cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 18 grudnia 2014

Pałaszomania po raz wtóry: "Licencja na zakochanie"

Bardzo lubię książki, w których występują prawdziwe babcie. Nie te przesadnie staroświeckie staruszki, których rola ogranicza się do gotowania, zaparzania herbaty i wsuwania sweterka w dziecięce spodnie, ale takie przyjaźniące się z bohaterami, znające problemy i "język" młodych ludzi. Życie babć (rzeczywistych i literackich) nie ogranicza się do bujanych foteli i wełnianych chust. Moja miała co prawda i jedno, i drugie, a jednak nie to pamiętam z dzieciństwa najlepiej i nie za tym najbardziej tęsknię. Osobistym wspomnieniom bardziej odpowiada atmosfera tworzona przez babcie z książek Marcina Pałasza: poczucie bezpieczeństwa i bezwzględnego wsparcia. Są to panie miłe i ciepłe, ale też mądre, dowcipne, rozumiejące nawet problemy miłosne młodzieży I nieważne, że czasem mylą "glany" z "glonami". Taka osoba pewnie nie wpadłaby w gniew ani panikę na przykład widząc irokeza na głowie wzorowo dotąd wyglądającej wnuczki... Postać babci przenikliwej, pomocnej i energicznej spotkałam już w książkach "Wszystko zaczyna się od marzeń" oraz "Elf i pierwsza Gwiazdka". Mogę nawet wyobrazić sobie studium naukowe "Mit babci w prozie Marcina Pałasza".
"Licencja na zakochanie" jest pogodną powieścią o przyjaźni, perypetiach rodzinnych oraz miłosnych trojga trzynastolatków. Po raz kolejny doceniam naturalność, z jaką autor opisuje relacje między bohaterami i ich sposób widzenia świata. Tak właśnie pamiętam siebie w tym wieku, wszystkie zawirowania, wątpliwości, radości, nadzieje, zapatrzenie w pierwszą (?) miłość. Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko, a młodszym czytelnikom (od około 9 lat) może nawet służyć za poradnik (z przymrużeniem oka). Realia życia "tej dzisiejszej młodzieży" zdecydowanie lepiej opisywane są w książkach, na przykład omawianej, niż w "kalendarzach nastolatki" czy kolorowych magazynach z poradami i komiksami miłosnymi. I choć Marcin Pałasz nie nauczy czytelniczek, jak zrobić modny makijaż, dobrać brylantową kieckę i ogólnie jak wyglądać na o pięć lat starszą (w "Licencji..." postarzają się tylko młodociane wyrzutki, palące papierosy, napadające na ludzi i ostatecznie zabierane przez policję), to może podpowiedzieć czym kierować się w ocenie ludzi (przyjaciół, sympatii, dorosłych, samego siebie).
W "Licencji na zakochanie" pojawia się również (w "roli drugoplanowej") postać z innej książki Marcina Pałasza – Bartek zwany Bąblem, bohater "Wakacji w wielkim mieście" (wznowienie Wydawnictwo BIS 2014). To dobry zabieg przyciągający uwagę czytelnika, przynajmniej w przypadku mojego syna zawsze się sprawdza. Spotkaniu z dobrym literackim znajomym towarzyszyło zaskoczenie i radość, a tempo czytania przyspieszyło. Bąbel pojawia się sporadycznie, ale dla Gucia, bohatera "Licencji...", jest kimś w rodzaju mentora – ma już dziewczynę, wszystko rozumie i potrafi doradzić. Wszelkie porady i starania opisane zostały bez patosu, lekko i humorystycznie, jak to u Marcina Pałasza. Poruszane problemy są jednak bardzo poważne. Książkę tę powinny przeczytać przede wszystkim młode osoby, które z trudem akceptują siebie. Lektura z pewnością przyda się też rodzicom (ewentualnie dziadkom wychowującym nastolatki). Warto sobie przypomnieć, jak to z nami było w okresie dorastania i uświadomić, że dwunasto- / trzynastolatek to już nie "tylko" dziecko, a nastolatek, przynajmniej w jego własnym mniemaniu.
Bożena Itoya
Marcin Pałasz, Licencja na zakochanie, ilustracje: Katarzyna Kołodziej, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2014.
Od wydawcy:
Trzynastoletni pulchny i ciapowaty Gucio nie wyróżnia się z tłumu. Ma swoją przyjaciółkę Lutkę i to mu wystarcza do szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz