cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 23 grudnia 2014

Czarownica piętro... młodziej

Rok temu "Czarownica piętro niżej" podbiła serca wielu młodych czytelników. Pierwszy tom przygód Majki doczekał się już kolejnego dodruku. Mój syn, podobnie jak inni niezliczeni fani książek Marcina Szczygielskiego, niecierpliwie czekał na tom drugi, o który przynajmniej trzy razy pytaliśmy wydawcę (wydawnictwo Bajka), a raz nawet samego autora. I oto jest: "Tuczarnia motyli"!
W "Czarownicy piętro niżej" spodobało mi się podejście do czytelnika – dziecka, a jednak odbiorcy na tyle dojrzałego, że może czytać coś więcej niż lektury krótkie, "szybkie" i kolorowe. Autor osiągnął w tej książce stan równowagi między zwyczajnym, trochę nudnym i chwilami smutnym życiem bohaterki, a splatającą się z tą normalnością magią, taką, o jakiej marzy każde dziecko i w którą jest w stanie uwierzyć. Czy ktoś z nas nie uważał w dzieciństwie jakiejś staruszki z sąsiedztwa za czarownicę? Albo cichego, rzadko odwiedzanego domku na ogródkach działkowych za chatkę Baby Jagi? Czyż babcie i prababcie nie wydają się współczesnym dzieciom stare jak świat, a nawet pochodzące z innego, "odłączonego od kabli" świata? Babcie, ciocie-babcie i inne staruszki nie są u Szczygielskiego nowoczesne, spełniają stereotyp istoty przedpotopowej, co trochę martwi. Zderzenie świata dzisiejszego dziecka i "przedwczorajszej" babci jest nieco przejaskrawione, trudno nam (mi i synowi) było uwierzyć na przykład, że ktoś nam współczesny może nie wiedzieć, jak się używa zwykłej szczotki do zębów (bo na co dzień stosuje elektryczną). Wraz z kolejnymi stronicami "Czarownicy" życie ciabci okazywało się coraz ciekawsze, choć pozostała ona osobą "z innej epoki". Między Majką a jej cioteczną prapraprababcią zrodziła się płaszczyzna porozumienia i sympatii, jaką chyba nazwać można przyjaźnią. Tajemnice otaczające ciabcię trochę się rozjaśniały, by za chwilę zgęstnieć ponownie. W tym momencie opowieść zamknięta w "Czarownicy piętro niżej" dobiegła końca, pozostawiając żądnego dalszych przygód czytelnika w stanie przypominającym głód narkotykowy.
Czy "Tuczarnia motyli" zaspokoi oczekiwania i podtrzyma pasję czytelniczą fanów "Czarownicy"?
Historia rozpoczyna się podobnie do poprzedniej, utrzymana jest w zbliżonej, choć bardziej fantastycznej atmosferze. Nie wiem, czy jakiś autor książek dla dzieci opisywał wcześniej (z przymrużeniem oka) trwający kilka miesięcy śniegowy kataklizm w wielkim mieście. W każdym razie mnie i mojego syna zafascynowała wizja bloków zasypanych do pierwszego piętra, autobusów i pociągów jeżdżących z grzałkami na zderzakach, mieszkańców Warszawy przemieszczających się tunelami wyżłobionymi w gigantycznej śniegowej pokrywie.
Akcja przenosi się (wraz z Majką) do Szczecina, gdzie śniegu nie ma aż tyle, natomiast panuje niezwykłe stężenie magii. Na początku tu również czujemy się tak, jakbyśmy nadal czytali "Czarownicę piętro niżej", czyli świetnie. Miejscowe czarownice – ciabcia i Monterowa – nieco się zmieniły, ale nadal są tajemnicze i zabawne, zaś Marek-niedowiarek pozostaje łobuzem. Spotkanie dziewczynki ze szczecińskimi przyjaciółmi obfituje w bardzo zabawne sytuacje:
"– To ty – powiedział wreszcie.
Ja – przytaknęła Maja.
I znowu będą się działy dziwne rzeczy...
A skądże! – Majka wzruszyła ramionami.
Już ja wiem! – krzyknął Marek. – Musiałem chodzić przez ciebie do psychologa!
Gdyby to ode mnie zależało, nigdy byś od niego nie wyszedł – mruknęła Lilka. – Idziemy!
Ty, a co to za dziewuchy? – zapytał Marek.
To... – Maja zawahała się bo przecież nie mogła powiedzieć, że jej koleżankami są ciabcia i Monterowa – ... to są takie moje friendy.
Friendy? – zamyślił się Marek. – A co one się tak dziwnie ubrały?
Bo one są z Warszawy – wyjaśniła Maja, czując się trochę nieswojo, bo bardzo nie lubiła kłamać. – W Warszawie wszyscy się tak ubierają.
Tak? – Marek wstał i otrzepał spodnie ze śniegu. – Byłem z mamą w Warszawie i nie widziałem.
Pewnie nie byłeś we właściwej dzielnicy. U nas w każdej dzielnicy inaczej się ubiera. Żeby od razu było widać, kto gdzie mieszka. A ponieważ tych dzielnic jest bardzo dużo, to... to... – Maja poczuła, że robi się jej gorąco. – No to w końcu nie wiadomo, w co się ubrać, i ludzie zakładają, co kto może".
W tej kompanii Majka podejmuje śledztwo w sprawie porwanych Zdradliwych Lilii, trafia do pobliskiej szklarni i, pomniejszona do wielkości owada, spędza w niej dwieście stron pełnych przygód.
Wszystko to, co Marcin Szczygielski zamknął w szklarni, czyli równoległym świecie motylołaków i rozumnych motyli, różni się od świata przedstawionego "Czarownicy piętro niżej". Autor, pisząc znakomity pierwszy tom, sam bardzo wysoko postawił sobie literacką poprzeczkę. "Tuczarnia" jest przede wszystkim "cięższa gatunkowo". Przez niektóre partie tekstu trudno przebrnąć czytelnikowi będącemu rówieśnikiem bohaterki. To już nie jest ta prosta, niemal codzienna magia, jakiej doświadczyliśmy w "Czarownicy piętro niżej". Dziewięciolatek nie wyznaje się jeszcze w tragediach Skakespeare'a, telenowelach brazylijskich, stereotypowych charakterystykach dawnych europejskich dynastii królewskich i innych słynnych władców czy serialach o włoskiej mafii. Przy opisie relacji i konwenansów panujących w świecie motylołaków wszystkie autorskie mrugnięcia oka skierowane są do nastoletniego lub dorosłego czytelnika. Młodsi czytają z zainteresowaniem, śmieszne zachowania są dla nich zabawne, ale nie dostrzegają wymiaru karykaturalnego postaci i nie pojmują zabawy, jaką autor prowadzi z gatunkami i motywami literackimi oraz filmowymi. Obawiam się, że rówieśnicy mojego syna (i Majki) nie zrozumieją także wspominanych na oficjalnej premierze książki nawiązań do Hitchckocka (podobnie jak nie zrozumieli samej debaty prowadzonej na tymże spotkaniu), a nawet do "Alicji w krainie czarów", choć to drugie jest już bardziej prawdopodobne. Sądząc po moim synu, opisy świata motylołaków odzwierciedlającego jakiś inny, nieznany małemu czytelnikowi, nawet obniżają wartość książki w oczach dziecka. Entuzjazm, z jakim syn zabrał się za "Tuczarnię motyli", zdecydowanie oklapł w okolicach dziewiątego rozdziału. Książkę odłożył, zabrał się za inną, potem kolejną, dopiero gdy przeczytałam mu na głos trzy czy cztery "środkowe" rozdziały "Tuczarni", zainteresował się ponownie i wrócił do samodzielnej, znów pasjonującej lektury. Jeśli chodzi o złożoność konwencji i "wyższe" poczucie humoru, nową książkę Marcina Szczygielskiego docenią więc raczej dorośli.
"Tuczarnia motyli" chwilami zmienia się w satyrę polityczną. Nie jestem pewna, na ile dzieci zrozumieją autorskie rozważania o władzy absolutnej, monarchii, wyzysku niższych warstw społecznych (połączonym z kanibalizmem), rewolucji (lutowej) i narodzinach demokracji oraz czy przyjmą jego stanowisko jako własne. Na pewno jednak za uniwersalny można uznać obraz absurdu wojny, podobnie ponadczasowe pozostaje przesłanie "make love, not war", propagowane przez Majkę:
"– Nie mam zielonego pojęcia, jak oni mogą od pokoleń toczyć wojny, skoro tak łatwo się w sobie zakochują (...)";
"– W rządzie będą Iwan, Inga, Olga, Walek, Aleksandryna i Aurelian, a wy macie ich słuchać.
Ale przecież oni są jeszcze dziećmi! – krzyknął cesarz Albrecht. – To nie do pomyślenia, żeby...
Uważam, że mają najwięcej rozumu z was wszystkich. – przerwała mu Maja. – Poza tym nie wiedzieli nic o waszych zbrodniach, a do tego są zakochani, więc najlepiej się nadają. Bo jak się ludzie kochają z wzajemnością, to nie mają głowy do podłości i są dobrzy. Widziałam w telewizji".
Powrotowi Majki do "zwyczajnego" Szczecina i "normalnego" wymiaru (ciała i rzeczywistości) towarzyszy zapowiedź kolejnych przygód. Zagadka zaginięcia prapraprababci Niny nie została "rozgryziona" (słowa mojego syna), czekamy więc na dalsze próby jej rozwiązania.
 
Rysunki Magdy Wosik po raz kolejny układają się w małe komiksy, bez nich nie wyobrażamy sobie książek o Majce. Podczas lektury ilustracje niemal ożywają w głowie czytelnika, łatwo wyobrazić sobie ich rozbudowaną wersję: odrębną publikację obrazkową lub animację. Może kiedyś powstaną?
Bożena Itoya

Marcin Szczygielski, Tuczarnia motyli, rysunki Magda Wosik, Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2014.
Od wydawcy:
Co robić, kiedy śnieg wciąż pada, pada i pada? Warszawa jest już zasypana, życie w mieście staje na głowie… W szkole Majki zostają odwołane lekcje. Można oczywiście siedzieć w domu z rodzicami i malutką Alicją i

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz