"Matka
Polka" jest kolejną po "Cierpieniach sięciolatka"
humorystyczną, rodzinno-przygodową książką Zuzanny Orlińskiej z
ilustracjami Mikołaja Kamlera. Już chwytliwy tytuł okazuje się
małą pułapką, żartem językowym, zabawą z czytelnikiem, i tak
samo będzie do ostatniej strony publikacji. Weźmiemy udział w grze
wyobraźni, nikt nam nie powie wprost, co bohaterowie przeżyli
naprawdę, a co wyczarowały opowieści i waleczne czyny matki i ojca
Polka, kiełkujące też w chłopcu, jego kuzynie i kolegach z klasy.
W
pierwszym rozdziale autorka przedstawia bohaterów – trzyosobową
rodzinę, przy czym pisze zwięźle, ale na tyle obrazowo, że po
kilku stronach znamy ich już doskonale i bardzo lubimy. Na tę
sympatię wpływają też ilustracje Mikołaja Kamlera, wyjątkowo
pozytywne i wyraziste, choć na wyklejkach i pierwszych stronach
widzimy tylko fragmenty twarzy tytułowej matki, bo większość
kadru zajmuje jej bujna czupryna. (Auto)portret taty-malarza
skojarzył nam się z lepszą wersją Pana Kleksa – oryginalny
profesor Ambroży wydawał nam się zawsze trochę niepoczytalny, a
tata Polka jest przesympatyczny, choć też nie należy do typowych
poważnych panów.
Ciasna
pracownia taty ładnie pachnie farbami i terpentyną. Polek ma tam
swój ulubiony fotel – lubi siedzieć w nim cichutko za plecami
taty i patrzeć, jak na płótnie pojawiają się barwne plamy. Na
początku kolory często za sobą nie przepadają – tata pomaga im
się spotkać i porozumieć. Te, które chcą za bardzo zwracać na
siebie uwagę, głaszcze płaskim pędzlem, żeby złagodniały;
inne, bardziej nieśmiałe, łaskocze małym pędzelkiem, aż
wybuchają całą swoją barwną wesołością. Kiedy tata maluje,
wygląda jakby tańczył. Pogwizduje dziarskie melodyjki. Jego tęgie
ciało nabiera lekkości, a uśmiech nie schodzi mu z ust.
Muszę
zaznaczyć, że "Matka Polka" rozpoczyna się tak, jak
uczniowie chcieliby, żeby zaczynały się wszystkie szkolne lektury
– wyraźnymi, pełnymi charakterystykami najważniejszych postaci.
Wyszukiwanie podobnych opisów zazwyczaj zajmuje mojemu synowi
większość czasu przewidzianego na zadania domowe (wszak w piątej
klasie lektury miewają po 300 stron). Zuzanna Orlińska już na
wstępie zyskuje więc aprobatę najważniejszego, dziecięcego jury,
zwłaszcza jeśli dziecko lubi czytać o osobach nietypowych, trochę
dziwakach, bardzo energicznych i nieoglądających się na opinie
przeciętnych obywateli.
Matka
– także dlatego, że nie pasują do niej żadne zdrobnienia. Nie
jest wcale drobna, o nie. Jest po prostu duża. Ma długie nogi i
długie ręce. Jej włosy – dużo włosów koloru rdzawobrązowego
– skręcone w maleńkie sprężynki fruwają swobodnie wokół
głowy. Nos ma spory, ale nie haczykowaty jak u Baby-Jagi, lecz
miękko i łagodnie zakończony, pokryty mnóstwem drobniutkich,
brązowych piegów (matka Polka lubi te piegi – twierdzi, ze każdy
z nich jest pamiątką jakiegoś słonecznego dnia). Jej usta także
są duże –
mówi nimi szybko i głośno,
a kiedy milczy, ładnie się uśmiecha. Oczka za to ma małe, jasne –
bystro i trochę jakby
kpiąco łypiące.
Chłopcy z klasy Polka sądzą, że
jego matka jest dziwna. Ubiera się śmiesznie, nie tak jak inne
mamy. Na wielkich stopach nosi zawsze stare, sfatygowane trampki,
nawet zimą, ale nigdy nie marznie.
Rozdział
drugi obłaskawi już chyba wszystkich opornych czytelników,
rówieśników Polka (właściwie: Apolinarego) częściej
zaglądających do rozmaitych ekranów niż do książek. Tak wydaje
się spędzać czas i sam literacki bohater, którego wciąga (w
każdym tego słowa znaczeniu) najnowsza gra komputerowa. Przygody w
wirtualnym świecie zostały opisane z humorem, choć kilkakrotnie
wzbudzają w czytelniku również niepokój, ale tylko taki znany
każdemu graczowi czy widzowi filmów fantasy. Matka Polka okazuje
się superbohaterką, radzi sobie w każdych, nawet najbardziej
nieprawdopodobnych okolicznościach, zna języki, stworzenia i
portale, o których istnieniu chłopiec nawet nie wiedział. Wartkim
przygodom towarzyszą świetne ilustracje, sprawiające wrażenie
ruchomych, naprawdę przypominające grę komputerową i fantastyczne
światy. Naszą uwagę przyciągnęły nietypowe ujęcia, zwłaszcza
ilustracja rozciągnięta na dwie strony (jej obejrzenie wymaga
przerzucenia kartki) oraz to, w którym kluczową postać, wrażego
robala, widać tylko w celowniku gigantycznej broni (ale nie jest to
opowiadanie pełne przemocy!). Co ciekawe, na tym etapie książki
przestaliśmy już zauważać, że ilustrator używa jedynie trzech
kolorów: szarego, białego oraz pomarańczowego, ponieważ obrazy są
po prostu kompletne i całkowicie angażują czytelnika, zupełnie
jak komiks.
Rozdział
trzeci opowiada o przyjęciu urodzinowym, jakie chciałoby mieć
każde dziecko. Matka i ojciec Polka podpytują go o preferencje
imprezowe, a odpowiedź (pełna zabawnych i jakże realistycznych
narzekań młodzieńca) zajmuje ponad dwie strony. Przyszły jubilat
wyjawia wreszcie swoje marzenia, ale kto by się spodziewał, że
rodzice są w stanie je urzeczywistnić. A jednak: będzie okręt,
piraci, abordaże, bitwa morska, same cuda! Poza cudowną,
nieokiełznaną zabawą znajdziemy tu wyjątkowo cenny morał: zawsze
znajdzie się jakiś mały hejter, który będzie chciał się
wyróżnić, zabłysnąć krytykując największą nawet atrakcję.
Nie warto się przejmować, nigdy nie dogodzi się wszystkim, a nawet
jeśli dogodzi, to trafi się ktoś nieszczery, sabotujący radość
jubilata, solenizanta czy innego bohatera dnia.
W
rozdziale czwartym poziom fantazji, abstrakcji, surrealizmu i humoru
znacznie wzrasta. To nasza ulubiona historia z "Matki Polka",
genialna farsa o sile reklamy, zilustrowana przez Mikołaja Kamlera w
duchu telewizyjnej błyszczącej papki (z jednym wyjątkiem –
obrazkiem lasu, zawieszonym między baśnią a horrorem). Bardziej
przyziemny wydaje się rozdział piąty, w którym akcja koncentruje
się wokół osiedlowej imprezy sąsiedzkiej organizowanej przez
matkę oraz przyjazdu kuzyna Polka, przemądrzałego Dantego
Gabriela. Matka Polka występuje w nowych stylizacjach, roi się od
ilustracji wesołych (a wśród nich króluje lekko spękana lub
zamoknięta, przytulona do drzew i wpleciona w tekst kamienica,
której podwórkiem maszerują chłopcy) i takich z dreszczykiem
(sceny piwniczne, w tym... bokserskie), a wszystkie pełne są wyrazu
i wydarzeń. Finał opowieści z rozdziału piątego przynosi
przemianę przynajmniej jednego z bohaterów, oczyszczenie atmosfery
i rozluźnienie czytelnika.
Ten
ładunek pozytywnego nastroju przyda się w ostatnim, szóstym
rozdziale. Tutaj akcja staje się dramatyczna, choćby nawet
rozgrywała się tylko w wyobraźni Polka i miała symbolizować
rodzinne relacje. Dochodzi bowiem do sytuacji, przed którą drży
chyba każda matka – kiedy dziecko przestanie w nią wierzyć, coś
wyssie z niej energię, nie starczy sił na podtrzymywanie rodzinnej
konstrukcji. Opowieść pełna jest baśniowych nawiązań i chwilami
byliśmy właściwie przekonani, że Polek i jego rodzice są jakimiś
dalekimi kuzynami Harry'ego Pottera. Zuzanna Orlińska znakomicie
żongluje nastrojami czytelnika, bo po grozie, smutku i niepewności
znów nastają światło, radość i bezpieczeństwo. Tylko bardzo
chcielibyśmy poznać tę wspominaną w ostatnim zdaniu książki
"zupełnie inną opowieść" o tacie Polka! Ale nawet jeśli
autorka nie planuje kontynuacji, poradzimy sobie mając jedynie
"Matkę Polka", którą czytaliśmy już dwa razy i na
pewno jeszcze będziemy do niej wracać. To jedna z najbardziej
wartościowych i "czytalnych" pozycji na półkach mojego
syna, prawdziwie piękna literatura.
Bożena
Itoya
Zuzanna
Orlińska, Matka Polka, ilustracje Mikołaj Kamler, Wydawnictwo
Literatura, Łódź 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz