Pamiętacie?
Jak spędzaliście wiosenny dzień w kwietniu 1986 roku, gdy po
eksplozji reaktora elektrowni jądrowej w ukraińskim Czarnobylu
gruchnęła wiadomość, że radioaktywna chmura nadciągnęła nad
Polskę? Moja pamięć nie sięga tak daleko, ale wiem z opowieści
mamy, że spacerowała ze mną i moim rodzeństwem po podwórku,
kiedy z okna zaczęła ją wołać sąsiadka–lekarka. Pani doktor
krzyczała, by mama natychmiast wracała z dziećmi do domu i
pozamykała okna. Niby nie jest to szczególnie interesująca
historia, ale trafia do podrośniętego dziecka, które wychowuje się
na tym samym osiedlu, podwórku, zna od małego tę właśnie lekarkę
i potrafi sobie wyobrazić tamto wołanie, okna zatrzaskiwane na
całej ulicy "wieżowców". Dlatego ta opowieść działała
na moją nastoletnią wyobraźnię i dała do myślenia mojemu
synowi, wychowującemu się w tej samej okolicy. Dobrze jest w taki
sposób rozpocząć rodzinną rozmowę o Czarnobylu, a kolejnym
krokiem może być komiks "Czarnobyl – Strefa" Natachy
Bustos (rysunki) i Francisca Sáncheza (scenariusz).
Album
przeznaczony jest dla dorosłych i starszej młodzieży, przy czym
kwestię "starszeństwa", czyli przynależność do tej
drugiej grupy, rozstrzygnąć mogą sami zainteresowani, ewentualnie
rodzice czy nauczyciele dobrze znający możliwości percepcyjne i
czytelnicze swoich podopiecznych. Opowieści ze świata po
apokalipsie są bardzo modne wśród nastoletnich czytelników i
widzów, tym bardziej więc warto pokazać młodzieży ten komiksowy
portret postapokaliptycznego krajobrazu Ukrainy schyłku XX i
początków XXI wieku.
Scenarzysta
snuje opowieść na kilku planach czasowych i z punktu widzenia
różnych pokoleń. Początkowo czytelnik jest nieco zagubiony i
retrospekcje oraz zmiany bohaterów traktuje jako osobne historie
ujęte w jednym albumie. Potem jednak łączymy w całość sceny
dotyczące pary staruszków powracających do wysiedlonej wsi (na
skażoną ziemię), rozdzielonej rodziny, której ojciec pracuje w
elektrowni i po wybuchu nie ma o nim żadnych wieści, a jego
ciężarna żona jest wywożona z innymi mieszkańcami Prypeci
daleko, do innej miejscowości, i w końcu opowieść o młodych
ludziach, migrujących wtedy, w wieku kilku lat lub jako nienarodzone
dziecko, a teraz odwiedzających wyklętą ojczyznę. Wszystkie
podróże opisane i narysowane w "Czarnobylu" głęboko mną
poruszyły. Najboleśniej zapada w pamięć los zapomnianych,
wyczerpanych, niepotrzebnych społeczeństwu osób: ludzi starszych,
w chwili przesiedlenia jakby wyrwanych z korzeniami, od życia na
obczyźnie wolących śmierć u siebie. Ich decyzja o powrocie nie
będzie czynem bohaterskim i patetycznym, jakie nagłaśnia się w
mediach, tylko cichym, niezauważalnym i obiektywnie zbędnym. Innym
straceńcem jest wujek najmłodszych bohaterów, który jako młody
człowiek zostaje skierowany do usuwania skutków tragicznej awarii.
Ta postać reprezentuje grono "likwidatorów",
nieoficjalnych bohaterów narodowych, czasem wciąż żyjących,
niepełnosprawnych, pozbawionych szans na założenie własnej
rodziny, jakichkolwiek perspektyw, po prostu skazanych na cierpienie
i rozciągniętą w czasie śmierć. O każdym z wyroków, które
spotkały pracowników elektrowni i mieszkańców sąsiadujących z
nią miejscowości, czyta się z niedowierzaniem, zwłaszcza jeśli
dopiero poznajemy tamte wydarzenia. Czy to naprawdę mogło się
wydarzyć w naszych czasach, tuż obok Polski? Oczywiście smutna
nauka płynąca z tego albumu brzmi: tak, mogło i nadal może.
Komiks
"Czarnobyl – Strefa" jest artystyczną wizją i
interpretacją klęski, natomiast bezpośredni, rzeczowy opis został
dołączony w formie rozbudowanych notatek (wstęp, epilog i inne),
więc nawet gdyby nastolatkowi coś wydało się niejasne lub
niewiarygodne, po lekturze kadrów upewni się, że nie goszczą na
nich obrazy po gwiezdnych wojnach, mutanty powstałe w wyniku
zaawansowanych eksperymentów genetycznych ani fosforyzujące
roślinki z kosmosu. To tylko rzeczywistość.
Album
jest czarno-biały (poza intensywną czerwienią i martwą zielenią
okładki), a rysunki okazały się tak samo mocne i bezdyskusyjne jak
przekaz płynący z całej opowieści. Czy są dobre, świetne, może
genialne? Cóż, zagadnienie poziomu artystycznego komiksu zostało
odsunięte na drugi plan przez poważne i silne przesłanie, po
prostu przeciętny czytelnik ocenia przede wszystkim temat, a nie
formę plastyczną, która po pierwszych stronach staje się
naturalna, spaja się z naszym myśleniem o Czarnobylu. Od czasu, gdy
przeczytałam ten album, jest on moim pierwszym skojarzeniem z
katastrofą sprzed 31 lat, przywoływanym nawet przed historią mamy
o moim własnym dzieciństwie. Chyba właśnie tak powinien działać
na czytelnika zaangażowany komiks, zatem autorom "Czarnobyla –
Strefy" należy gratulować sukcesu.
Jedyny
dysonans, jaki odczuwałam podczas lektury, wynika z fatalnej decyzji
(wydawcy lub autorów) o czcionce nagłówków i podtytułów na
okładce oraz wewnątrz komiksu. Otóż autorzy zastosowali
przedziwną stylizację języka polskiego na rosyjski: niektóre
litery alfabetów używanych w językach wschodniosłowiańskich
występują tu jako ozdobne wersje liter łacińskich, czyli tych
znanych nam z polszczyzny. Polskie wyrazy zapisano z użyciem liter
alfabetu rosyjskiego przypominających inne litery polskie, na
przykład znak "И" (oznaczający głoskę "i")
skojarzył się komuś z polskim "N", a z "Я"
(wym. "ja") zrobiono "takie śmieszne" "R".
Jeśli ktoś zna i polski, i któryś z języków
wschodniosłowiańskich, przeczytanie tych dziwnych zapisów
przychodzi mu z wielkim trudem, zwłaszcza, że główny tytuł na
okładce zapisany jest po rosyjsku. Swoją drogą, ciekawe, czemu nie
po ukraińsku.
Bożena
Itoya
Natacha
Bustos, Francisco Sánchez, Czarnobyl – Strefa, tłumaczenie z
języka hiszpańskiego Krzysztof Konopacki, Centrala – Mądre
komiksy, Poznań 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz