"Dziewczyny
z ryciny" są siódmą książką z cyklu "Aniołki kota
Cagliostro" i siódemka zdecydowanie okazała się szczęśliwa
dla autorów: Jarosława Mikołajewskiego (tekst) oraz Marcina
Bruchnalskiego (ilustracje). Kolejna detektywistyczno-kulturowa
przygoda międzynarodowej grupy przyjaciółek jest lekka,
przejrzysta, zabawna, kolorowa i wciągająca. Po raz pierwszy obok
stałego edytora, poznańskiego wydawnictwa Media Rodzina, wystąpił
współwydawca: Muzeum Łazienki Królewskie, ponieważ tytułowe
dziewczyny są postaciami z pewnego muzealnego eksponatu, który na
co dzień można zobaczyć na jednej z ekspozycji w słynnych
warszawskich ogrodach.
Na
początku książki autor i ilustrator przedstawiają sześć
bohaterek, pochodzących z Polski, Włoch, Czech, Anglii, Rosji i
Francji, oraz ich kociego szefa, dalej zarysowują sferę i mapę ich
detektywistycznej działalności, sposoby komunikacji oraz
fantastyczne aspekty znajomości. Tę część publikacji czyta się
i ogląda bardzo przyjemnie nawet starym znajomym aniołków kota
Cagliostro, do których należymy – dobrze pamiętamy każdą ich
przygodę. Od pierwszej strony autor, będący wybitnym pisarzem,
poetą, tłumaczem i znawcą kultury włoskiej, oczarowuje znakomicie
skonstruowaną opowieścią, humorem, naturalnością języka, pogodą
ducha, jakąś świetlistością bijącą od zagadki i jej opisu
(choć zazwyczaj zagadki bywają mroczne...). Jarosławowi
Mikołajewskiemu wspaniale akompaniuje Marcin Bruchnalski, którego
subtelne ilustracje nie tylko oddają miejsca oraz bieg akcji, ale
też współtworzą nastrój historii. Choć obraz Łazienek
Królewskich nosi w sobie chyba każdy warszawiak, to nasza
wyobraźnia nie odmalowałaby tak cudownie dziewczyn z ryciny.
Okładka z wizerunkami tajemniczych bohaterek oraz nocnego parku (z
jednym z jego budynków i mieszkańców) jest po prostu piękna i
wyjątkowa.
Dziewczęta,
na wezwanie kota Cagliostro prowadzące śledztwo, nie zobaczą
trzech Heliad z akwaforty w sytuacji, w jakiej my widzimy je na
okładce – to przywilej czytelników. Marta i jej przyjaciółki
(Olga, Patricia, Helenka, Rita i Mary) zostają skierowane do
muzealniczki opiekującej się zbiorami Białego Domku w Łazienkach
Królewskich, gdzie doszło do tajemniczego zniknięcia.
(...)
Faeton poprosił swojego tatę, żeby ten pozwolił mu powozić
rydwanem słońca. Czyli słonecznym wozem. Helios musiał się
zgodzić, bo wcześniej obiecał, że spełni każde życzenie syna.
Kłopot w tym, że Faeton nie potrafił powozić rydwanem, więc
konie brykały po całym niebie i nie dały się prowadzić drogą,
jaką słońce codziennie odbywa po niebie.
–
Wyobraźcie sobie – wtrąciła
pni – słońce, które to wzbija się w górę, to opada, po chwili
znowu się wzbija, i znowu opada... Przecież to byłaby apokalipsa.
– Profesor
mówił nam w szkole – wróciła Rita do swojej opowieści – że
kiedy Faeton znalazł się za wysoko, groziło to pożarem, a kiedy
za nisko, mogła spłonąć ziemia. Wtedy Zeus, czyli bóg bogów,
trafił Faetona piorunem. Chłopiec wpadł do Padu i zginął...
– Owszem,
do Padu –
potwierdziła pani –
ale kiedyś ta rzeka nosiła
nazwę Erydan... Brawo, Rito! Doskonale znasz mitologię. Ale teraz
popatrzcie: jeszcze wczoraj na rycinie był grób z urną na
szczycie... I wciąż tutaj jest. Była Klimena, i ona wciąż płacze
nad synem, jak wczoraj. Był łabędź, i też wciąż tu jest. To
Kyknos, przyjaciel Faetona, król Ligurów, który zmienił się w
łabędzia. Żyjąc w wodzie, unika słońca i nieba... Były też
trzy Heliady i... I ich właśnie nie ma! A przecież tu stały.
Przewodniczkami
Aniołków są dwie członkinie grupy: Marta, dlatego, że orientuje
się w historii i topografii warszawskich ogrodów, oraz Rita,
ponieważ dobrze zna mitologię i dzieła starożytnego poety
Owidiusza. Rozwiązanie zagadki będzie jednak możliwe nie tyle
dzięki wiedzy, co empatii, a także "wrażliwości, domyślności
tudzież intuicji", które to cechy posiadają młode detektywki
(określenie autora). W książce znajdziemy dużo dziewczęcej mocy,
radości, świeżości, a także ciepła i otwartości, jakie
towarzyszą wielkiej, "wielokrotnej" przyjaźni. Ta
otwartość oznacza z jednej strony gotowość na uwzględnienie w
śledztwie choćby najbardziej nieprawdopodobnych możliwości, a z
drugiej – niezamykanie się na nowe znajomości. Znając poprzednie
przygody Marty i spółki trudno się dziwić, że zaprzyjaźnią się
one nawet z mitycznymi Heliadami.
"Dziewczyny
z ryciny" poza wartością kulturoznawczą zapewniają po prostu
dobrą rozrywkę z odrobiną poezji. Heliady przemawiają bowiem
wierszem, a i cała otaczająca je atmosfera jest tak liryczna i
nostalgiczna, że brakuje nam tylko muzyki... muz. Warto zaproponować
tę pozycję młodym podróżniczkom, fascynatkom zagadek
detektywistycznych, turystkom zwiedzającym stolicę, warszawiankom
dopiero poznającym swoje miasto, czy też po prostu dziewczętom
lubiącym czytanie i myślenie. Zresztą chyba każdy chciałby
przeżyć taką antyczną przygodę we współczesnej Warszawie.
Bożena
Itoya
Jarosław
Mikołajewski, Dziewczyny z ryciny, ilustracje Marcin Bruchnalski,
seria Aniołki kota Cagliostro, Media Rodzina, Muzeum Łazienki
Królewskie, Poznań – Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz