cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

poniedziałek, 9 października 2017

Życie na podglądzie


"Życie na podglądzie" przyciąga starszą młodzież intrygującą okładką oraz mocnym opisem wydawniczym. Jest tu malutki dom, równoznaczny z rodziną, i wielki, (wszech)potężny rak chwytający domek (lub podrzucający nim), patrzący nań okrągłymi, wszystkowidzącymi ślepiami-kamerami, a całość znajduje się na niebieskim tle – może to ekran telewizyjny? W końcu wydawca każe nam wczuć się w sytuację komunikując: "Niespodziewanie życie Twojej rodziny staje się obiektem telewizyjnego show. Potrafisz to sobie wyobrazić?". Spróbujmy.
W prologu i pierwszej części powieści dowiadujemy się wraz z Jaredem, ojcem piętnastoletniej Jackie, że niedługo umrze on z powodu nowotworu mózgu. Poznajemy reakcje chorego, jego żony, młodszej córki (Megan), a wreszcie głównej bohaterki. Rodzinny dramat rozwija się powoli, ponieważ autor zarzuca nas retrospekcjami, opisami szkoły i związków koleżeńskich dziewcząt, oraz szczegółowo przedstawia kolejne postaci drugoplanowe. Jedną z nich jest sam guz mózgu, glejak wielopostaciowy IV stopnia, zyskujący tu osobowość i imię: Glej. Książka Lena Vlahosa okazała się trudna ze względu na temat i styl narracji, a przede wszystkim z uwagi na bezpośredni, realistyczny obraz ludzkich niedoskonałości fizycznych, emocjonalnych i moralnych.

Kiedy Glej skończył kąpiel malutkiej Jackie, wpadł na coś doprawdy niezwykłego. To była część kory mózgowej, której żywiciel nigdy świadomie nie wykorzystywał. Prawdę mówiąc, żaden człowiek nie eksploatował z premedytacją tej sekcji mózgu. Był to fragment owych mitycznych dziewięćdziesięciu procent mózgu, których człowiek nie używa. Tyle że te zasoby bynajmniej nie były mitem, a w każdym razie nie dla glejaka wielopostaciowego IV stopnia.
Nurkując coraz głębiej w korze mózgowej Jareda, Glej mijał połyskujące kurtyny neuronów, z których co chwila wystrzeliwały rozbłyski w kolorze cyklamenowym, indygo i seledynowym, niczym zorza polarna umysłu. Wiry i strumienie inteligencji niosły go przez lejowate kłęby myśli zmieniające się w gwałtowny nurt, który bez uprzedzenia wyrzucił go wprost do synaptycznego morza, gdzie z głośnym pluskiem zanurzył się w ciepły bezmiar wody.

Wadą powieści jest brak swobody i płynności czytania, zacinanie się na ciągłych przeskokach, niemożność odczuwania głębi literatury. Nie da się utonąć w tej książce ani nawet w niej zanurkować, po lekturze pozostajemy susi, bo czytając cały czas mamy świadomość, jakim zabiegom poddaje nas autor. No, może brodzimy w gęstej wydzielinie konsumpcyjno-telewizyjnej ludzkości, ale jawne i okazałe zabiegi pisarskie, mające na celu wzruszanie i szokowanie czytelnika, pozostały dla nas prowokacjami. Autor sugeruje nam, jak mamy odbierać każdą z postaci, niczym stronniczy obrońca i oskarżyciel podsuwający ławie przysięgłych ocenę cząstkową oraz sam wyrok. Odpowiadając więc na cytowane wyżej polecenie z opisu wydawniczego: spróbowaliśmy to sobie wyobrazić, ale się nie udało. Naszą fantazję zastąpiły wyobraźnia autora i jego osobliwy styl, tak barwny, że chyba aż przebarwiony, dający o sobie znać w "glejowych" partiach tekstu i trochę przeze mnie zapożyczony na potrzeby niniejszego akapitu recenzji. Poetyckie porównania zastosowane w opisie czegoś tak organicznego, jak guz mózgu, zostały doprawione skomplikowanymi charakterystykami medycznymi. Po takich fragmentach czytelnik przeważnie potrzebuje chwili oddechu, czasem nawet dnia odpoczynku, zanim zacznie czytać dalej. Pozostałe elementy konstrukcji powieści kontrastują z przeżyciami Gleja, jest to po prostu relacja na żywo z życia uczestników i animatorów show.

Nie zapomnijcie obejrzeć "Życia i śmierci", najważniejszego reality show w historii telewizji. Pierwszy odcinek już za tydzień w ATN. Będziecie mogli śledzić życie Jareda Stone'a, którego mózg powoli zjada nieoperacyjny nowotwór. Nasze kamery mają nieograniczony dostęp do jego domu, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zobaczycie, jak razem z rodziną radzi sobie ze śmiertelną chorobą i z samą śmiercią. To będzie niespotykane, opiniotwórcze widowisko telewizyjne. Za chwilę wracamy.

Jako wielbicielka filmu "Truman Show" wypatrzyłam w "Życiu na podglądzie" wiele podobieństw do tego przełomowego obrazu sprzed niemal dwudziestu lat (choć podobno i tak nie był w pełni nowatorski). Trudno powiedzieć, czy były to celowe "mrugnięcia" do czytelnika, czy też autor mimowolnie czerpie ze skarbca popkultury, w każdym razie wydarzenia i zachowania opisane w książce nie są dla współczesnej młodzieży tak bulwersujące, jak miały być. Przede wszystkim temat nie trafia w zainteresowania młodych Polaków, bo raczej nie oglądają oni tego typu programów, o ile w ogóle korzystają z dobrodziejstw telewizji. Nastolatków prędzej wciągną dwa pomniejsze wątki, odpowiadające aktualnym modom i realiom: akcja wsparcia Jareda zorganizowana przez uczestników gry sieciowej fantasy oraz międzynarodowa "wymiana" uczniów na portalu społecznościowym (choć ten wskazany w książce uważany bywa raczej za przeznaczony dla maluszków i staruszków).
Autor solidnie zanalizował destrukcyjny wpływ choroby głowy rodziny, zamianę ról, do której dochodzi w domu Jareda, reorganizację relacji. Nie udało się nam zaprzyjaźnić z bohaterami książki, ale uznaliśmy ich za charakterystyczne typy, dobrych reprezentantów różnych pokoleń i funkcji społecznych. Niestety powieść jest mocno osadzona w realiach Stanów Zjednoczonych i nie wszystko będzie jasne dla polskiego czytelnika, zwłaszcza młodego. Dotyczy to na przykład pracy Jareda czy opisu (a nawet samej nazwy) amerykańskiej klasy średniej. W powieści znalazły się też fragmenty jakby odseparowane od fabuły, owszem, ciekawe, ale ich obecność pozostała dla mnie niezrozumiała – może odnoszą się do rzeczywistych miejsc, osób czy okoliczności, których polski czytelnik po prostu nie zna.

Właściciel sieci Powell's wcale nie żartował, nazywając swój sklep miastem książek. Olbrzymi lokal zajmował całą przecznicę i składał się z sześciu pomieszczeń, z których każde było większe niż przeciętna księgarnia. Poszczególne działy gromadziły księgozbiór poświęcony innej tematyce. Nawet wytrawni bibliofile zatrzymywali się przy tablicach informacyjnych przed sklepem, chętnie korzystając z ich pomocy, żeby znaleźć literacką igłę w przytłaczającym stogu słów.

Zakończenie powieści wykracza daleko poza czas akcji, a tym samym ucina rozważania o ewentualnej kontynuacji czy własne dywagacje na temat dalszych losów Jackie, jej rosyjskiego przyjaciela Maksa, internetowej przyjaciółki Hazel i całkiem realnej siostry Megan. Ale jeżeli chcecie na własny sposób rozpisać fikcyjny sequel "Życia na podglądzie", możecie po prostu pominąć epilog.
Bożena Itoya

Len Vlahos, Życie na podglądzie, tłumaczył Maciej Potulny, projekt graficzny okładki Lucyna Talejko-Kwiatkowska, Media Rodzina, Poznań 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz