"65-piętrowy
domek na drzewie" jest piątym tomem serii Andy'ego Griffithsa
(tekst/scenariusz) i Terry'ego Dentona (ilustracje). Co tom domek
rośnie o 13 pięter. A jak długo to potrwa? Cóż, przy stronie
tytułowej pojawiła się zapowiedź: "W przygotowaniu:
78-piętrowy domek na drzewie", a obok niej rysunek, na którym
latająca ryba informuje, że pierwiastek ze 169 wynosi 13. Czyżby
więc autorzy planowali sięgnąć nieboskłonu 169-piętrowym
domkiem na drzewie? To możliwe, bo akcja najnowszej części tylko w
niewielkim stopniu rozgrywa się w domku, wymieniane są jego nowe
śmieszne poziomy, ale jest to jedynie tło, otoczka właściwych
przygód, a cała reszta zależy od fantazji autorów i "zewnętrznej"
koncepcji.
Sześćdziesięciopięciopiętrowy
domek na drzewie różni się od pięćdziesięciodwupiętrowego
salonem piękności dla zwierząt (prowadzonym przez Jill), pokojem
urodzinowym (w którym zawsze macie urodziny, nawet gdy ich nie
macie), pokojem, w którym młodniejecie, klonomatem, salą
eksplodujących gałek ocznych, drzewną telewizją, która zapewnia
pasek informacyjny z relacją na żywo na każdej stronie książki –
od 20. do 383., sklepem z lizakami, w którym sprzedawczynią jest
robot Mona Lizak, orkiestrą piszczących balonów, domkiem dla sów
z trzema mądrymi sowami, niewidzialnym piętrem, mrówczą farmą (z
sześćdziesięcioma pięcioma pokoikami), lotnymi piaskami oraz
strzelnicą. Niech to będzie próbka charakteru tej publikacji. To,
co nam, dorosłym, może wydawać się niemądre i bezsensowne, dla
dzieci okazuje się prześmieszne. Sama słyszałam, jak czytelnicy
na spotkaniu autorskim podsuwali Andy'emu Griffithsowi podobne
pomysły na rozbudowę domku na drzewie.
Nowa
przygoda rozpoczyna się od ataku wściekłych mrówek, ciągle
pozbawianych domu, czyli wspomnianej wyżej mrówczej farmy.
Mieszkanki jednego z nowych pięter domku stają się groźną,
zmiennokształtną masą prześladującą swoich stwórców i
przemawiającą komiksowym językiem kojarzącym się w Woodstockiem
z "Fistaszków". Mowę tę rozumie tylko specjalistka od
spraw zwierząt wszelakich, czyli Jill, którą Terry zmniejsza do
rozmiaru mrówki. Jak to robi? Dzięki swojemu zaczarowanemu
ołówkowi. Cóż to za czary? Żadne czary, po prostu Terry jest
rysownikiem, współtwórcą książki, którą czytamy i oglądamy.
Jak we wszystkich publikacjach nawiązujących do komiksu (i do serii
o Kapitanie Majtasie), tak i tutaj postacie w zabawny sposób
pokazują nam, że są świadome "bycia w książce" –
autorzy na bieżąco ją animują, a na przykład pingwiny
zastanawiają się, jak Terry może zobaczyć Andy'ego przez dymek z
tekstem. Analizując podobne koncepcje i językowo-rysunkowe
rozwiązania, z których ulepiona została ta publikacja, warto też
zwrócić uwagę na polski przekład. Chociaż humor "65-piętrowego
domku na drzewie" jest w dużej mierze uniwersalny i trafia do
dzieci na całym świecie, to jednak Maciejka Mazan sprawiła, że u
polskich czytelników poziom wesołości jest wyjątkowo wysoki.
Po
zażegnaniu konfliktu autorzy – mrówki (za sprawą skutecznej
mediacji Jill), wysłuchujemy bajki Terry'ego o tym, jak to załatwiał
zezwolenie na budowę domku na drzewie i jak ostatecznie go nie
załatwił. Dochodzi do bliskiego spotkania z panem Nochalem,
paskudnym wydawcą książek Terry'ego i Andy'ego, oraz z inspektorem
budowlanym Bąbelkiem. Jegomość ów wyraża swoje ostrzeżenia i
nakazy rymując i w ten przyjemny sposób dowiadujemy się o
kolejnych niebezpieczeństwach płynących z korzystania z
65-piętrowego domku na drzewie. Obiekt ma być czym prędzej
zburzony, a jedynym ratunkiem wydaje się podróż w czasie do
momentu, gdy Terry powinien zdobyć zezwolenie na budowę, ale tego
nie zrobił. Oczywiście okazuje się, że fantastyczny domek
wyposażony jest także w wehikuł czasu, zbudowany zawczasu przez
Terry'ego. Pojazd ma postać... kubła na śmieci. Autorzy wskakują
na pokład, a za nimi pakuje się wszędobylski inspektor Bąbelek.
Na skutek "małej" pomyłki wskaźnik daty cofa pasażerów
do czasu, gdy nikt jeszcze nie myślał o upiornych zezwoleniach na
budowę.
Już
patrząc na spis treści zauważamy, że droga do upragnionego
dokumentu będzie bardzo długa: "Między nami pierwotniakami"
rozgrywa się 650 000 000 lat p.n.e., "Tańczący z dinozaurami"
– 65 000 000 lat p.n.e., "Szkoła plastyczna z epoki kamienia"
– 65 000 lat p.n.e., "Sfinksowany faraon" – 650 lat
p.n.e., "B. Hur" w 65 rok n.e., "Przyszłość" –
za 65 000 lat, natomiast "Przyszłość przyszłości" za
650 000 000 lat. Jak widać, liczba 65 z tytułu książki powraca tu
wielokrotnie – zwielokrotniona, i jak to ujął mój syn, mniejsze
dzieci, nieznające matematyki na poziomie czwartej klasy szkoły
podstawowej, nie połapałyby się w rachunkowej zabawie z zerami i
oznaczeniami naszej ery. Wędrówka ta jest bardzo wesoła, bo pod
postaciami kolejnych mieszkańców Ziemi Terry i Andy spotykają
swoje przeszłe i przyszłe odpowiedniki, a także wcielenia pana
Nochala, oglądają prehistoryczne i zmechanizowane komiksy o
Szczekusiu (kto czytał poprzednie tomy, ten wie, o kogo chodzi),
ingerują w historię, zaprzyjaźniają się z inspektorem Bąbelkiem,
którego nieodłącznym atrybutem jest folia bąbelkowa, powiewająca
za nim niczym peleryna superbohatera, spotykają pisarza H.G.
Wellsa... Tak tak, niespodzianki płyną nieprzerwanym strumieniem.
Piąty
tom serii "Wielopiętrowy domek na drzewie" podobał nam
się bardziej od poprzednich. Dobrym rozwiązaniem okazało się
wzmocnienie pierwiastka science-fiction, zastosowanie kilku trików
literackich, jak mieszanie gatunków (np. opowiadanie
fantastycznonaukowe i baśń) oraz typów narracji (prozy z poezją,
a także elementami komiksu), przy równoczesnym zachowaniu
wcześniejszych ram serii. Czytelnicy, przyzwyczajeni do tej formuły,
będą zadowoleni, równocześnie zyskując nowe doświadczenia
literackie. Autor podczas tegorocznego spotkania w Warszawie
wspominał, że jego książki bywały zakazywane w szkołach jako
niebezpieczne. Cóż, jeśli ktoś czuje się zagrożony, może
skorzystać ze złotego sposobu inspektora Bąbelka i przed lekturą
owinąć się folią bąbelkową.
Bożena
Itoya
Andy
Griffiths, 65-piętrowy domek na drzewie, ilustracje Terry Denton,
przełożyła Maciejka Mazan, Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz