiktoriańskiej figurki dziewczynki o za dużej głowie z rysunków Johna
Tenniela (pierwszego i, przez jakiś czas, jedynego uprawnionego ilustratora
książki). Nie przypomina też za bardzo zdecydowanie ładniejszej Alicji innego
brytyjskiego mistrza, Arthura Rackhama. Rysunki Tove są, przede wszystkim,
ożywczo oszczędne, bez zbędnej kreski, „z powietrzem”. Artystka sięgnęła do swojego
skromnego stylu malowania piórkiem (jak w Muminkach), w połączeniu z techniką
lawowania. Zdecydowała się również na kilka kolorowych ilustracji w tekście i
na okładce, jak zwykle u niej, pięknie skomponowanych ze składem i typografią.
Szczególnie udane są postacie zwierząt i innych tajemniczych stworzeń, a także
wszystkie sceny w wodzie (a raczej w kałuży łez…). Oglądając te obrazki
przypomniałam sobie, że żywiołem artystki było bez wątpienia morze, wyspy,
sztormy i … tajemnica. Jej ilustracje to zaproszenie do współtworzenia przez
czytelnika świata przedstawionego za pomocą wyobraźni. Dlatego są tak subtelne
i sugestywne zarazem.
Agnieszka Jeż
Od wydawcy: Bona przypomina przygody Alicji w zupełnie nowym tłumaczeniu prof. Elżbiety Tabakowskiej - która opatrzyła je posłowiem - oraz z ilustracjami niezastąpionej Tove Jansson.
Agnieszka Jeż
Od wydawcy: Bona przypomina przygody Alicji w zupełnie nowym tłumaczeniu prof. Elżbiety Tabakowskiej - która opatrzyła je posłowiem - oraz z ilustracjami niezastąpionej Tove Jansson.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz