cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

czwartek, 7 września 2017

Czarnobyl – Strefa


Pamiętacie? Jak spędzaliście wiosenny dzień w kwietniu 1986 roku, gdy po eksplozji reaktora elektrowni jądrowej w ukraińskim Czarnobylu gruchnęła wiadomość, że radioaktywna chmura nadciągnęła nad Polskę? Moja pamięć nie sięga tak daleko, ale wiem z opowieści mamy, że spacerowała ze mną i moim rodzeństwem po podwórku, kiedy z okna zaczęła ją wołać sąsiadka–lekarka. Pani doktor krzyczała, by mama natychmiast wracała z dziećmi do domu i pozamykała okna. Niby nie jest to szczególnie interesująca historia, ale trafia do podrośniętego dziecka, które wychowuje się na tym samym osiedlu, podwórku, zna od małego tę właśnie lekarkę i potrafi sobie wyobrazić tamto wołanie, okna zatrzaskiwane na całej ulicy "wieżowców". Dlatego ta opowieść działała na moją nastoletnią wyobraźnię i dała do myślenia mojemu synowi, wychowującemu się w tej samej okolicy. Dobrze jest w taki sposób rozpocząć rodzinną rozmowę o Czarnobylu, a kolejnym krokiem może być komiks "Czarnobyl – Strefa" Natachy Bustos (rysunki) i Francisca Sáncheza (scenariusz).
Album przeznaczony jest dla dorosłych i starszej młodzieży, przy czym kwestię "starszeństwa", czyli przynależność do tej drugiej grupy, rozstrzygnąć mogą sami zainteresowani, ewentualnie rodzice czy nauczyciele dobrze znający możliwości percepcyjne i czytelnicze swoich podopiecznych. Opowieści ze świata po apokalipsie są bardzo modne wśród nastoletnich czytelników i widzów, tym bardziej więc warto pokazać młodzieży ten komiksowy portret postapokaliptycznego krajobrazu Ukrainy schyłku XX i początków XXI wieku.
Scenarzysta snuje opowieść na kilku planach czasowych i z punktu widzenia różnych pokoleń. Początkowo czytelnik jest nieco zagubiony i retrospekcje oraz zmiany bohaterów traktuje jako osobne historie ujęte w jednym albumie. Potem jednak łączymy w całość sceny dotyczące pary staruszków powracających do wysiedlonej wsi (na skażoną ziemię), rozdzielonej rodziny, której ojciec pracuje w elektrowni i po wybuchu nie ma o nim żadnych wieści, a jego ciężarna żona jest wywożona z innymi mieszkańcami Prypeci daleko, do innej miejscowości, i w końcu opowieść o młodych ludziach, migrujących wtedy, w wieku kilku lat lub jako nienarodzone dziecko, a teraz odwiedzających wyklętą ojczyznę. Wszystkie podróże opisane i narysowane w "Czarnobylu" głęboko mną poruszyły. Najboleśniej zapada w pamięć los zapomnianych, wyczerpanych, niepotrzebnych społeczeństwu osób: ludzi starszych, w chwili przesiedlenia jakby wyrwanych z korzeniami, od życia na obczyźnie wolących śmierć u siebie. Ich decyzja o powrocie nie będzie czynem bohaterskim i patetycznym, jakie nagłaśnia się w mediach, tylko cichym, niezauważalnym i obiektywnie zbędnym. Innym straceńcem jest wujek najmłodszych bohaterów, który jako młody człowiek zostaje skierowany do usuwania skutków tragicznej awarii. Ta postać reprezentuje grono "likwidatorów", nieoficjalnych bohaterów narodowych, czasem wciąż żyjących, niepełnosprawnych, pozbawionych szans na założenie własnej rodziny, jakichkolwiek perspektyw, po prostu skazanych na cierpienie i rozciągniętą w czasie śmierć. O każdym z wyroków, które spotkały pracowników elektrowni i mieszkańców sąsiadujących z nią miejscowości, czyta się z niedowierzaniem, zwłaszcza jeśli dopiero poznajemy tamte wydarzenia. Czy to naprawdę mogło się wydarzyć w naszych czasach, tuż obok Polski? Oczywiście smutna nauka płynąca z tego albumu brzmi: tak, mogło i nadal może.
Komiks "Czarnobyl – Strefa" jest artystyczną wizją i interpretacją klęski, natomiast bezpośredni, rzeczowy opis został dołączony w formie rozbudowanych notatek (wstęp, epilog i inne), więc nawet gdyby nastolatkowi coś wydało się niejasne lub niewiarygodne, po lekturze kadrów upewni się, że nie goszczą na nich obrazy po gwiezdnych wojnach, mutanty powstałe w wyniku zaawansowanych eksperymentów genetycznych ani fosforyzujące roślinki z kosmosu. To tylko rzeczywistość.
Album jest czarno-biały (poza intensywną czerwienią i martwą zielenią okładki), a rysunki okazały się tak samo mocne i bezdyskusyjne jak przekaz płynący z całej opowieści. Czy są dobre, świetne, może genialne? Cóż, zagadnienie poziomu artystycznego komiksu zostało odsunięte na drugi plan przez poważne i silne przesłanie, po prostu przeciętny czytelnik ocenia przede wszystkim temat, a nie formę plastyczną, która po pierwszych stronach staje się naturalna, spaja się z naszym myśleniem o Czarnobylu. Od czasu, gdy przeczytałam ten album, jest on moim pierwszym skojarzeniem z katastrofą sprzed 31 lat, przywoływanym nawet przed historią mamy o moim własnym dzieciństwie. Chyba właśnie tak powinien działać na czytelnika zaangażowany komiks, zatem autorom "Czarnobyla – Strefy" należy gratulować sukcesu.
Jedyny dysonans, jaki odczuwałam podczas lektury, wynika z fatalnej decyzji (wydawcy lub autorów) o czcionce nagłówków i podtytułów na okładce oraz wewnątrz komiksu. Otóż autorzy zastosowali przedziwną stylizację języka polskiego na rosyjski: niektóre litery alfabetów używanych w językach wschodniosłowiańskich występują tu jako ozdobne wersje liter łacińskich, czyli tych znanych nam z polszczyzny. Polskie wyrazy zapisano z użyciem liter alfabetu rosyjskiego przypominających inne litery polskie, na przykład znak "И" (oznaczający głoskę "i") skojarzył się komuś z polskim "N", a z "Я" (wym. "ja") zrobiono "takie śmieszne" "R". Jeśli ktoś zna i polski, i któryś z języków wschodniosłowiańskich, przeczytanie tych dziwnych zapisów przychodzi mu z wielkim trudem, zwłaszcza, że główny tytuł na okładce zapisany jest po rosyjsku. Swoją drogą, ciekawe, czemu nie po ukraińsku.
Bożena Itoya

Natacha Bustos, Francisco Sánchez, Czarnobyl – Strefa, tłumaczenie z języka hiszpańskiego Krzysztof Konopacki, Centrala – Mądre komiksy, Poznań 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz