cudanakiju.pl
środa, 25 października 2017
Szkoła według Juula
"Nauczyciele, uczniowie i rodzice powinni razem wyjść na ulicę i zaprotestować przeciwko obecnemu systemowi szkolnemu. Jeśli kiedyś do tego dojdzie, wstanę i pójdę razem z nimi" - tak Jesper Juul rozpoczyna swoją książkę "Kryzys szkoły", poświęconą edukacji systemowej. Brzmi wywrotowo, ale biorąc pod uwagę radykalne postulaty całkowitego odszkolnienia wysuwane przez autorów innych pozycji z kręgu edukacji alternatywnej i wolnościowej, wezwanie autora brzmi dość niewinnie. Juul nie usiłuje zrównać z ziemią szkolnych murów, nie wykrzykuje: "We don't need no education". Jak zwykle mam wrażenie, że bliżej mu do pragmatyka niż idealisty. Choć zdradza w książce swoją sympatię do idei szkół demokratycznych i twierdzi, że chętnie wysłałby wnuki do tego typu placówki, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że powszechna edukacja w modelu szkoła-uczeń-nauczyciel-rodzice ma się bardzo dobrze i w najbliższym czasie raczej nie zniknie. W książce zawiera szereg sugestii, jak uzdrowić istniejący model i wpisane w niego relacje, oczywiście zgodnie z Juulowskim systemem wartości, kładącym nacisk na godność, odpowiedzialność i poczucie własnej wartości.
Juul bardzo krytycznie wypowiada się o istniejącym modelu edukacji i atmosferze panującej w szkołach. Zwraca uwagę na liczne patologie, które są tak wszechobecne, że wręcz niewidzialne, a które coraz mniej przystają do współczesnego, empatycznego i nastawionego na relację modelu wychowania. Przede wszystkim wypomina szkołom silny nacisk na posłuszeństwo, który według Juula nie pozwala dzieciom brać odpowiedzialności za siebie, a tym samym budować zdrowego poczucia własnej wartości. Rodzice wpisują się w ten nurt, zdejmując z dzieci odpowiedzialność za naukę, choćby poprzez nadzorowanie wykonywania prac domowych, a także tradycyjnie stając w razie konfliktów po stronie szkoły.
Kolejnym grzechem systemu edukacji jest niepozostawianie przestrzeni na konflikt i obarczanie odpowiedzialnością za niego wyłącznie uczniów. Juul kwituje to porównaniem: "Żaden pracownik działu handlowego w koncernie samochodowym nie odważyłby się określić swojej klienteli jako "trudnej" lub "niedostępnej" tylko dlatego, że nie zadowalają go wyniki sprzedaży". Ciągła krytyka uczniów i obarczanie ich winą za złe relacje ze szkołą skutkuje według Juula negatywnym obrazem własnego "ja" i niskim poczuciem własnej wartości.
Jak więc powinna wyglądać szkoła według Juula? Kluczem, według którego należałoby na nowo zbudować wewnątrzszkolne relacje, są hasła takie jak: odpowiedzialność, godność, indywidualność, respektowanie granic i dialog. Autor postuluje nadanie edukacji bardziej humanistycznego charakteru. Truizm, według którego szkoła nie tylko uczy, ale i wychowuje, należałoby wziąć na poważnie - bo celem szkoły powinno być przede wszystkim kształtowanie ludzi z pozytywnym obrazem własnego "ja", biorących odpowiedzialność za siebie. I tu istotna jest rola nauczycieli (chyba już tylko Juul pamięta, że nauczyciel to też człowiek i kolejna ofiara źle funkcjonującego systemu edukacji), których należałoby wręcz rozpieszczać, ale też gruntownie przygotować do funkcjonowania w szkole działającej w oparciu o wspomniane wcześniej wartości. Konflikt w takim modelu to okazja do autentycznego dialogu nauczyciela i ucznia. Tak zwana "trudna młodzież" nie jest w nim postrzegana jako źle funkcjonujący trybik, wymagający naprawy, lecz ludzie z krwi i kości, którzy chcą być traktowani poważnie. Wizja nauczyciela, który podchodzi do sprawiającego problemy ucznia i pyta, jak może poprawić ich wzajemne relacje, wydaje się tak wywrotowa - dla niektórych zapewne wręcz oburzająca - że nam, produktom tradycyjnego modelu edukacji, trudno właściwie ocenić, co w takiej sytuacji mogłoby się wydarzyć. Przyznam, że w całej mojej karierze szkolnej nigdy nie byłam świadkiem niczego podobnego. Bardziej sceptyczni być może wyśmieją ten pomysł, wrzucając go do szufladki z "bezstresowym wychowaniem". Ja jednak jestem ciekawa. Co by było, gdyby nauczyciele traktowali nas w ten sposób? Jak byśmy się nawzajem postrzegali?
W edukację dzieci w równym stopniu co szkoła zaangażowani są rodzice. Juul sugeruje im, by przede wszystkim - i to również pewnie niektórych zszokuje - podziękować dzieciom za trud, jaki podejmują, chodząc codziennie do szkoły. I wreszcie stanęli po ich stronie w zderzeniu z edukacyjną machiną, głośno i dobitnie domagając się zmian.
Dla mnie osobiście najbardziej kontrowersyjnym postulatem Juula jest rezygnacja z obowiązkowej nauki i zastąpienie jej prawem do edukacji. Pomysł ten ma wielu zwolenników - i rzeczywiście w teorii przywraca dziecku godność i prawo do samostanowienia. Ja jednak boję się praktyki - nieposyłania dzieci - szczególnie dziewczynek - do szkół przez mniej odpowiedzialnych rodziców. Czy jako społeczeństwo rzeczywiście jesteśmy gotowi na taki krok?
Książka jest na tyle nieprzewrotowa, że można ją bezpiecznie podsunąć pracownikom oświaty, bez obawy, że zbulwersowani wyrzucą ja przez okno, a jednocześnie wystarczająco nonkonformistyczna, by zaintrygować i zachęcić pracowników oświaty do otworzenia się na zmiany. Póki co, moje własne doświadczenia z polskim systemem edukacji nie napawają optymizmem. Już na etapie przedszkola jako rodzice zostaliśmy szybko przywołani do porządku, gdy usiłowaliśmy bardziej aktywnie włączyć się w życie placówki. Feudalizm w polskich placówkach ma się dobrze. Jednak książka Jespera Juula -jedna z wielu pozycji poświęconych temu tematowi, które pojawiły się w ostatnich czasach na polskim rynku - zwiastuje rychłe zmiany. Warto po nią sięgnąć.
Joanna Pietrulewicz
Jesper Juul, Kryzys Szkoły, MiND, przełożył Dariusz Syska, Warszawa 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń