cudanakiju.pl

cudanakiju.pl

wtorek, 22 maja 2018

Matka Polka


"Matka Polka" jest kolejną po "Cierpieniach sięciolatka" humorystyczną, rodzinno-przygodową książką Zuzanny Orlińskiej z ilustracjami Mikołaja Kamlera. Już chwytliwy tytuł okazuje się małą pułapką, żartem językowym, zabawą z czytelnikiem, i tak samo będzie do ostatniej strony publikacji. Weźmiemy udział w grze wyobraźni, nikt nam nie powie wprost, co bohaterowie przeżyli naprawdę, a co wyczarowały opowieści i waleczne czyny matki i ojca Polka, kiełkujące też w chłopcu, jego kuzynie i kolegach z klasy.
W pierwszym rozdziale autorka przedstawia bohaterów – trzyosobową rodzinę, przy czym pisze zwięźle, ale na tyle obrazowo, że po kilku stronach znamy ich już doskonale i bardzo lubimy. Na tę sympatię wpływają też ilustracje Mikołaja Kamlera, wyjątkowo pozytywne i wyraziste, choć na wyklejkach i pierwszych stronach widzimy tylko fragmenty twarzy tytułowej matki, bo większość kadru zajmuje jej bujna czupryna. (Auto)portret taty-malarza skojarzył nam się z lepszą wersją Pana Kleksa – oryginalny profesor Ambroży wydawał nam się zawsze trochę niepoczytalny, a tata Polka jest przesympatyczny, choć też nie należy do typowych poważnych panów.

Ciasna pracownia taty ładnie pachnie farbami i terpentyną. Polek ma tam swój ulubiony fotel – lubi siedzieć w nim cichutko za plecami taty i patrzeć, jak na płótnie pojawiają się barwne plamy. Na początku kolory często za sobą nie przepadają – tata pomaga im się spotkać i porozumieć. Te, które chcą za bardzo zwracać na siebie uwagę, głaszcze płaskim pędzlem, żeby złagodniały; inne, bardziej nieśmiałe, łaskocze małym pędzelkiem, aż wybuchają całą swoją barwną wesołością. Kiedy tata maluje, wygląda jakby tańczył. Pogwizduje dziarskie melodyjki. Jego tęgie ciało nabiera lekkości, a uśmiech nie schodzi mu z ust.

Muszę zaznaczyć, że "Matka Polka" rozpoczyna się tak, jak uczniowie chcieliby, żeby zaczynały się wszystkie szkolne lektury – wyraźnymi, pełnymi charakterystykami najważniejszych postaci. Wyszukiwanie podobnych opisów zazwyczaj zajmuje mojemu synowi większość czasu przewidzianego na zadania domowe (wszak w piątej klasie lektury miewają po 300 stron). Zuzanna Orlińska już na wstępie zyskuje więc aprobatę najważniejszego, dziecięcego jury, zwłaszcza jeśli dziecko lubi czytać o osobach nietypowych, trochę dziwakach, bardzo energicznych i nieoglądających się na opinie przeciętnych obywateli.

Matka – także dlatego, że nie pasują do niej żadne zdrobnienia. Nie jest wcale drobna, o nie. Jest po prostu duża. Ma długie nogi i długie ręce. Jej włosy – dużo włosów koloru rdzawobrązowego – skręcone w maleńkie sprężynki fruwają swobodnie wokół głowy. Nos ma spory, ale nie haczykowaty jak u Baby-Jagi, lecz miękko i łagodnie zakończony, pokryty mnóstwem drobniutkich, brązowych piegów (matka Polka lubi te piegi – twierdzi, ze każdy z nich jest pamiątką jakiegoś słonecznego dnia). Jej usta także są duże mówi nimi szybko i głośno, a kiedy milczy, ładnie się uśmiecha. Oczka za to ma małe, jasne bystro i trochę jakby kpiąco łypiące.
Chłopcy z klasy Polka sądzą, że jego matka jest dziwna. Ubiera się śmiesznie, nie tak jak inne mamy. Na wielkich stopach nosi zawsze stare, sfatygowane trampki, nawet zimą, ale nigdy nie marznie.

Rozdział drugi obłaskawi już chyba wszystkich opornych czytelników, rówieśników Polka (właściwie: Apolinarego) częściej zaglądających do rozmaitych ekranów niż do książek. Tak wydaje się spędzać czas i sam literacki bohater, którego wciąga (w każdym tego słowa znaczeniu) najnowsza gra komputerowa. Przygody w wirtualnym świecie zostały opisane z humorem, choć kilkakrotnie wzbudzają w czytelniku również niepokój, ale tylko taki znany każdemu graczowi czy widzowi filmów fantasy. Matka Polka okazuje się superbohaterką, radzi sobie w każdych, nawet najbardziej nieprawdopodobnych okolicznościach, zna języki, stworzenia i portale, o których istnieniu chłopiec nawet nie wiedział. Wartkim przygodom towarzyszą świetne ilustracje, sprawiające wrażenie ruchomych, naprawdę przypominające grę komputerową i fantastyczne światy. Naszą uwagę przyciągnęły nietypowe ujęcia, zwłaszcza ilustracja rozciągnięta na dwie strony (jej obejrzenie wymaga przerzucenia kartki) oraz to, w którym kluczową postać, wrażego robala, widać tylko w celowniku gigantycznej broni (ale nie jest to opowiadanie pełne przemocy!). Co ciekawe, na tym etapie książki przestaliśmy już zauważać, że ilustrator używa jedynie trzech kolorów: szarego, białego oraz pomarańczowego, ponieważ obrazy są po prostu kompletne i całkowicie angażują czytelnika, zupełnie jak komiks.
Rozdział trzeci opowiada o przyjęciu urodzinowym, jakie chciałoby mieć każde dziecko. Matka i ojciec Polka podpytują go o preferencje imprezowe, a odpowiedź (pełna zabawnych i jakże realistycznych narzekań młodzieńca) zajmuje ponad dwie strony. Przyszły jubilat wyjawia wreszcie swoje marzenia, ale kto by się spodziewał, że rodzice są w stanie je urzeczywistnić. A jednak: będzie okręt, piraci, abordaże, bitwa morska, same cuda! Poza cudowną, nieokiełznaną zabawą znajdziemy tu wyjątkowo cenny morał: zawsze znajdzie się jakiś mały hejter, który będzie chciał się wyróżnić, zabłysnąć krytykując największą nawet atrakcję. Nie warto się przejmować, nigdy nie dogodzi się wszystkim, a nawet jeśli dogodzi, to trafi się ktoś nieszczery, sabotujący radość jubilata, solenizanta czy innego bohatera dnia.
W rozdziale czwartym poziom fantazji, abstrakcji, surrealizmu i humoru znacznie wzrasta. To nasza ulubiona historia z "Matki Polka", genialna farsa o sile reklamy, zilustrowana przez Mikołaja Kamlera w duchu telewizyjnej błyszczącej papki (z jednym wyjątkiem – obrazkiem lasu, zawieszonym między baśnią a horrorem). Bardziej przyziemny wydaje się rozdział piąty, w którym akcja koncentruje się wokół osiedlowej imprezy sąsiedzkiej organizowanej przez matkę oraz przyjazdu kuzyna Polka, przemądrzałego Dantego Gabriela. Matka Polka występuje w nowych stylizacjach, roi się od ilustracji wesołych (a wśród nich króluje lekko spękana lub zamoknięta, przytulona do drzew i wpleciona w tekst kamienica, której podwórkiem maszerują chłopcy) i takich z dreszczykiem (sceny piwniczne, w tym... bokserskie), a wszystkie pełne są wyrazu i wydarzeń. Finał opowieści z rozdziału piątego przynosi przemianę przynajmniej jednego z bohaterów, oczyszczenie atmosfery i rozluźnienie czytelnika.
Ten ładunek pozytywnego nastroju przyda się w ostatnim, szóstym rozdziale. Tutaj akcja staje się dramatyczna, choćby nawet rozgrywała się tylko w wyobraźni Polka i miała symbolizować rodzinne relacje. Dochodzi bowiem do sytuacji, przed którą drży chyba każda matka – kiedy dziecko przestanie w nią wierzyć, coś wyssie z niej energię, nie starczy sił na podtrzymywanie rodzinnej konstrukcji. Opowieść pełna jest baśniowych nawiązań i chwilami byliśmy właściwie przekonani, że Polek i jego rodzice są jakimiś dalekimi kuzynami Harry'ego Pottera. Zuzanna Orlińska znakomicie żongluje nastrojami czytelnika, bo po grozie, smutku i niepewności znów nastają światło, radość i bezpieczeństwo. Tylko bardzo chcielibyśmy poznać tę wspominaną w ostatnim zdaniu książki "zupełnie inną opowieść" o tacie Polka! Ale nawet jeśli autorka nie planuje kontynuacji, poradzimy sobie mając jedynie "Matkę Polka", którą czytaliśmy już dwa razy i na pewno jeszcze będziemy do niej wracać. To jedna z najbardziej wartościowych i "czytalnych" pozycji na półkach mojego syna, prawdziwie piękna literatura.
Bożena Itoya

Zuzanna Orlińska, Matka Polka, ilustracje Mikołaj Kamler, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz